Ocean żużlowych emocji: pora na finał brytyjski!

Żużel
Ocean żużlowych emocji: pora na finał brytyjski!
Czy Tai Woffinden obroni tytuł sprzed roku? / fot. Cyfra Sport

Ludzie, którzy zasypiają z zębatką w lewej dłoni, a w prawej dzielnie trzymają dyszę, doczekali się wielkiego wieczoru. W poniedziałek warto przytulić się do beczki z metanolem: finał indywidualnych mistrzostw Wielkiej Brytanii od godz. 20.30 w Polsacie Sport!

Kiedy w 2012 roku Nigel Pearson zdzierał gardło i oznajmiał światu, że Scott Nicholls poprawił osiągnięcie Barry’ego Briggsa, Nowozelandczyk był zatopiony w lekturze. Chłonął książkę „F1 to ja” – rzecz o Bernie Ecclestonie. Bernie to dobry kolega Briggsa, ale wiecznie żądny wiedzy Briggo chciał sprawdzić czy to co piszą o władcy F1 nosi w sobie ziarno prawdy. Przed laty Bernie żywo interesował się motocyklami, chodził na mecze Ipswich Witches, ba chciał nawet wypromować speedway na szerszą skalę, ale uznał, że lepiej zająć się wyścigami samochodów.

„Bernie to ciekawa, bardzo złożona postać… Rozmowa z nim to przekraczanie bram piekła, ale za żadne skarby nie oddałbym tego ognistego spaceru. Niebanalny tok rozumowania, wielki człowiek. Pasjonat i zręczny biznesman. A co do speedwaya… Nie wiedziałem, że mam sześć tytułów indywidualnego mistrza Wielkiej Brytanii. Zawsze przywiązywałem ogromną wagę do mistrzostw ligi, bo tam obsada była lepsza niż w finałach światowych” – stwierdził Barry. Wciąż kreatywny, choć w grudniu stuknie mu 80 lat. Jeździ na motocyklu, zbiera pieniądze dla poszkodowanych żużlowców, uczył Steve’a McQuinna ślizgu kontrolowanego, opracował deflektor, zbudował piękny dom w Kalifornii. Szukał złota w Afryce, spał pod namiotem w dżungli, komentował zawody w telewizji, kumpluje się z Markiem Webberem.

Briggs wychował się przy podmuchach wiatru znad Pacyfiku. W Christchurch najczęstszym partnerem podczas spacerów jest porywisty wiatr. Bywa też tak, że trzęsie się ziemia, o czym przekonały się mury zacnej katedry położonej w centrum Christchurch. Największe miasto południowej wyspy Nowej Zelandii leży na styku płyt tektonicznych. Nic dziwnego, że gdy Briggo przybył na Wyspy Brytyjskie, speedway przeżył wstrząs… W 1961 roku Barry musiał przebijać się przez eliminacje do finału brytyjskiego. Na swoim torze w Southampton Briggs wykręcił 13 oczek. Nowozelandczyk ścigał się ze złamanymi kością w stopie i wybitym kciukiem, ale nie wydał z siebie grama jęku. Jak przystało na żużlowca z krainy Maorysów… Na torze Belle Vue Aces, Barry zgromadził 10 oczek. Obie rundy z kompletem punktów wygrał jego odwieczny rywal – rudowłosy Brytyjczyk Peter Craven. Briggs był 13 po obu eliminacjach, ale na tym nie skończyły się schody. Kolejna runda odbyła się na torze Wimbledonu. Barry zdobył 14 punktów, oczko mniej od rodaka Ronnie Moore’a. Chwila oddechu, własnoręczne mycie motocykli i podróż do Norwich. 15 oczek Briggsa, 14 Cravena i 11 oczek Cyrila Maidmenta. Briggo awansował do finału brytyjskiego, który miał odbyć się 2 września 1961 roku na legendarnym Wembley. Na trybunach zasiadło 50 000 widzów…

Zawodnicy zaprotestowali, bo pola startowe przypominały bagno, a na dodatek maszyna startowa nie działała prawidłowo. Briggo był przywódcą buntu. „Chcieliśmy, aby należycie przygotowano tor. Publiczność zajęła się czytaniem popołudniówek, paleniem papierosów, a my nie wyjeżdżaliśmy na tor. Poprawiono pola startowe, zaczęliśmy ruszać na chorągiewkę. Najpierw kierownik startu machał białą flagą, a kiedy ta się pobrudziła, jechaliśmy na chorągiewkę z wizerunkiem Union Jack. Dopiero po szóstym wyścigu zaczęliśmy ścigać się na zielone światło…” – wspomina Briggo.

W 18 biegu Briggs zapewnił sobie mistrzowski tytuł. Pokonał Ronnie Genza, Raya Crespa i Petera Moore’a. Barry miał na koncie 15 punktów, ale nie uważa, że Wembley było jego ulubionym torem. „O nie, wszystko tylko nie Wembley. Gdyby sporządzić listę ulubionych torów, Wembley byłoby na szarym końcu. Przedziwny tor. Jestem niecierpliwą osobą, nie cierpię kalkulacji, kocham wyścigi. Kiedy przez dwa okrążenia wisiałem na drugim miejscu, dzikość wstępowała we mnie, robiłem szalony manewr na torze i… przeważnie mi się udawało!” – śmieje się Barry.

Pierwszy wiraż na Wembley sprawiał problemy największym asom żużlowego toru. Większość zawodników wolała przejechać go szeroko, a nieliczni spryciarze szukali swojej szansy przy krawężniku. Przez mój niepohamowany głód prawdziwej dynamicznej jazdy, straciłem palec. W 1972 roku w finale światowym na Wembley jechałem w jednym wyścigu ze Szwedem Bernie Perssonem. Chciałem ściąć do kredy, a Persson wynosił się pode mnie.

Wiedziałem, że nie należy ufać każdemu żużlowcowi, wolałem ścigać się z klasowymi zawodnikami. Źle obliczyłem poziom zaufania względem Perssona, Bernie pojechał ostro i staranował mnie. Zapomniałem o nim w ferworze walki, zostawiłem mu kilka cali wolnego miejsca, a nie powinienem mu dać nawet centymetra przestrzeni i zamknąć wewnętrzną… I straciłem palca” – wyznaje czterokrotny indywidualny mistrz świata.

Briggs wychował się na wyścigach handicapowych, więc umiał odrabiać nawet gigantyczne straty do rywali. Ba, wygrywał finały brytyjskie będąc nie w pełni zdrowym… W niedzielę 7 maja 1967 roku Barry uczestniczył w makabrycznym wypadku na długim torze w Niemczech. „Pędziłem lekko ponad 100 mil pozbierałem się. Nie miałem mechanika, sam prowadziłem auto, odczuwałem zmęczenie, ale to były czasy kiedy każdy z nas jeździł z ogromnym poświęceniem. Upadek w Farmsen pod Hamburgiem wypadał makabrycznie, ale wyszedłem z niego cało. Kolano i nadgarstek nadawały się na śmietnik, ale zacisnąłem zęby, bo sześć dni po wywrotce w Niemczech startowałem w eliminacjach brytyjskich w Swindon. Jestem odporny na ból, ale wtedy chciałem wyć jak wilk do księżyca!” – Briggo powraca do dawnego, romantycznego speedwaya.

Mistrz świata z 1966 roku przeszedł samego siebie. 11 oczek w Swindon, 12 w Poole, 4 zwycięstwa w Wolverhampton, rezygnacja z ostatniego wyścigu i awans do finału brytyjskiego. Półfinał na torze Wimbledon Briggo wygrał w cuglach, ale 15 lipca solidnie przydzwonił w Swindon. Odpoczął od speedwaya grając w piłkę w ogrodzie swojego domu w Chilworth. Ileż radości sprawił mu futbol w towarzystwie synów: Garry’ego i Tony’ego. Wreszcie finał w West Ham, w którym Barry nie dał szans Ivanowi Maugerowi i Ericowi Boocockowi. Oj, Briggo, byłeś niesamowitym żużlowcem…

Braciszkowie mróweczkowie

Finały brytyjskie częstokroć były fascynującym poletkiem walki rodzinnych klanów. Dwukrotny indywidualny mistrz świata – Peter Craven zadebiutował w finale brytyjskim w 1961 roku. W 1962 roku Craven został mistrzem Wielkiej Brytanii, a jego starszy brat Brian zajął siódme miejsce.

Chris i Dave Morton ścigali się w czterech finałach brytyjskich (1975, 1976, 1978, 1980). W 1997 roku w 20 wyścigu finału brytyjskiego pod taśmą stanęli: Kelvin Tatum (dziś ekspert Sky Sports) i jego brat Neville. Kelvin wygrał ten bieg, a Neville przywiózł 2 punkty. Bracia Nigel i Eric Boocock zanotowali łącznie 21 występów w finale brytyjskim, a rywalizowali w siedmiu z nich.

Niezwykłego wyczynu dokonali bracia Collins. Peter Collins zadebiutował w finale brytyjskim w 1972 roku. Na przestrzeni 20 sezonów (1972-1991) przynajmniej jeden z klanu Collinsów występował w najważniejszym rozdaniu kart. W finałach rozegranych w 1977 oraz 1983 roku czterej bracia Collins widnieli na liście startowej finału brytyjskiego: Peter, Phil, Les i Neil.

Prawdziwy majstersztyk wykonali bracia Grahame. Tata Archie nie mógł przyjechać do Coventry w środę 2 czerwca 1982 roku, ale bardzo przeżywał występ Alana i Andy’ego. Nie mógł spokojnie usiedzieć w domu, krzątał się, wiercił na sofie, robił porządki w ogrodzie… Alan, brat Andy’ego, doskonale pamięta tamtą sławetną środę. „Bujałem się w kilku finałach, ale nigdy niczego nie zwojowałem. Z kolei Andy zaliczył chrzest bojowy w 1982 roku. Wszystko nam wychodziło tego wieczoru. Podejrzewam, że kluczem do sukcesu była wyprawa do Australii pod skrzydłami Nigela Boococka. Byliśmy wypoczęci, zażyliśmy kąpieli słonecznych, ale co najważniejsze: byliśmy wjeżdżeni w sezon. Źle jeździłem pod presją oczekiwań taty. Ilekroć tata był na zawodach, zawsze zaliczałem klapę. Tego dnia mama zrobiła obiad, potem zatopiła się w ekran telewizora, a tata otworzył kilka browarków. Szliśmy z Andym jak burza przez 4 serie wyścigów. Spotkaliśmy się w 18 biegu. Andy był bezbłędny do tego momentu, miał 12 oczek na koncie, a ja 10. Brat potrzebował drugiego miejsca, aby zapewnić sobie tytuł mistrza. Mieliśmy trudnych rywali: Michaela Lee i Chrisa Mortona. Michael dobrze wyszedł spod taśmy, ale dźwignęło go na pierwszym łuku i spadł na ostatnie miejsce. Ja uciekłem do przodu, a za moimi plecami Andy bronił się przed wściekłymi atakami Mortona. Gdyby Chris przeszedł Andy’ego po trasie, mój brat miałby 13 oczek, tyleż samo co ja, a w paradę mógł nam jeszcze wejść Kenny Carter. Nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia, gdyby Morton pokonał mojego brata, a Kenny objechałby nas obu w barażu o tytuł! Na szczęście Andy wytrzymał napór Chrisa, a Kenny Carter przywiózł dwa oczka w ostatnim wyścigu i zakończył zawody z dorobkiem 12 punktów” – wspomina Alan Grahame.

Kiedy minęli linię mety, Alan pospieszył z gratulacjami. Puknął Andy’ego solidnie w kask, a braciszek omal nie zemdlał z wrażenia. „Będę miał migrenę do końca moich dni!” – grzmiał Andy w parku maszyn. Grahamowie zawsze byli zżyci ze sobą. Od najmłodszych lat rywalizowali pomiędzy sobą: w snookera, na rowerach bmx, na boisku piłkarskim, ale darzyli się ogromnym szacunkiem . Alan jest o 3 i pół roku starszy od Andy’ego. Po zakończeniu kariery żużlowca Alan bawił się przez 11 lat w sidecar motocross. Przez pierwsze 5 lat pasażerem w sidecar motocrossie był jego brat Andy…

A kiedy bracia wrócili późnym wieczorem do domu, w drzwiach czekała zapłakana mama Christine, a tata kończył malować emulsją wielki napis: „witajcie w domu mistrzowie!” W okolicznych sklepach zabrakło białej farby…
I tylko smutno, że ze składu finału brytyjskiego w 1982 roku nie ma już kilku żużlowców na naszej planecie. Kenny Carter, Simon Wigg i Malcolm Holloway oglądają speedway z wysokości niebios…

Lisiątko Andy Smith

Wprost nie do wiary. 18 finałów brytyjskich z rzędu. Trzy tytuły mistrzowskie (1993, 1994, 1995). Ogółem 19 występów w finałach (debiut w 1985 roku, ostatni start w 2006 roku). I żal w sercu. „Władze brytyjskiego speedwaya obiecały mi, że po trzecim tytule otrzymam puchar na własność. Zapewniałem ich, że mam wielki strych, ale nie dali się przekonać. Po długich negocjacjach i wierceniu dziury w brzuchu, wykonali replikę dla mnie, ale to nie to samo co prawdziwy puchar. Jeśli kiedyś moje wnuki wdrapią się na poddasze i wyciągną zakurzoną replikę, a potem zerkną na fotografie, spytają się dziadka dlaczego zamienił trofea. Co zrobić, takie życie… I pomyśleć, że nawet Barry Briggs czy Ivan Mauger nie wygrali finału brytyjskiego trzy razy z rzędu, a mają w domach piękne puchary…” – smuci się Andy „Foxy” Smith.

Andy, choć wystartował w 48 turniejach Grand Prix, pozostaje niedoceniany na Wyspach. „Kluczem do zwycięstw było nienaganne przygotowanie mentalne. Tłumaczyłem sobie, że to są moje ostatnie zawody w życiu, że już nigdy nie wsiądę na motocykl, że cierpię na jakąś nieuleczalną chorobę i to przyniosło efekty. Dawałem z siebie wszystko, oddałem serce dla żużla. Udało się dopiero za dziewiątym podejściem. A i tak rywale pokątnie rozmawiali, że jestem farciarzem, bo finał był rozgrywany na moim domowym torze w Coventry” – wspomina „Foxy”.

W niedzielę 9 maja 1993 roku Smith wykręcił 14 punktów. Dodatkowy wyścig o srebro stoczyli Joe Screen (13+3) i Gary Havelock (13+2). 1 maja 1994 roku Andy walczył jak lew. Był zaledwie dziewiąty po 2 seriach startów (z trzema oczkami na koncie). Do tego momentu królował bezbłędny Dean Barker (Eastbourne Eagles). Jednak w kolejnych wyścigach Smith rządził i dzielił. Z 12 punktami zdobył po raz drugi tytuł indywidualnego mistrza Wielkiej Brytanii. Za jego plecami trwała zażarta walka. W wyścigu o srebro górą był Joe Screen (11+3), trzecie miejsce zajął Steve Schofield (11+2), a czwarty był Gary Havelock (11+1). Wreszcie trzeci skalp Smitha, 30 kwietnia 1995 roku. Komplet 15 punktów. Andy zamknął usta krytykom. „Nie miałem łatwej drogi na szczyt. Wiele osób było do mnie wrogo nastawionych. Bywały sezony kiedy nie mogłem jeździć w Anglii, bo promotorom nie pasowała moja średnia meczowa i niewyparzony język. Żałuję, że nie zaliczyłem 20 występów w finałach, ale federacja nie była po mojej stronie…” – mówi rozżalony Andy.

I co fascynujące: w trzecim złotym finale Smitha, ponownie tytuł wicemistrza wywalczył Joe Screen (14 oczek). Joe musiał poczekać jeszcze rok, aby wykąpać się w szampanie. W 1996 roku wiecznie drugi fenomenalny wojownik Joe „The Screen Machine” sięgnął po złoto. Nie martw się, Andy. Screen też nie ma pucharu na własność, a dwa razy był mistrzem (1996, 2004). I jak mawia Joe: „nic wielkiego się nie stało, jedna blaszka na strychu mniej czy więcej, co za różnica…”

Złoty Hot Scott Nicholls

Scott dwukrotnie zdobył tytuł mistrza Wielkiej Brytanii do lat 21, ale wejście w świat dorosłych nie przypominało smaku truskawek ze śmietaną. W 1997 roku Nicholls zajął 11 miejsce w finale brytyjskim rozegranym w Coventry. Co gorsze, przegrał barażowy wyścig z Davidem Norrisem, a stawką było miejsce w finale zamorskim, kolejnej eliminacji mistrzostw świata. Silnik wyzionął ducha, a Floppy odjechał w siną dal. 6 oczek na dzień dobry, niby tragedii nie było…

W 2002 roku Scott ścigał się już w innych szatach regulaminowych. Zawody przesunięto na chłodną październikową sobotę. Pierwsza piątka uzyskiwała awans do eliminacji MŚ, a po tradycyjnych 20 wyścigach, w finale spotykała się czwórka najlepszych zawodników sesji zasadniczej. Nicholls zgromadził 13 punktów w 5 startach, a tyleż samo miał na koncie Lee Richardson. Po 12 oczek uzbierali: David Howe i Mark Loram. W pierwszej odsłonie 21 wyścigu Loramski i Richardson jechali jak przyklejeni do siebie. Wystarczyło, aby Mark odfrunął na moment od krawężnika, a Lee wcisnął się pod łokieć Lorama… Mark przewrócił się kiedy Lee zaczął mocno naciskać. Doznał kontuzji pleców. Następnego dnia wypisano go ze szpitala.

Sędzia Robbie Perks wykluczył Marka z powtórki, choć Loram i tak nie byłby w stanie wsiąść na motocykl. Nicholls popisał się genialnym startem i oszalał ze szczęścia. „Byłem skupiony przy drugiej próbie. Miałem farta, że wyścig był powtarzany. Ciężko pracowałem na ten sukces, a tytuł mistrza Wielkiej Brytanii jest marzeniem każdego chłopaka urodzonego na Wyspach. Myślałem, że zdobędę pierwsze złoto będąc nieco młodszym, ale widocznie musiałem poczekać na ten wyjątkowy wieczór 17 października…” – wyznał wówczas Scott. 9 miesięcy później Nicholls znów triumfował. Tym razem finał rozegrano na południowym wybrzeżu - w Eastbourne. Floppy, czyli David Norris był nie do ugryzienia w zasadniczej części turnieju, ale w finale Nicholls zachował zimną krew. Norris wybrał trzecie pole startowe co zaskoczyło Scotta. „Myślałem, że Floppy wybierze krawężnik lub ekstremalnie zewnętrzne pole. Wziąłem pierwsze pole, choć nie miałem żadnego planu taktycznego na rozegranie finału. Marzyłem o w miarę sensownym starcie. Udało się…” – mówił rozmarzony Nicholls. Najwięksi rywale: Loram i Richardson nie wystartowali, bo leczyli kontuzje. „Wiem, że gdyby w stawce finalistów zagościli Mark i Lee, byłoby trudniej obronić tytuł. Nie mam pojęcia czy trudniej zdobyć czy obronić mistrzostwo Anglii. Wciąż dojrzewam jako mężczyzna” – stwierdził Nicholls po finale rozegranym 5 lipca 2003 roku na torze Arlington. Wicemistrzem został Dean Barker, trzeci był David Norris, a czwarty Joe Screen.

W 2005 roku Nicholls błyszczał w Pradze na Markecie, a prosto z czeskiej stolicy udał się w podróż do Oxfordu. 10 lipca tor przy Sandy Lane okazał się pięknym terenem łowieckim. „Trochę się ociągam, gdyż mam już swoje lata, a to dopiero trzeci tytuł mistrza Wielkiej Brytanii. W Pradze nie udało się wygrać, więc chociaż część weekendu była szczęśliwa” – powiedział Scott. Za plecami Nichollsa finiszowało trio: Harris, Screen, Loram.

W 2006 roku Nichollsowi szło jak po grudzie w cyklu GP, ale skoncentrował się maksymalnie na występie w finale brytyjskim na trudnym torze Belle Vue Aces. „Skoro nie mieszczę się w pierwszej ósemce GP, to znaczy, że jestem za słaby na ściganie się w elicie, a zaproszenia na kolację mnie nie interesują. Nie wykonałem należycie swojej pracy. Mam nadzieję, że 11 czerwca wstawię nowy puchar do gablotki…” – mówił Hot Scott. 13 oczek w serii zasadniczej, a w finale Nicholls nie pozwolił oddychać Screenowi, Steadowi i Harrisowi.

W 2007 roku Bomber udaremnił Scottowi wpis do księgi arcymistrzów. Nie udało się powtórzyć osiągnięcia Smitha z lat 1993-95, ale w 2008 roku Nicholls szalał na Abbey Stadium w Blunsdon. Poprawił osiągnięcie Ivana Maugera, a był tylko o jeden krok od wyrównania rekordu Barry’ego Briggsa. Scott rozprawił się z Harrisem w pierwszej serii, ale miał defekt w 10 wyścigu. Nie zraził się tym niepowodzeniem, uzbierał 12 oczek w regularnej części turnieju, a w finale znów był klasą dla siebie. „Jeżdżę dla Orłów z Eastbourne i chciałem dziś fruwać bardzo wysoko. Byłem wściekły, że Chris zabrał mi szansę na trzeci tytuł z rzędu, a dodatkowo motywował mnie fakt, że Swindon nie należy do moich ulubionych obiektów. Chcę być najlepszym Brytyjczykiem oraz nr 1 na świecie” – wyznał 29 maja 2008 roku Nicholls.
Dwa kolejne lata do okres dominacji Harrisa na domowej scenie, ale w 2011 roku splot szczęśliwych wydarzeń otworzył wrota do niebios przed Nichollsem. „Tai Woffinden zasłużył na tytuł, gdyż był bezbłędny w 5 startach. Jeździł jak stary wyga, ale finał brytyjski składa się z 22, a nie z 20 wyścigów. Rok temu przeżywałem dramat, bo byłem najlepszy w serii zasadniczej, a w finale przyjechałem drugi” – mówił ucieszony Hot Scott. W poniedziałek 6 czerwca na Monmore Green Nicholls wyrównał osiągnięcie Briggsa…

W 2012 roku Scott wystartował po raz szesnasty z rzędu w finale brytyjskim. Wykręcił 13 oczek w części zasadniczej, a w 22 wyścigu był sprytniejszy od Harrisa, Woffindena i Kennetta. „Jestem w księgach na wieki. Jestem ogromnie dumny, że poprawiłem wynik wielkiego mistrza Briggsa, ale on zdaje się nie był Brytyjczykiem, lecz Kiwi, czyż nie tak? To ogromny sukces, na który ciężko zapracowałem…” – wspominał Scott. 7 tytułów mistrza Wielkiej Brytanii to wynik budzący ogromny szacunek, ale równie nieosiągalny wydawał się być rekord Leigh Adamsa. Leigh ma 10 tytułów indywidualnego mistrza Australii, a tymczasem Chris Holder ma już 5 na koncie i coraz śmielej mówi o tym, że chce zdetronizować Adamsa. A zatem Nicholls nie może spać spokojnie widząc z jakim apetytem przystępuje do świątecznej kolacji Tai Woffinden. Woffy chce wyrównać osiągnięcie Rickardssona na scenie GP, brakuje mu 5 złotych krążków. Na Wyspach Tai potrzebuje 6 wygranych w finale brytyjskim, aby zrównać się ze Scottem, ale ma dopiero 24 lata, więc wszystko przed nim. Niech Nicholls modli się, aby finał przeniesiono z Monmore Green do Edynburga, wówczas szanse na złoty wpis w księdze wieczystej będą większe…

Złoty strzał w Rye House

W czwartek 24 kwietnia rozegrano pierwszy półfinał brytyjski. Bliski zawału serca był trzykrotny mistrz Chris Harris. Być może Bomber myślami wędrował już na GP w Bydgoszczy… W Sheffield Harris zaczął przyzwoicie (3,1), ale w dziewiątym wyścigu wieczoru Bomber rozdziewiczył i przetestował nową dmuchaną bandę na Owlerton. Złapał przyczepny pas, podniosło mu przednie koło i wylądował na dmuchawcu, tyle, że bez akompaniamentu wiatru i latawców… „Przydzwoniłem na pełnej prędkości. To cud, że oddycham” – mówił po upadku Harris. Kiedy w czternastym wyścigu Harris przyjechał trzeci za plecami Kennetta i Kerra, zapachniało sensacją. 5 oczek po 4 startach… Co więcej, w 20 wyścigu Harris musiał zmierzyć się ze specjalistą od obiektu w Sheffield – Craigiem Cookiem. Chris był czwarty po starcie! Przed nim Cookie, Derek Sneddon z Edynburga i miejscowy as – Adam Roynon. Harris zabrał się do pracy, wyprzedził Sneddona i ostro wszedł pod Roynona. Adam potrzebował tylko oczka, aby wejść do finału brytyjskiego. Na drugim okrążeniu Harris miał przed sobą tylko Craiga Cooka. Tańczył za Cookiem, atakował po małej i dużej, a wreszcie praktycznie całując tylną oponę Craiga wysunął się na czoło stawki. Ciężki chleb…

8 punktów wystarczyło, aby zająć 6 miejsce, więc Bomber odetchnął. Na Owlerton kapitalnie ścigał się Danny King. 14 punktów, a jedynej porażki Danny doznał w 13. wyścigu. Nicholls wyskoczył genialnie spod taśmy, ale przez cztery kółka czuł gorący oddech Kinga na szyi. Scott zajął czwarte miejsce z 12 punktami. Znakomite ściganie, mnóstwo tasowania na dystansie, nikt nie odpuszczał. Steady, miejscowa gwiazda, nie pamięta tak znakomitych zawodów w Sheffield. „Było cudownie. Dawno nie widziałem takiej determinacji w oczach chłopaków. Jestem dumny, że awansowałem do finału po dobrym turnieju” – stwierdził Simon. Steady był piąty z 10 oczkami. Fani Tygrysów z Sheffield mieli jeszcze jeden powód do radości: do finału zakwalifikował się Adam Roynon. Świetnie zaprezentowali się dwaj niepokorni panowie z Wysp: Craig Cook (13 oczek, drugie miejsce) i Ben Barker (13 oczek, trzecie miejsce). Dopiero ósmy był Eddie Kennett (7 oczek). Na szczęście, Eddiemu przyznano jedną z dwóch dzikich kart i pojedzie na Monmore Green…

Do zawodów w Rye House, Tai Woffinden był cieniem wielkiego mistrza. Najwyraźniej wróciły wspomnienia z młodzieńczych lat we wschodnim Hertfordshire… Tylko w dziewiątym wyścigu przez moment zagrożeniem dla Taia był świetnie startujący Carl Wilkinson. Woffinden agresywnie wszedł pod Carla, wypchnął go na zewnątrz i tyle go widziano. Już w pierwszym wyścigu dnia Tai wykręcił najszybszy czas w tym sezonie na Rye House… Jednak walka o pozostałe 6 miejsc była zażarta. Steve Boxall gryzł tor. Pokazał, że nie na darmo był objawieniem indywidualnych mistrzostw National League we wrześniu ubiegłego roku. Jego mijanki z Richie Worrallem w 20 wyścigu były ozdobą wieczoru. Steve wykorzystał znajomość własnego toru i awansował do finału brytyjskiego z 11 oczkami. Inna gwiazda Rye House Rockets, Jason Garrity utonął w gąszczu na pierwszym wirażu 8 wyścigu, ale dzielnie walczył i z 9 punktami wywalczył awans! Garrity stoczył porywający pojedynek z Leigh Lanhamem w 10 wyścigu i ta wygrana była na wagę złota. Na włosku wisiał Lewis Blackbird. Gwiazda Peterborough Panthers zostawiła to co najlepsze na sam finisz. Zaledwie 3 oczka po 2 startach, a potem taniec szaleństwa. W 11 wyścigu Blackbird szedł łokieć w łokieć z innym Lewisem – Bridgerem i wytrzymał napór rewolucjonisty z Lakeside Hammers… Blackbird skakał do góry z radości, gdy zajął drugie miejsce za Woffindenem w 17 wyścigu. 11 punktów zapewniło mu występ na Monmore Green… Najstarszy w stawce Leigh Lanham zanotował dwa zwycięstwa, dwa ostatnie miejsca i dwa oczka w 10 biegu, ale płakał jak bóbr, bo przegrał barażowy wyścig ze Stefanem Nielsenem. Ten krwiożerczy bój sprawił, że Nielsen otrzymał dziką kartę na występ w finale brytyjskim. Świetnie zawody zaliczył waleczny Szkot Richie Lawson, który z 11 oczkami zakwalifikował się do decydującej rozgrywki w Wolverhampton.

Po latach człowiek wspomina finały brytyjskie. Przechodzi z komnaty do łazienki poprzez czarno białe zdjęcia po wypieszczone przez szaloną technologię współczesne obrazy. Finał brytyjski to wciąż magiczny wieczór i okazja, aby na kilka godzin zapomnieć o morderczym, wieloletnim wysiłku i przydrożnych barach. Wspinaczka po drodze znaczonej hamburgerami, aby zasiąść do łososia w wytwornym towarzystwie. Na Monmore Green rozbłysną światła, trzeba będzie zachować niezwykłą koncentrację przez blisko 3 godziny. Znacznie łatwiej o nią po solidnej dawce snu nawet z zębatką i kaskiem przytulonymi do poduszki i tułowia…

Polsat Sport, 20.30. wielkie ściganie o koronę króla na Wyspach czas zacząć!
Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze