Steven Gerrard - bohater tragiczny

To miał być jego sezon. Kapitan dumnie prowadził swój klub do mistrzostwa Anglii, zdobywał kolejne bramki, asystował. Był prawdziwym liderem. Jednak nagle wszystko się posypało. Jeden błąd, jedno poślizgnięcie w meczu z Chelsea odebrało nadzieję na mistrzostwo. W meczu z Urugwajem wróciły demony niedalekiej przeszłości.
To niesamowite, jak cienka linia jest między byciem bohaterem a przegranym. O symbolu Liverpoolu można napisać epopeje. O wkładzie w wizerunek drużyny, o liderowaniu, o wspieraniu młodych. Jest istnym przykładem na to, że lojalność i przywiązanie do barw istnieje.
Wydawało się, że jego rola w klubie będzie marginalizowana. Coraz starszy nie oznaczało, że coraz lepszy. Futbol poszedł do przodu – zrobił się szybszy. Gerrard nie był w planach Brendana Rodgersa na pozycję numer „dziesięć”. Były nawet wątpliwości, co do wystawiania go obok defensywnego pomocnika. Więc co z nim zrobić? Po prostu pozbyć się legendy?
Przedłużone życie i pierwszy akt tragedii
Rodgers zdecydował się niejako przedłużyć piłkarskie życie pomocnika. Wyznaczył mu rolę najbardziej cofniętego pomocnika. Stamtąd ma wielki wpływ na grę drużyny, bliski kontakt z obroną, a także z drugą linią. Miejscem docelowym jest środek obrony – tam ma zakończyć swoją karierę.
Niemal przez cały sezon wszystko wyglądało idealnie. Dużo strzelał, choć większość z karnych, asystował, choć głównie ze stałych fragmentów gry. Mimo to przede wszystkim był przykładem dla innych, istnym wzorem. Liverpool zachwycał, Gerrard błyszczał. Należało postawić kropkę nad „i”.
Wtedy coś się stało. Końcówka pierwszej połowy kluczowego meczu z Chelsea. Gerrard otrzymuje piłkę, podnosi głowę i chce zagrać. Myśli wyprzedziły ruch jego ciała. Złapał niekontrolowany poślizg, przez co Demba Ba przejął futbolówkę i zdobył bramkę dla gości. Co wtedy musiał czuć kapitan?
Kluczowy błąd w walce o mistrzostwo Anglii
Nadzieja na poprawę kadry
To był pierwszy akt tragedii autorstwa Gerrarda. Nie można oczywiście spłaszczać całej tej historii, ale to o tym błędzie mówi się, że kosztował Liverpool tytuł mistrza Anglii. Ciągle więc brakowało tego stempelka w postaci dominacji na Wyspach.
Szansą na poprawę humoru miał być mundial w Brazylii. Roy Hodgson zestawił ciekawą kadrę – doświadczonych zawodników wymieszał z graczami młodymi. Nie była to może kadra na miarę tej choćby z 2002 roku, ale obiecywano sobie wiele. Nawet mimo trudnej grupy.
Mimo porażki z Włochami można było patrzeć optymistycznie. Anglicy nie skupili się tylko na bronieniu i wybijaniu, ale także konstruowali akcje. To mogło się podobać. Taka postawa wlała mnóstwo optymizmu w serca fanów. Także i w serce Gerrarda.
Tragedia według Gerrarda - akt drugi
Mecz z Urugwajem miał być kluczowy. Potrzebna była forma kapitana, który miał kierować drużyną. Tego jednak nie było. Nie potrafił uporządkować gry, tak jak to robił w Liverpoolu. Jak on wygląda słabo, to tak samo wygląda Jordan Henderson. Ot, wpływ Gerrarda. Anglicy zanotowali niezliczoną ilość strat w środkowej części. To było nie do przyjęcia.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Długa piłka wybita na Cavaniego. Przy nim znajdował się właśnie Gerrard. Co ciekawe pojedynek główkowy wygrał. No ale, co z tego? Przyzwyczajenie wzięło górę. Przedłużone zagranie trafiło do kolegi z klubu Luisa Suareza, który pogrążył Anglików. Gol na 2:1 rozwiał nadzieję na korzystny wynik. Dwa kluczowe mecze i dwa błędy Gerrarda, które prawdopodobnie poskutkują utratą szansy na osiągnięcie czegoś większego. Konkretnie mistrzostwa Anglii i czegoś z reprezentacja – tego, czego zawsze mu brakowało.
Luis Suarez pociesza Stevena Gerrarda po starciu Urugwaj - Anglia
I zapewne brakować będzie. Taka szansa może się już nie powtórzyć. Kapitan zawiódł. Jedna wykreowana szansa, 79% celnych podań, 40% skutecznych odbiorów. W czymś, niestety, wybił się ponad innych. Mianowicie, w pojedynkach główkowych. Wygrał wszystkie! Patrząc jednak na to, że po jednym z nich Suarez wpakował piłkę do siatki, to trzeba się zastanowić, czy to na pewno jest powód do zadowolenia. Drugi akt tragedii według Stevena Gerarda stał się faktem.
Wydawało się, że jego rola w klubie będzie marginalizowana. Coraz starszy nie oznaczało, że coraz lepszy. Futbol poszedł do przodu – zrobił się szybszy. Gerrard nie był w planach Brendana Rodgersa na pozycję numer „dziesięć”. Były nawet wątpliwości, co do wystawiania go obok defensywnego pomocnika. Więc co z nim zrobić? Po prostu pozbyć się legendy?
Przedłużone życie i pierwszy akt tragedii
Rodgers zdecydował się niejako przedłużyć piłkarskie życie pomocnika. Wyznaczył mu rolę najbardziej cofniętego pomocnika. Stamtąd ma wielki wpływ na grę drużyny, bliski kontakt z obroną, a także z drugą linią. Miejscem docelowym jest środek obrony – tam ma zakończyć swoją karierę.
Niemal przez cały sezon wszystko wyglądało idealnie. Dużo strzelał, choć większość z karnych, asystował, choć głównie ze stałych fragmentów gry. Mimo to przede wszystkim był przykładem dla innych, istnym wzorem. Liverpool zachwycał, Gerrard błyszczał. Należało postawić kropkę nad „i”.
Wtedy coś się stało. Końcówka pierwszej połowy kluczowego meczu z Chelsea. Gerrard otrzymuje piłkę, podnosi głowę i chce zagrać. Myśli wyprzedziły ruch jego ciała. Złapał niekontrolowany poślizg, przez co Demba Ba przejął futbolówkę i zdobył bramkę dla gości. Co wtedy musiał czuć kapitan?
Kluczowy błąd w walce o mistrzostwo Anglii
Nadzieja na poprawę kadry
To był pierwszy akt tragedii autorstwa Gerrarda. Nie można oczywiście spłaszczać całej tej historii, ale to o tym błędzie mówi się, że kosztował Liverpool tytuł mistrza Anglii. Ciągle więc brakowało tego stempelka w postaci dominacji na Wyspach.
Szansą na poprawę humoru miał być mundial w Brazylii. Roy Hodgson zestawił ciekawą kadrę – doświadczonych zawodników wymieszał z graczami młodymi. Nie była to może kadra na miarę tej choćby z 2002 roku, ale obiecywano sobie wiele. Nawet mimo trudnej grupy.
Mimo porażki z Włochami można było patrzeć optymistycznie. Anglicy nie skupili się tylko na bronieniu i wybijaniu, ale także konstruowali akcje. To mogło się podobać. Taka postawa wlała mnóstwo optymizmu w serca fanów. Także i w serce Gerrarda.
Tragedia według Gerrarda - akt drugi
Mecz z Urugwajem miał być kluczowy. Potrzebna była forma kapitana, który miał kierować drużyną. Tego jednak nie było. Nie potrafił uporządkować gry, tak jak to robił w Liverpoolu. Jak on wygląda słabo, to tak samo wygląda Jordan Henderson. Ot, wpływ Gerrarda. Anglicy zanotowali niezliczoną ilość strat w środkowej części. To było nie do przyjęcia.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Długa piłka wybita na Cavaniego. Przy nim znajdował się właśnie Gerrard. Co ciekawe pojedynek główkowy wygrał. No ale, co z tego? Przyzwyczajenie wzięło górę. Przedłużone zagranie trafiło do kolegi z klubu Luisa Suareza, który pogrążył Anglików. Gol na 2:1 rozwiał nadzieję na korzystny wynik. Dwa kluczowe mecze i dwa błędy Gerrarda, które prawdopodobnie poskutkują utratą szansy na osiągnięcie czegoś większego. Konkretnie mistrzostwa Anglii i czegoś z reprezentacja – tego, czego zawsze mu brakowało.
Luis Suarez pociesza Stevena Gerrarda po starciu Urugwaj - Anglia
I zapewne brakować będzie. Taka szansa może się już nie powtórzyć. Kapitan zawiódł. Jedna wykreowana szansa, 79% celnych podań, 40% skutecznych odbiorów. W czymś, niestety, wybił się ponad innych. Mianowicie, w pojedynkach główkowych. Wygrał wszystkie! Patrząc jednak na to, że po jednym z nich Suarez wpakował piłkę do siatki, to trzeba się zastanowić, czy to na pewno jest powód do zadowolenia. Drugi akt tragedii według Stevena Gerarda stał się faktem.
Komentarze