Pindera: Hit gorącego lata

To powinna być jedna z najlepszych, tegorocznych walk. Saul Alvarez kontra Erislandy Lara: taki zestaw gwarantuje najwyższą jakość i podobne emocje. Ten pojedynek nie ma faworyta, choć zaryzykuję i postawię na Meksykanina, który w nocy z soboty na niedzielę (polskiego czasu), w MGM Grand Garden Arena w Las Vegas powinien pokonać Kubańczyka.
Jeśli Alvareza zapamiętamy przez pryzmat jego zdecydowanej porażki z Floydem Mayweatherem jr, a Larę kojarzyć będziemy tylko z jego znakomitą postawą w wysoko wygranej walce z Austinem Troutem (Amerykanin w 11 starciu leżał na deskach), to więcej atutów po swojej stronie mieć będzie Kubańczyk. Ale takie rozumowanie, to błąd. Mayweather jr to wyjątkowa postać w bokserskim światku, mając przewagę szybkości zdominuje każdego. I tak było, gdy stanął w ringu z Alvarezem.
Meksykanin i Kubańczyk solidarnie pokonali Trouta, ale pierwszy dokonał tego „Canelo” Alvarez i przyszło mu to trudniej niż Larze. Uciekinier z Kuby, były mistrz świata amatorów z Myanyang (2005), to specjalista od walk z mańkutami. Sam jest leworęczny i ma skuteczną receptę na takich jak on. Z Alvarezem może być mu jednak trudniej, bo silny fizycznie, praworęczny „Canelo”, bijący seriami ciosów w różnych płaszczyznach, wie jak sobie radzić z rywalami, którzy walczą z odwrotnej pozycji. A jeśli trafi mocno, a potrafi, to umie dokończyć dzieła.
Obaj pokonali przed czasem silnego i agresywnego Alfredo Angulo, i obaj zrobili to w dziesiątej rundzie. Różnica jest jednak taka, że Lara wcześniej leżał na deskach dwa razy. Alvarez nie był zagrożony ani razu.
W Las Vegas nie będzie zdecydowanego faworyta, choć więcej zwolenników ma rudowłosy Meksykanin. Jeden i drugi są przekonani o swoim sukcesie, ale to Lara wyrażał się o swoim przeciwniku niezbyt przyjemnie, atakując go osobiście i szydząc z kraju z którego pochodzi. – Nacisnął złe przyciski i zapłaci za to wysoką cenę. Obraził nie tylko mnie, ale wszystkich meksykańskich pięściarzy – mówi Alvarez i można mu wierzyć, że zrobi wszystko, by ukarać zarozumiałego mistrza z Guantanamo.
Lara uciekał z Kuby wielokrotnie, podobnie jak inny ze znakomitych kubańskich pięściarzy, Guillermo Rigondeaux. Za pierwszym razem zrobili to razem, ale nieskutecznie. „Szakal” był prawdziwym królem amatorskich ringów, czego nie można powiedzieć o Larze, którego tylko na Kubie czterokrotnie pokonał Lorenzo Aragon. Ale Rigondeaux choć równie znakomity w zawodowym wydaniu, nie ma teraz tak dobrych notowań jak Lara. Po prostu jego wysublimowana defensywa nie wszystkim się podoba.
Jego rodak też ma wspaniałą obronę, ale potrafi boksować efektowniej, co było widać szczególnie w ostatniej walce z Troutem w grudniu minionego roku.
Jeśli jeszcze Erislandy pokona w ten weekend Alvareza, to drzwi do sławy i wielkich pieniędzy będzie miał otwarte szeroko. Za ten pojedynek otrzyma milion dolarów, Alvarez 1,5 mln. Ewentualne bonusy dla obu zależeć będą od sprzedaży pay per view. A te rekordowe na pewno nie będą, choć jeśli przekroczą pół miliona, to i tak będzie to bardzo dobry wynik.
Lara jest mistrzem interim kategorii junior średniej, ale stawką sobotniego pojedynku nie będzie ten tytuł. Alvarez nie chciał walczyć o ten pas, uważa, i słusznie, że prawdziwym czempionem jest Mayweather. Kubańczyk z Meksykaninem bić się będą w umownym limicie 155 funtów (warto pamiętać, że gdy Alvarez mierzył się z Floydem jr limit ten wynosił 152 funty), i to też powinno działać na jego korzyść.
Wielu jest zdziwionych, że Oscar De La Hoya, właściciel Golden Boy Promotions godzi się na tak ryzykowną walkę swojego najcenniejszego zawodnika. „Złoty chłopiec” mówi wprost, że nie chciał tego pojedynku, ale decydujący głos miał Alvarez. – Gdyby nie jego decyzja tej walki, by nie było – zapewnia De La Hoya, który nie chce rozmawiać o przyszłości Meksykanina. – Teraz myślimy tylko o Larze, nic inne nie jest ważne.
Mówi się jednak głośno, że jeśli Alvarez wyjdzie z tej batalii zwycięsko, to jego kolejnym przeciwnikiem będzie James Kirkland lub Miguel Angel Cotto. A co będzie jak przegra?
Transmisja gali w Las Vegas od 3:00 w Polsacie Sport.
Meksykanin i Kubańczyk solidarnie pokonali Trouta, ale pierwszy dokonał tego „Canelo” Alvarez i przyszło mu to trudniej niż Larze. Uciekinier z Kuby, były mistrz świata amatorów z Myanyang (2005), to specjalista od walk z mańkutami. Sam jest leworęczny i ma skuteczną receptę na takich jak on. Z Alvarezem może być mu jednak trudniej, bo silny fizycznie, praworęczny „Canelo”, bijący seriami ciosów w różnych płaszczyznach, wie jak sobie radzić z rywalami, którzy walczą z odwrotnej pozycji. A jeśli trafi mocno, a potrafi, to umie dokończyć dzieła.
Obaj pokonali przed czasem silnego i agresywnego Alfredo Angulo, i obaj zrobili to w dziesiątej rundzie. Różnica jest jednak taka, że Lara wcześniej leżał na deskach dwa razy. Alvarez nie był zagrożony ani razu.
W Las Vegas nie będzie zdecydowanego faworyta, choć więcej zwolenników ma rudowłosy Meksykanin. Jeden i drugi są przekonani o swoim sukcesie, ale to Lara wyrażał się o swoim przeciwniku niezbyt przyjemnie, atakując go osobiście i szydząc z kraju z którego pochodzi. – Nacisnął złe przyciski i zapłaci za to wysoką cenę. Obraził nie tylko mnie, ale wszystkich meksykańskich pięściarzy – mówi Alvarez i można mu wierzyć, że zrobi wszystko, by ukarać zarozumiałego mistrza z Guantanamo.
Lara uciekał z Kuby wielokrotnie, podobnie jak inny ze znakomitych kubańskich pięściarzy, Guillermo Rigondeaux. Za pierwszym razem zrobili to razem, ale nieskutecznie. „Szakal” był prawdziwym królem amatorskich ringów, czego nie można powiedzieć o Larze, którego tylko na Kubie czterokrotnie pokonał Lorenzo Aragon. Ale Rigondeaux choć równie znakomity w zawodowym wydaniu, nie ma teraz tak dobrych notowań jak Lara. Po prostu jego wysublimowana defensywa nie wszystkim się podoba.
Jego rodak też ma wspaniałą obronę, ale potrafi boksować efektowniej, co było widać szczególnie w ostatniej walce z Troutem w grudniu minionego roku.
Jeśli jeszcze Erislandy pokona w ten weekend Alvareza, to drzwi do sławy i wielkich pieniędzy będzie miał otwarte szeroko. Za ten pojedynek otrzyma milion dolarów, Alvarez 1,5 mln. Ewentualne bonusy dla obu zależeć będą od sprzedaży pay per view. A te rekordowe na pewno nie będą, choć jeśli przekroczą pół miliona, to i tak będzie to bardzo dobry wynik.
Lara jest mistrzem interim kategorii junior średniej, ale stawką sobotniego pojedynku nie będzie ten tytuł. Alvarez nie chciał walczyć o ten pas, uważa, i słusznie, że prawdziwym czempionem jest Mayweather. Kubańczyk z Meksykaninem bić się będą w umownym limicie 155 funtów (warto pamiętać, że gdy Alvarez mierzył się z Floydem jr limit ten wynosił 152 funty), i to też powinno działać na jego korzyść.
Wielu jest zdziwionych, że Oscar De La Hoya, właściciel Golden Boy Promotions godzi się na tak ryzykowną walkę swojego najcenniejszego zawodnika. „Złoty chłopiec” mówi wprost, że nie chciał tego pojedynku, ale decydujący głos miał Alvarez. – Gdyby nie jego decyzja tej walki, by nie było – zapewnia De La Hoya, który nie chce rozmawiać o przyszłości Meksykanina. – Teraz myślimy tylko o Larze, nic inne nie jest ważne.
Mówi się jednak głośno, że jeśli Alvarez wyjdzie z tej batalii zwycięsko, to jego kolejnym przeciwnikiem będzie James Kirkland lub Miguel Angel Cotto. A co będzie jak przegra?
Transmisja gali w Las Vegas od 3:00 w Polsacie Sport.
Komentarze