Julio Cesar: beksa o złotych rękach

Piłka nożna
Julio Cesar: beksa o złotych rękach
Julio Cesar / fot. PAP/EPA

Julio Cesar jeszcze kilka miesięcy temu przeżywał najtrudniejszy czas w karierze. Płakał w Londynie, potem rozpłakał się w Toronto, a teraz obronił dwa rzuty karne i został bohaterem Brazylii. I też się popłakał.

Najpierw odbił strzał Mauricio Pinilli, za chwilę zatrzymał uderzenie Alexisa Sancheza. Kiedy Gonzalo Jara trafił w słupek, utonął w objęciach kolegów. Przez ten jeden wieczór to on ukradł show Neymarowi. Kiedy zawiedli napastnicy, to on przeciągnął słaniającą się drużynę do ćwierćfinału mistrzostw świata.

Chyba mało kto spodziwał się w Brazylii, że ich bramkarz może uratować drużynę, raczej bali się, bardzo się bali. Wystarczy, żeby nie popełnił wielkiego błędu i każdy będzie zadowolony. Już kiedyś, w 1950 roku, błąd bramkarza zabrał im mistrzostwo świata. Moacir Barbosa, chociaż niesłusznie, został kozłem ofiarnym i aż do śmierci nosił piętno tego, kto zasmucił całą Brazylię.

Teraz, kiedy znowu mundial odbywa się u nich, kiedy cały kraj się wzmógł w oczekiwaniu, kiedy budował stadiony i reprezentację, okazało się, że dobrego bramkarza może zabraknąć. Julio Cesar przeżywał najtrudniejszy czas w karierze.



Już nie jest bramkarzem Interu Mediolan. Przez lata był podporą drużyny, zdobył z nią Puchar Mistrzów, wydawał się niezastąpiony. Przedłużył nawet kontrakt do 2014 roku. Pojawił się jednak młodszy, lepszy model, Samir Handanović z Udinese. Nikt nie kupuje bramkarza za 11 milionów euro, żeby go posadzić na ławce. To był 2012 rok, tylko dwa lata do mistrzostw świata w ojczyźnie, więc Julio Cesar musiał się rozejrzeć za nowym pracodawcą.

Poszedł do Queens Park Rangers, ale tam nie układało się, jak powinno. Ale jak miało być dobrze, skoro Julio Cesar nie chciał tego transferu? To dobry człowiek, bardzo emocjonalny, łatwo się wzrusza, lubi sobie popłakać. W Londynie nie czuł się dobrze.

Ronił łzy, kiedy koledzy żegnali go na San Siro, a kibice bili brawo. Płakał już pierwszego dnia, zapytany przez dziennikarza, czy mu się podoba ośrodek treningowy? Wydusił tylko: chcę do domu. Płakał też w samochodzie, w objęciach swojej matki, wsiadając do limuzyny, chociaż kibice go fetowali za to, że podpisał kontrakt. Mediolan to było jego miejsce na ziemi.



A Londyn? QPR grało fatalnie, spadło z Premier League, a bramkarz reprezentacji Brazylii wylądował na ławce rezerwowych. Zastąpił go Robert Green. W pewnym momencie sytuacja wyglądała tak źle, że przed startem sezonu 2013-2014 Harry Redknapp koniecznie chciał go oddać z klubu za darmo. W dodatku podpadł kibicom, dając się sfotografować w koszulce Chelsea na urodzinach Davida Luiza. W takim stanie Julio Cesar miał bronić bramki Brazylii podczas najważniejszej imprezy w życiu.



Już cztery lata temu był krytykowany (i płakał) po meczu z Holandią. Kibice winili go zwłaszcza za puszczoną pierwszą bramkę po strzale Wesleya Sneijdera.

Całe szczęście dał się przekonać byłemu koledze z drużyny Ryanowi Nelsenowi, który właśnie został trenerem Toronto FC, że warto się do Kanady wybrać i pograć w lidze MLS. Lepsze to niż frustrowanie się w domu i czekanie na mistrzostwa świata jak na wyrok. Julio Cesar spędził tam trzy miesiące, zagrał w siedmiu meczach, a kiedy odchodził, koledzy z drużyny urządzili mu tak wzruszające pożegnanie, że się popłakał.

Teraz też, kiedy został bohaterem Brazylii, łkał przed kamerami, udzielając wywiadu. Ale teraz może płakać do woli, nikt się nie będzie śmiał, nikt mu nie będzie wypominał. Zatrzymał dwa uderzenia Chilijczyków i to najważniejsze. Karta się odwróciła, podobno nawet wracające do Premier League Queens Park Rangers, chce go z powrotem.

Teraz Brazylia zmierzy się w ćwierćfinale z Kolumbią i będzie potrzebowała pomocy Julio Cesara, żeby awansować dalej. Jeśli uda się zagrać w finale, albo zdobyć mistrzostwo świata, to niech jego rodacy szykują chusteczki. Na pewno będzie wzruszająco.
Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze