Kubot: Oby to nie był ostatni kankan w turnieju
Łukasz Kubot ocenił, że jego mecz drugiej rundy wielkoszlemowego Wimbledonu z Serbem Dusanem Lajovicem nie stał na wysokim poziomie. - Mógł się nie podobać kibicom – przyznał polski tenisista, który wygrał 6:7 (4-7), 7:6 (7-4), 6:3, 7:6 (7-3).
- Każdy ma słabsze i lepsze dni. Już gdy się obudziłem, to nie czułem się dobrze. Dziś nie serwowałem też tak dobrze jak w poprzednim spotkaniu. Jestem więc podwójnie szczęśliwy, bo choć nie grałem najlepiej, zdołałem wygrać – podsumował na konferencji prasowej Kubot.
Za decydujący dla losów pojedynku moment uznał tie-break drugiego seta.
- Rozegrałem go świetnie pod względem taktycznym i wróciłem wtedy do gry. Wcześniej już zacząłem dobrze serwować i returnować. Przy stanie 2:2 zapisałem na swoim koncie gema, choć początkowo było 15:40. Pierwszy tie-break przegrałem po własnych błędach – przyznał 32-letni zawodnik.
Jak dodał, starał się dominować na korcie i nie pozwolić młodszemu o osiem lat rywalowi na rozwinięcie skrzydeł.
- Moja taktyka była taka, by +rzucić się+ na niego. Dusan jednak fantastycznie serwował, wyłączył mój bekhend. Młodzi zawodnicy grają odważnie, nie mają nic do stracenia. Serb pokazał, że dzięki ciężkiej pracy jest w tym miejscu, w którym jest – komplementował czwartkowego rywala 72. w rankingu ATP Kubot.
Po zakończeniu trwającego trzy godziny pojedynku lubinianin dał pokaz kankana, który stał się już jego znakiem firmowym po ważnych dla niego zwycięstwach.
- To było trochę wymuszone, bo dowiedziałem się, że gram na korcie, gdzie są kamery. Oby to nie był ostatni kankan w tym turnieju – skwitował 32-letni tenisista.
W ubiegłym roku dotarł do ćwierćfinału wielkoszlemowych zmagań w Londynie. Zaznaczył jednak, że nie czuje presji związanej z tym, by powtórzyć ten wynik. „Nie muszę nikomu nic udowadniać” – podkreślił.
W dwóch poprzednich meczach miał rywali, którzy na światowej liście zajmują miejsca w podobnym przedziale jak on (Niemiec Jan-Lennard Struff 66., Lajovic – 84.). W pojedynku o 1/8 finału czeka go starcie ze znacznie wyżej sklasyfikowanym przeciwnikiem – rozstawionym z numerem ósmym (dziewiątym w zestawieniu ATP) Milosem Raonicem.
- Nie patrzę nigdy na drabinkę. Na szybko mogę powiedzieć, że jego gra opiera się na serwisie, więc trzeba będzie starać się o jednego "breaka". Dzisiejsza gra na Raonica nie wystarczy. Najważniejsze, żeby się dobrze wyspać – zaznaczył.
Jak jednak dodał, nie koncentruje się jeszcze na spotkaniu z Kanadyjczykiem, tylko na piątkowym meczu drugiej rundy debla. W niej on i Szwed Robert Lindstedt zagrają z Australijczykami Chrisem Guccione i Lleytonem Hewittem.
- Będzie to dobra okazja, by poćwiczyć jeszcze return – argumentował lubinianin.
On i Raonic w ubiegłym roku mieli okazję razem trenować m.in. w Halle. Kanadyjczyk podczas spotkania z dziennikarzami przyznał, że dało mu to wiedzę na temat stylu gry Polaka.
- Lubi prowadzić grę, chodzić do siatki i urozmaicać zagrania. Jeśli zdołam wytrącić go z rytmu, to może mi się udać go pokonać – analizował 23-letni Kanadyjczyk.
Za decydujący dla losów pojedynku moment uznał tie-break drugiego seta.
- Rozegrałem go świetnie pod względem taktycznym i wróciłem wtedy do gry. Wcześniej już zacząłem dobrze serwować i returnować. Przy stanie 2:2 zapisałem na swoim koncie gema, choć początkowo było 15:40. Pierwszy tie-break przegrałem po własnych błędach – przyznał 32-letni zawodnik.
Jak dodał, starał się dominować na korcie i nie pozwolić młodszemu o osiem lat rywalowi na rozwinięcie skrzydeł.
- Moja taktyka była taka, by +rzucić się+ na niego. Dusan jednak fantastycznie serwował, wyłączył mój bekhend. Młodzi zawodnicy grają odważnie, nie mają nic do stracenia. Serb pokazał, że dzięki ciężkiej pracy jest w tym miejscu, w którym jest – komplementował czwartkowego rywala 72. w rankingu ATP Kubot.
Po zakończeniu trwającego trzy godziny pojedynku lubinianin dał pokaz kankana, który stał się już jego znakiem firmowym po ważnych dla niego zwycięstwach.
- To było trochę wymuszone, bo dowiedziałem się, że gram na korcie, gdzie są kamery. Oby to nie był ostatni kankan w tym turnieju – skwitował 32-letni tenisista.
W ubiegłym roku dotarł do ćwierćfinału wielkoszlemowych zmagań w Londynie. Zaznaczył jednak, że nie czuje presji związanej z tym, by powtórzyć ten wynik. „Nie muszę nikomu nic udowadniać” – podkreślił.
W dwóch poprzednich meczach miał rywali, którzy na światowej liście zajmują miejsca w podobnym przedziale jak on (Niemiec Jan-Lennard Struff 66., Lajovic – 84.). W pojedynku o 1/8 finału czeka go starcie ze znacznie wyżej sklasyfikowanym przeciwnikiem – rozstawionym z numerem ósmym (dziewiątym w zestawieniu ATP) Milosem Raonicem.
- Nie patrzę nigdy na drabinkę. Na szybko mogę powiedzieć, że jego gra opiera się na serwisie, więc trzeba będzie starać się o jednego "breaka". Dzisiejsza gra na Raonica nie wystarczy. Najważniejsze, żeby się dobrze wyspać – zaznaczył.
Jak jednak dodał, nie koncentruje się jeszcze na spotkaniu z Kanadyjczykiem, tylko na piątkowym meczu drugiej rundy debla. W niej on i Szwed Robert Lindstedt zagrają z Australijczykami Chrisem Guccione i Lleytonem Hewittem.
- Będzie to dobra okazja, by poćwiczyć jeszcze return – argumentował lubinianin.
On i Raonic w ubiegłym roku mieli okazję razem trenować m.in. w Halle. Kanadyjczyk podczas spotkania z dziennikarzami przyznał, że dało mu to wiedzę na temat stylu gry Polaka.
- Lubi prowadzić grę, chodzić do siatki i urozmaicać zagrania. Jeśli zdołam wytrącić go z rytmu, to może mi się udać go pokonać – analizował 23-letni Kanadyjczyk.
Komentarze