Uczestniczka La Marmotte: Nie boję się „Piekła Alp”

Inne
Uczestniczka La Marmotte: Nie boję się „Piekła Alp”
Sylwia Rekowska/fot. peugeot.pl

36-letnia Sylwia Rekowska z Głuszycy podjęła się realizacji niezwykle trudnego przedsięwzięcia. Nazwała je „Osiem 59”. Na mecie najtrudniejszego wyścigu kolarskiego dla amatorów - La Marmotte we francuskich Alpach, zamierza osiągnąć czas poniżej 9 godzin.

W tym roku trasa wyścigu, który odbędzie się 5 lipca, ma 174 km długości, a na starcie stanie około ... 8 tysięcy zawodniczek i zawodników. La Marmotte (po francusku świstak) należy do najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych amatorskich wyścigów kolarskich na świecie. Od początku (1982) towarzyszy Tour de France.

W gronie zgłoszonych znalazła się 11-osobowa polska ekipa. "Będę w niej jedyną kobietą, ale nie czuję strachu przed +Piekłem Alp+ i wierzę, że się uda" – powiedziała Rekowska.

Kolarze startują z Bourg d’Oisans. Na trasie wspinają się na przełęcze: Col du Glandon (1918 m npm.), Col du Telegraphe (1570) i Col du Galibier (2645). Potem następuje zjazd do Lautaret, a na "deser" uczestnicy pokonają słynne 21 zakrętów podjazdu do Alpe d’Huez (1880), gdzie wyznaczono metę. Łączna suma przewyższeń drogi wokół masywu Pic Bayle (3465) wynosi 5 tys. metrów.

"Pomysł narodził się w lutym 2013 roku. Szukałam ambitnego wyzwania, które w sposób ekstremalny sprawdziłoby mój organizm, a ponieważ potrafię konsekwentnie dążyć do wyznaczonego celu, jestem dobrej myśli. Czas na przejechanie wyścigu wyznaczyłam sobie po długich przemyśleniach i kontaktach z doświadczonymi kolarzami" – wyjaśniła odważna zawodniczka.

"Po raz pierwszy usłyszałam o La Marmotte, kiedy kilka lat temu byłam w Alpach na nartach. Do czasu, kiedy podjęłam się zadania, przejechałam na rowerze najwyżej 200 km i nie miałam ściślejszych związków ze sportem" – wyjaśnia.

Teraz ma już w nogach tysiące kilometrów. Rodzicami Sylwii są Waldemar i Ewa Dąbrowscy, niegdyś startujący w barwach Górnika Wałbrzych. Tata skakał o tyczce, a mama biegała sprinty.

"Widocznie mam w genach sportową rywalizację" – śmieje się Sylwia Rekowska. Swego czasu występowała w Zespole Pieśni i Tańca „Wałbrzych”, co także wymagało fizycznego wysiłku.

Czy czuje strach przed alpejską rowerową mordęgą?

"Bardziej chodzi tu o ekscytację i ciekawość czegoś nowego. Zdaję sobie sprawę, na co się porywam. Ogromne przewyższenia mogą być przecież bardzo odczuwalne dla organizmu, ale zawsze byłam wytrzymała, zdrowie dopisuje, więc "nie pękam". Poza tym uwielbiam podjazdy" – wyjaśniła.

Jak mówi, na co dzień przejeżdża na treningach od 50 do 150 km w weekendy m.in. na przełęczach: Walimskiej, Jugowskiej i Sokolej. Poznała też trasy w Karkonoszach.

"Nie chcę w La Marmotte być ostatnia, albo tylko pchać rower pod górę. Nie dopuszczam myśli, że coś nie wyjdzie, cały czas jestem nastawiona pozytywnie" – twierdzi.

Sylwia bardzo wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę. Wielu mężczyzn ma kłopot z pokonaniem granicy 10 godzin. Wałbrzyszanin Erwin Siodłak przejechał La Marmotte w 8:30.

"Zadanie nie jest jednak nierealne. Jeśli nie przestraszy się ogromu startujących zawodników i nie przeszkodzą jej wypadki rywali, może jej się udać" – ocenia Siodłak.

Wierzy w nią również trener Przemysław Gierczak, prowadzący w Sławnie grupę Integral Collection MTB Team. Sylwia utrzymuje z nim stały kontakt, realizując plany treningowe i informując o reakcjach organizmu (np. tętno).

Wystartuje na rowerze Peugeot serii RSR z ultralekkiego karbonu. W Alpy zawiezie ją mąż Adam. Sylwia ma też wiernego kibica w osobie starszego, 10-letniego syna Kuby, który już trenuje kolarstwo górskie z wałbrzyską Jamą.

A.J., PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze