Brazylii walka o medal, nie o honor

Piłka nożna
Brazylii walka o medal, nie o honor
Kibicie Brazylii nie dowierzali po przegranym meczu półfinałowym. /fot. PAP

Po półfinałowej porażce życie w Brazylii powoli wraca do normy. Fani „ Canarinhos” zaczynają się oswajać z myślą, że na własnym terenie nie zdobędą złotego medalu. Brak tytułu z pewnością jest dla nich rozczarowaniem, ale czy porażką? Nie do końca. Ewentualny brązowy medal byłby dla brazylijskiego futbolu drugim największym sukcesem w XXI wieku.

W obecnym stuleciu Brazylia sięgnęła po tytuł tylko w 2002 roku. Mundial w Korei i Japonii od początku był popisem graczy Luisa Felippe Scolariego. Po awansie osiągniętym w bólach( 4 miejsce w eliminacjach) Scolari tchnął w drużynę nowego ducha. Jego zespół osiągał świetne wyniki. Tych wyników nie byłoby gdyby nie generacja świetnych piłkarzy. Konkurencja w zespole była tak silna, że szkoleniowiec Canarinhos” na Mundial nie zabrał Didy i króla strzelców z 2001 roku - Romario. Zabrał za to całą plejadę znakomitych piłkarzy.

Cafu, Roberto Carlos, czy Lucio to tylko nazwiska formacji defensywnej. W 2002 roku dwaj ostatni zawodnicy brali udział w finale Ligii Mistrzów Bayer –Real, wygrany przez „Królewskich” 2:1. Solidną grę obrońców uzupełniał bardzo dobrze broniący Marcos. Golkiper Palmeiras okazał się godnym następcą Claudio Tafarela i w całym turnieju puścił jedynie cztery gole. Jeżeli defensywa wyglądała imponująco, to atak wyglądał jeszcze lepiej. Fenomenalnie prezentował się zwłaszcza jeden piłkarz.

Powrót króla

Był sezon 2000/2001 gdy Ronaldo zerwał więzadła w prawym kolanie. 14 miesięcy przerwy brzmiało jak wyrok. Napastnik Interu Mediolan nie poddał się i wygrał walkę z czasem. Przed mistrzostwami w brawach Interu zdążył zagrać kilka niezłych spotkań i strzelić kilka goli. To nie umknęło uwadze Scolariego, który zaryzykował i powołał go na azjatycki Mundial . Ronaldo odwdzięczył się w piękny sposób. Grał jak za najlepszych lat, poruszał się z niebywałą lekkością i był nieuchwytny dla wielu obrońców. Efekt? 8 zdobytych bramek i tytuł króla strzelców. Wielu z tych bramek nie byłoby, gdyby nie pomoc Rivaldo i wodzącej gwiazdy futbolu Ronaldinho. Jeżeli do tego dołożymy świetną atmosferę panującą w szatni otrzymamy zespół idealny.

Więźniowie przeciętności

W 2006 roku wydawało się, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Brazylia ze starymi mistrzami tj. Cafu, Lucio czy Ronaldo wzmocniona była wciąż głodnymi sukcesów Kaką czy Ronaldinho. Ten ostatni do Niemiec przyjechał jako triumfator Ligi Mistrzów i zdobywca złotej piłki. A jednak coś nie zagrało. Trudno powiedzieć czy między piłkarzami nie było chemii, czy trener Carlos Alberto Parreira nie miał pomysłu na grę zespołu, czy może wielu piłkarzy było już po prostu wypalonych. Marzenia o obronie tytułu w ćwierćfinale zniszczyła Francja i wtedy zaczęły się problemy Brazylijczyków.

Po Mundialu kadrę przejął były kapitan Dunga. Jako piłkarz słynął z żelaznej gry w defensywie i taki styl wpoił też swoim zawodnikom. Mimo głosów krytyki jego praca wyglądała obiecująco. Już rok po przejęciu kadry zdobył Copa America, a w 2009 roku wygrał Puchar Konfederacji. Rozpędzona Brazylia miała zrewanżować się za Muniald z 2010 roku i z Afryki przywieść złoto. „Canarinhos” grali nieźle aż do ćwierćfinału, gdzie spotkali się z Holandią. Podopieczni Dungi mieli się łatwo uporać z reprezentacją Oranje, z którą do tej pory mieli korzystny bilans spotkań. Rzeczywistość okazała się brutalna. Brazylijczycy przegrali mecz 2:1, co w kraju zostało przyjęte jako klęska. Po mundialu do dymisji podał się Dunga, a pięciokrotni mistrzowie świata zaczęli się zastanawiać co zrobić by było lepiej.

Na ratunek Scolari

Po mistrzostwach kadrę przejął Mano Menezes, który nie potrafił uzdrowić rodzimego futbolu i stracił posadę w 2012 roku. Jego miejsce zajął Luis Felippe Scolari, który zdobył tytuł w 2002 roku, a jego asystentem został Carlos Alberto Perreira szkoleniowiec mistrzów świata z 1994 roku. To połączenie miało być gwarancją sukcesów. Rok po ich zatrudnieniu Brazylijczycy wygrali Puchar Konfederacji w finale pokonując Hiszpanię 3:0. Wtedy wszyscy uwierzyli, że tym razem musi się udać.

Presja stała się niewyobrażalna i inne rozwiązanie niż złoty medal nie wchodziło w grę. Jak się to skończyło wszyscy pamiętamy. Czy jednak przed mistrzostwami gospodarze pamiętali, że nie mają już takiej generacji piłkarzy jak chociażby w 2002 roku? Czy zdawali sobie sprawę, że jedynym piłkarzem ze ścisłego światowego topu jest Neymar? Czy naprawdę wierzyli, że Scolari jest w stanie zdobyć drugi tytuł mistrza świata? Pytań jest mnóstwo, ale na razie ciężko na nie odpowiedzieć. Na rozliczenie przyjdzie na pewno czas i warto by realnie ocenić możliwości zespołu.

Wiele razy słyszeliśmy, że tej drużynie brakuje „brazylijskości” czyli lekkości poruszania się, radości z gry w piłkę. Ale to też jest spowodowane zawodnikami, którymi dysponował Scolari. Warto zdać sobie z tego sprawę i zrozumieć, że David Luis to nie Cafu, że Paulinho to nie Gilberto Silva, że Fred to nie Ronaldo. Brązowy medal i tak byłby sukcesem, zważywszy na to że, to był dopiero drugi półfinał Brazylii w XXI wieku. Nie warto jednak załamywać rąk, tylko trzeba przeprowadzić gruntowne zmiany by doczekać się pokolenia nowych piłkarzy pokroju Ronaldo, Rivaldo czy Cafu. Zmiany od najniższych szczebli, a nie tylko zmiany selekcjonerów.
Sebastian Ryndak, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze