Honorowe pożegnanie z Brazylią

Piłka nożna
Honorowe pożegnanie z Brazylią
David Villa zagrał i strzelił gola / fot. PAP/EPA

Hiszpania wygrała z Australią 3:0 na koniec swojej przygody z mistrzostwami świata. Humorów to zwycięstwo kibicom specjalnie nie poprawiło, ale przynajmniej udało się ocalić honor.

Najwięcej przed tym meczem mówiło się o dymisji trenera Vicente Del Bosque. I trudno się dziwić, skoro jego mistrzowie świata w dwóch pierwszych spotkaniach dostali upokarzające lania.

Del Bosque mówi, że stołka nie będzie się trzymał, jest gotów zrezygnować, chociaż wszyscy proszą go, żeby jeszcze został. Proszą piłkarze, nalega federacja, ustami sekretarza generalnego Jorge Pereza. Nie wiadomo, czy da się przekonać, bo po mundialu trzeba będzie dokonać głębokiej przebudowy, jeśli nie rewolucji w drużynie.

Selekcjoner Hiszpanów wystawił na spotkanie z Australią znacznie zmieniony skład w porównaniu do tego, który zaczynał mistrzostwa świata. W bramce stanął Pepe Reina, w obronie pojawili się Raul Albiol i Juanfran, w pomocy Koke, Santi Cazorla i David Villa, a napastnikiem był Fernando Torres. W takim składzie zagrali chyba po raz pierwszy i prawie na pewno po raz ostatni. To była drużyna złożona z tych, którzy jeszcze na tych mistrzostwach świata nie zawiedli, bo nie mieli do tego okazji, siedząc w większości głęboko na ławce rezerwowych.

Zmian trzeba było dokonać, tego nakazywała przyzwoitość. Mistrzowie świata i Europy dostali wolne. Tym bardziej symbolicznie wyglądało to, że Hiszpania zagrała z Australią w czarnych strojach, bez tradycyjnych czerwonych koszulek, od których dostali przydomek "La Furia Roja".

Dublerzy  uratowali jednak honor mistrzów świata. Australia to nie jest chłopiec do bicia, co pokazali zwłaszcza w meczu z Holandią. Można się było na serio obawiać, że Hiszpania skończy turniej bez żadnego punktu. Tak się nie stało. Tiki taka nie wróciła, ale było w grze piłkarzy Del Bosque wystarczająco dużo solidności, żeby zapewnić sobie zwycięstwo.

Pierwszego gola wypracowali rezerwowi Juanfran i Villa. Obrońca Atletico Madryt dośrodkował spod linii końcowej, a jego klubowy kolega uderzył krzyżakiem. Po tej bramce ucałował kilka razy koszulkę, chyba dając do zrozumienia, że jeszcze ma ochotę przez kilka lat pograć w kadrze. Kiedy w drugiej połowie został zmieniony, minę miał taką, jakby Del Bosque wyrządził mu największą krzywdę w życiu.

Drugi i trzeci gol to też zasługa bohaterów drugiego planu. Najpierw podawał Juan Mata, a strzelał Fernando Torres. Potem to Mata dostał podanie (od rezerwowego Cesca Fabregasa) i pokonał Matthew Ryana. Po tych golach już wielkiej radości wśród Hiszpanów nie było - ot, zrobili to, co do nich należało. Nowej nadziei kibicom nie dali. Uratowali honor, a to też ważne.

Teraz w Hiszpanii nadejdzie czas rozliczeń. Powrotu najbardziej pewnie obawia się Iker Casillas, który zawalił kilka bramek i jest jednym z największych przegranych tych mistrzostw świata. Dla kilku zawodników to pewnie był ostatni mecz w kadrze (obojętne, czy poprowadzi ją Del Bosque). W kolejce czeka cała armia młodych, utalentowanych zawodników. Płakać nie trzeba, Hiszpania jeszcze może być wielka.


Australia - Hiszpania 0:3 (0:1)

Bramki: Villa (36), Torres (69), Mata (82)

Australia: Ryan - McGowan, Špiranović, Wilkinson, Davidson - McKay, Leckie, Jedinak, Bozanić (72, Bresciano), Oar (61, Troisi) - Taggart (46, Halloran).

Hiszpania: Reina - Juanfran, Albiol, Ramos, Alba - Cazorla (68, Fàbregas), Xabi Alonso (84, Silva), Iniesta, Koke, Villa (57, Mata) - Torres.

Żółte kartki:
Jedinak, Špiranović - Ramos.

Sędziował:
Nawaf Shukralla (Bahrajn).
Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze