Zostać bohaterem i zarobić, czyli efekt LeBrona Jamesa

LeBron James wiele się przez cztery lata nauczył. Nawet więcej poza parkietem niż na nim. Powrót do Cleveland to znakomity marketingowo pomysł, który wygląda jak romantyczny powrót supergwiazdy do rodzinnego domu i chęć naprawienia dawnych błędów.
Jedną decyzją, najbardziej nielubiany koszykarz w USA zamienia się błyskawicznie w bohatera tłumów. Tylko, że “przy okazji” umknie gdzieś dla przeciętnego zjadacza koszykarskiego chleba fakt , że “King” zamienia drużynę gorszą (Miami) na lepszą (Cleveland), zdejmuje z siebie presję ciągłego wygrywania, którą miał w Miami, a na dodatek powiększa swój zasięg marketingowy. 24 godziny temu, jeszcze kiedy powrót “Króla” był tylko plotką, klub już sprzedał bilety za milionów dolarów. Sześć godzin po oficjalnym liście “Króla”, wszystkie karnety Cleveland Cavaliers na sezon 2014/2015 zostały wyprzedane. .
Najtrudniej zarobić pierwszy miliard
LeBron James zarobił w swojej karierze w NBA 450 milionów dolarów – 126 milionów z kontraktów w Clevaland Cavaliers oraz Miami Heat i 326 milionów z reklam między innymi - wymieniając tylko największych - z Nike, Coca-Colą, McDonaldsem i Microsoftem. Ta suma nie obejmuje 30 milionów, które zarobił jako udziałowiec firmy elektronicznej “Beats”, kiedy firmę produkującą najpopularniejsze wśród koszykarzy – i nie tylko – słuchawki, zdecydowało się kupić za trzy miliardy “Apple”.
Podejmując decyzję powrotu do Cleveland, LeBron James podwyższył - według “Forbesa” - wartość klubu “o przynajmniej 250 milionów dolarów”. Bez dotknięcia piłki, czy wygrania choćby jednego meczu. Ten sam magazyn szacuje, że dla samego miasta Cleveland, powrót Jamesa warty jest około 70 milionów dolarów.
Milionów, które przestały wpływać, kiedy przestały się zapełniać restauracje wokół hali, gdzie Cavaliers grali przy wypełnionych trybunach. Jak był LeBron, zarabiali wszyscy. Kiedy przeniósł się do Miami, zarabiali tylko niektórzy. LeBron James kilka godzin po przenosinach z Florydy do Ohio, wsiadł do prywatnego odrzutowca i poleciał oglądać finał piłkarskich mistrzostw świata. Po pierwsze, do tego zobowiązywał go kontrakt z “Nike”, a po drugie “Król” naprawdę zaczął oglądać piłkę nożną. To pierwsze było ważniejsze.
Paradoksalnie, koszykarz James będzie w niedzielę w Rio de Janeiro jedynym świadectwem potęgi marketingowo/sportowej Nike, bo obaj finaliści (Argentyna i Niemcy) mają kontrakt z Adidasem. Ale firma zrobi wszystko, żeby LeBrona było widać. To też starannie obmyślana startegia, bo James doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że bycie globalną ikoną sportu jest możliwe tylko wtedy, kiedy się wygrywa i kiedy wszyscy na świecie wiedzą, że jesteś najlepszy. “Najtrudniejszy do zarobienia jest pierwszy miliard” – mówił James jeszcze przed odejściem do Heat. Teraz będzie łatwiej, choć trzeba mu oddać, że nawet jak mieszkał na Florydzie, to nadal czuł się obywatelem Ohio. Nigdy nie zmienił miejsca rezydencji, choć na Florydzie, unikając podatku, mógł zaoszczędzić setki tysiące dolarów.
James: większy niż NBA… i polityki?
Do godziny 12.13 po południu czasu nowojorskiego, kiedy “Sports Illustrated” opublikował jego list otwarty, nikt nie wiedział, jaka jest decyzja Jamesa. Przez ostatnie 72 godziny, National Basketball Association było zakładnikiem LeBrona, bo jego decyzja powstrzymywała wszystkie pozostałe kontrakty. Zresztą cała Ameryka była zakładnikiem czekania na to, co zrobi najlepszy koszykarz świata. Przyszło się o tym przekonać nawet czołowym politykom USA.
Republikański kongresman Steve Israel miał właśnie na informacyjnym kanale MSNBC dyskutować o pozwie przeciwko prezydentowi Barackowi Obamie, kiedy producent przerwał mu w pół zdania, mówiąc, że “nie będzie teraz na to czasu, bo trzeba podać informację o powrocie LeBrona Jamesa do rodzinnego Ohio”.
“Już raz mi się coś takiego zdarzyło, kiedy zamiast rozmowy pokazywaliśmy, jak Irakijczycy przewracają pomniki Saddama Husseina. Ale przynajmniej wtedy ktoś mnie ostrzegł, dali mi dokończyć zdanie. Tym razem było bez litości - bo to Król James” – skomentował sprawę kongresman z Nowego Jorku.
Żadna z gwiazd NBA nie chciała podjąć decyzji o wyborze klubu, dopóki nie zrobi tego James, bo nie było wiadomo, kto będzie i ile pieniędzy będzie do dyspozycji. Już kilka godzin po informacji o wyborze “Króla”, zaczęły padać kolejne kostki koszykarskiego domina. Chris Bosh, który tak samo kocha Miami, jak pieniądze, dostał jedno i drugie, podpisując z Heat kontrakt warty 118 milionów dolarów. Bosh zrezygnował z przejścia do Houston Rockets, gdzie grałby w zespole walczącym o tytuł, bo widoki w Miami są o niebo lepsze. Pozostali, jak Carmelo Anthony (Knicks albo Bulls), Kevin Love (Cavs lub Golden State) czy gwiazda teraz już mniejszego formatu Pau Gasol (Bulls lub Spurs), mogą wreszcie zadecydować o swojej przyszłości. James już zadecydował, więc oni też mogą wybierać.
Najtrudniej zarobić pierwszy miliard
LeBron James zarobił w swojej karierze w NBA 450 milionów dolarów – 126 milionów z kontraktów w Clevaland Cavaliers oraz Miami Heat i 326 milionów z reklam między innymi - wymieniając tylko największych - z Nike, Coca-Colą, McDonaldsem i Microsoftem. Ta suma nie obejmuje 30 milionów, które zarobił jako udziałowiec firmy elektronicznej “Beats”, kiedy firmę produkującą najpopularniejsze wśród koszykarzy – i nie tylko – słuchawki, zdecydowało się kupić za trzy miliardy “Apple”.
Podejmując decyzję powrotu do Cleveland, LeBron James podwyższył - według “Forbesa” - wartość klubu “o przynajmniej 250 milionów dolarów”. Bez dotknięcia piłki, czy wygrania choćby jednego meczu. Ten sam magazyn szacuje, że dla samego miasta Cleveland, powrót Jamesa warty jest około 70 milionów dolarów.
Milionów, które przestały wpływać, kiedy przestały się zapełniać restauracje wokół hali, gdzie Cavaliers grali przy wypełnionych trybunach. Jak był LeBron, zarabiali wszyscy. Kiedy przeniósł się do Miami, zarabiali tylko niektórzy. LeBron James kilka godzin po przenosinach z Florydy do Ohio, wsiadł do prywatnego odrzutowca i poleciał oglądać finał piłkarskich mistrzostw świata. Po pierwsze, do tego zobowiązywał go kontrakt z “Nike”, a po drugie “Król” naprawdę zaczął oglądać piłkę nożną. To pierwsze było ważniejsze.
Paradoksalnie, koszykarz James będzie w niedzielę w Rio de Janeiro jedynym świadectwem potęgi marketingowo/sportowej Nike, bo obaj finaliści (Argentyna i Niemcy) mają kontrakt z Adidasem. Ale firma zrobi wszystko, żeby LeBrona było widać. To też starannie obmyślana startegia, bo James doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że bycie globalną ikoną sportu jest możliwe tylko wtedy, kiedy się wygrywa i kiedy wszyscy na świecie wiedzą, że jesteś najlepszy. “Najtrudniejszy do zarobienia jest pierwszy miliard” – mówił James jeszcze przed odejściem do Heat. Teraz będzie łatwiej, choć trzeba mu oddać, że nawet jak mieszkał na Florydzie, to nadal czuł się obywatelem Ohio. Nigdy nie zmienił miejsca rezydencji, choć na Florydzie, unikając podatku, mógł zaoszczędzić setki tysiące dolarów.
James: większy niż NBA… i polityki?
Do godziny 12.13 po południu czasu nowojorskiego, kiedy “Sports Illustrated” opublikował jego list otwarty, nikt nie wiedział, jaka jest decyzja Jamesa. Przez ostatnie 72 godziny, National Basketball Association było zakładnikiem LeBrona, bo jego decyzja powstrzymywała wszystkie pozostałe kontrakty. Zresztą cała Ameryka była zakładnikiem czekania na to, co zrobi najlepszy koszykarz świata. Przyszło się o tym przekonać nawet czołowym politykom USA.
Republikański kongresman Steve Israel miał właśnie na informacyjnym kanale MSNBC dyskutować o pozwie przeciwko prezydentowi Barackowi Obamie, kiedy producent przerwał mu w pół zdania, mówiąc, że “nie będzie teraz na to czasu, bo trzeba podać informację o powrocie LeBrona Jamesa do rodzinnego Ohio”.
“Już raz mi się coś takiego zdarzyło, kiedy zamiast rozmowy pokazywaliśmy, jak Irakijczycy przewracają pomniki Saddama Husseina. Ale przynajmniej wtedy ktoś mnie ostrzegł, dali mi dokończyć zdanie. Tym razem było bez litości - bo to Król James” – skomentował sprawę kongresman z Nowego Jorku.
Żadna z gwiazd NBA nie chciała podjąć decyzji o wyborze klubu, dopóki nie zrobi tego James, bo nie było wiadomo, kto będzie i ile pieniędzy będzie do dyspozycji. Już kilka godzin po informacji o wyborze “Króla”, zaczęły padać kolejne kostki koszykarskiego domina. Chris Bosh, który tak samo kocha Miami, jak pieniądze, dostał jedno i drugie, podpisując z Heat kontrakt warty 118 milionów dolarów. Bosh zrezygnował z przejścia do Houston Rockets, gdzie grałby w zespole walczącym o tytuł, bo widoki w Miami są o niebo lepsze. Pozostali, jak Carmelo Anthony (Knicks albo Bulls), Kevin Love (Cavs lub Golden State) czy gwiazda teraz już mniejszego formatu Pau Gasol (Bulls lub Spurs), mogą wreszcie zadecydować o swojej przyszłości. James już zadecydował, więc oni też mogą wybierać.
Komentarze