Crutchlow za Bradla w LCR Hondzie?

Choć zaledwie kilkanaście dni temu Cal Crutchlow potwierdził, że pozostanie w fabrycznym zespole Ducati na kolejny sezon, lawina medialnych doniesień łączy go od wczoraj z inną włoską ekipą, LCR Honda.
Mistrz świata kategorii Supersport trafił do MotoGP w 2011 roku. Po trzech sezonach regularnych postępów w barwach Monster Yamaha Tech 3 Brytyjczyk był sfrustrowany brakiem możliwości awansu do fabrycznej ekipy Yamahy, dlatego podpisał opiewający na pięć milionów euro kontrakt z fabrycznym zespołem Ducati.
Zdając sobie sprawę z faktu, że będzie dosiadał mało konkurencyjnego motocykla, 28-latek zabezpieczył się możliwością zerwania umowy już po pierwszym sezonie. Na podjęcie decyzji Crutchlow miał czas do końca lipca, a więc do wczoraj, jednak już w połowie miesiąca Ducati ogłosiło, że Brytyjczyk pozostanie w jego szeregach na kolejny sezon.
Wyścigowy świat stanął na głowie
Crutchlow nie miał co prawda zbyt wielu alternatyw, bowiem zajęte pozostają zarówno miejsca w fabrycznym zespole Hondy, gdzie ścigają się Marc Marquez i Dani Pedrosa, jak i w fabrycznej ekipie Yamahy, którą reprezentują Valentino Rossi i Jorge Lorenzo. Ten ostatni podobno właśnie przed kilkoma dniami przedłużył swój kontrakt z Yamahą na kolejny sezon.
Jedyną opcją dla Crutchlowa wydawała się włoska ekipa LCR Honda, od trzech lat wystawiająca nieco rozczarowującego mistrza świata Moto2, Stefana Bradla. Niemiec ma na swoim koncie tylko jedno podium, co miało podobno sprawić, że japońskie kierownictwo HRC straciło do niego cierpliwość. Jeszcze do niedawna wydawało się, że Bradla zastąpi Australijczyk Jack Miller, sensacyjnie awansując do MotoGP prosto z Moto3 i pomijając średnią kategorię Moto2.
Wczoraj wyścigowy świat na moment stanął jednak na głowie. Bradl podobno i owszem, opuści LCR Hondę i przejdzie do ekipy Forward Racing, ale jego miejsca pod skrzydłami Lucio Cecchinello nie zajmie Miller, a najprawdopodobniej właśnie Crutchlow.
Musimy poczekać przynajmniej tydzień
Czy tak się faktycznie stanie? Odejście Crutchlowa byłoby z pewnością lekko kompromitujące dla Ducati, które w końcu już oficjalnie potwierdziło przedłużenie umowy z nim, ale z drugiej strony umożliwiałoby Andrei Iannone – znacznie lepiej radzącemu sobie na Desmosedici niż Brytyjczyk – awans do fabrycznej ekipy. Także organizatorzy mistrzostw świata z pewnością woleliby oglądać najszybszego z brytyjskich zawodników w stawce MotoGP na mocnym motocyklu i bliżej czołówki niż w tym roku.
Co to wszystko oznacza dla Jacka Millera? Bardzo możliwe, że młody Australijczyk podjął rozsądną decyzję awansu do pośredniej kategorii Moto2, w której nie może narzekać na brak konkurencyjnych ofert. Jest jednak szansa, że lider Moto3 mimo wszystko wyląduje w MotoGP.
Zainteresowany nim jest m.in. zespół Fausto Gresiniego, którego współpraca z Alvaro Bautistą stoi pod dużym znakiem zapytania. Nie jest też wykluczone, że LCR Honda wystawi w przyszłym roku dwa motocykle, a Miller mógłby otrzymać w jej barwach tzw. produkcyjną wersję Hondy.
Na potwierdzenie lub zdementowanie najnowszych przecieków poczekać będziemy musieli jednak jeszcze tydzień. Dopiero w przyszły weekend końca dobiegnie wakacyjna przerwa, a w USA odbędzie się dziesiąta runda MotoGP, Grand Prix Indianapolis. I tutaj pojawia się właśnie sedno sprawy.
Na ile najnowsze doniesienia to realne przecieki, a na ile tylko absurdalna próba podbicia statystyk oglądalności podczas wakacyjnej przerwy przez branżowe portale? Przekonamy się dokładnie za tydzień, choć nie da się ukryć, że fajnie byłoby znów zobaczyć wygadanego Crutchlowa na konkurencyjnym motocyklu!
Zdając sobie sprawę z faktu, że będzie dosiadał mało konkurencyjnego motocykla, 28-latek zabezpieczył się możliwością zerwania umowy już po pierwszym sezonie. Na podjęcie decyzji Crutchlow miał czas do końca lipca, a więc do wczoraj, jednak już w połowie miesiąca Ducati ogłosiło, że Brytyjczyk pozostanie w jego szeregach na kolejny sezon.
Wyścigowy świat stanął na głowie
Crutchlow nie miał co prawda zbyt wielu alternatyw, bowiem zajęte pozostają zarówno miejsca w fabrycznym zespole Hondy, gdzie ścigają się Marc Marquez i Dani Pedrosa, jak i w fabrycznej ekipie Yamahy, którą reprezentują Valentino Rossi i Jorge Lorenzo. Ten ostatni podobno właśnie przed kilkoma dniami przedłużył swój kontrakt z Yamahą na kolejny sezon.
Jedyną opcją dla Crutchlowa wydawała się włoska ekipa LCR Honda, od trzech lat wystawiająca nieco rozczarowującego mistrza świata Moto2, Stefana Bradla. Niemiec ma na swoim koncie tylko jedno podium, co miało podobno sprawić, że japońskie kierownictwo HRC straciło do niego cierpliwość. Jeszcze do niedawna wydawało się, że Bradla zastąpi Australijczyk Jack Miller, sensacyjnie awansując do MotoGP prosto z Moto3 i pomijając średnią kategorię Moto2.
Wczoraj wyścigowy świat na moment stanął jednak na głowie. Bradl podobno i owszem, opuści LCR Hondę i przejdzie do ekipy Forward Racing, ale jego miejsca pod skrzydłami Lucio Cecchinello nie zajmie Miller, a najprawdopodobniej właśnie Crutchlow.
Musimy poczekać przynajmniej tydzień
Czy tak się faktycznie stanie? Odejście Crutchlowa byłoby z pewnością lekko kompromitujące dla Ducati, które w końcu już oficjalnie potwierdziło przedłużenie umowy z nim, ale z drugiej strony umożliwiałoby Andrei Iannone – znacznie lepiej radzącemu sobie na Desmosedici niż Brytyjczyk – awans do fabrycznej ekipy. Także organizatorzy mistrzostw świata z pewnością woleliby oglądać najszybszego z brytyjskich zawodników w stawce MotoGP na mocnym motocyklu i bliżej czołówki niż w tym roku.
Co to wszystko oznacza dla Jacka Millera? Bardzo możliwe, że młody Australijczyk podjął rozsądną decyzję awansu do pośredniej kategorii Moto2, w której nie może narzekać na brak konkurencyjnych ofert. Jest jednak szansa, że lider Moto3 mimo wszystko wyląduje w MotoGP.
Zainteresowany nim jest m.in. zespół Fausto Gresiniego, którego współpraca z Alvaro Bautistą stoi pod dużym znakiem zapytania. Nie jest też wykluczone, że LCR Honda wystawi w przyszłym roku dwa motocykle, a Miller mógłby otrzymać w jej barwach tzw. produkcyjną wersję Hondy.
Na potwierdzenie lub zdementowanie najnowszych przecieków poczekać będziemy musieli jednak jeszcze tydzień. Dopiero w przyszły weekend końca dobiegnie wakacyjna przerwa, a w USA odbędzie się dziesiąta runda MotoGP, Grand Prix Indianapolis. I tutaj pojawia się właśnie sedno sprawy.
Na ile najnowsze doniesienia to realne przecieki, a na ile tylko absurdalna próba podbicia statystyk oglądalności podczas wakacyjnej przerwy przez branżowe portale? Przekonamy się dokładnie za tydzień, choć nie da się ukryć, że fajnie byłoby znów zobaczyć wygadanego Crutchlowa na konkurencyjnym motocyklu!
Komentarze