Grzegorczyk: Przepis w służbie absurdu

Piłka nożna
Grzegorczyk: Przepis w służbie absurdu
Piłkarze Legii są głównymi ofiarami zaistniałej sytuacji. Szaleli z radości po golach strzelanych Celticowi. Po decyzji UEFA przeżyli olbrzymie rozczarowanie / fot. PAP/EPA

Decyzja o wykluczeniu Legii z Ligii Mistrzów jest nie tylko smutna i niezrozumiała dla kibiców piłki w Polsce. To także smutna prawda o ludziach w UEFA, którzy taką decyzję podjęli. Świadczy o ich braku wyobraźni i niezdolności do znalezienia rozwiązania będącego adekwatnym sposobem ukarania klubu, który dopuścił się ewidentnego przekroczenia przepisów.

Przepis został bezsensownie złamany. Nikt tego nie podważa. W kilku dyskusjach, które wczoraj odbyłem, rozmówcy dzielą się na tych, którzy uważają, że surowość kary jest jawnym świństwem skierowanym przeciwko Polakom i na tych, którzy padają plackiem przed decyzją UEFA, podzielając stanowisko, że PRZEPIS jest największym dobrem ludzkości. Na niwie sportu jest to totalny idiotyzm. Przepisów UEFA nie można traktować jako zbioru boskich dogmatów! Tam, gdzie stają się idiotyczne, mamy obowiązek dążyć do ich zmiany. Przepisy w piłce powinny być narzędziem, a nie najwyższym dobrem. Jeśli jakiś przepis służy absurdowi i kłamstwu, należy go zmienić. A takim absurdem i kłamstwem jest sytuacja, gdy drużyna wygrywa dwumecz 6:1 odpada z rozgrywek, awansuje natomiast ta, która skompromitowała się na oczach wszystkich. Wyobraźmy sobie, że po meczu Niemcy – Brazylia 7:1, okazałoby się, że strona niemiecka dopuściła się jakiegoś błędu proceduralnego w związku z czym dalej walczyłaby skompromitowana Brazylia. Czy wtedy ktoś powiedziałby „Dura lex, sed lex” (twarde prawo, lecz prawo)? Kibice na całym świecie przyklasnęliby, bo uszanowano jakiś przepis?

W dzisiejszej piłce obowiązują całkiem sprzeczne dyrektywy i regulacje. Co rusz przeżywamy horrory wypaczonych wyników meczu, spowodowane błędami czy też oszustwem sędziów, a także oszustwami samych piłkarzy. Powtarza się z uporem, że nie można cofnąć wyniku spotkania, choćby w tym meczu sędzia uznał pięć bramek ze spalonego, podyktował trzy karne z kapelusza i dał kilka czerwonych kartek niewinnym zawodnikom. Nie można cofnąć oszukanego meczu, choćby gwizdał cały stadion i miliardy widzów na całym świecie. Nawet błędy sędziów są rzeczą świętą i niepodważalną.

Bożek o imieniu przepis


W przypadku Legii mecz się unieważnia, bo została na trzy minuty przed jego końcem dokonana zmiana, która nie miała totalnie wpływu na jego przebieg. Wszystko zostaje zawieszone – zdrowy rozsądek, sprawiedliwość. Liczy się bożek o imieniu PRZEPIS. Jakoś nikt nie bierze pod uwagę, że zasłużony awans Legii miałby wpływ na wydobycie piłkarskiego żywota Polaków z beznadziei. Po kilkudziesięciu latach wreszcie jakaś iskierka nadziei. Niestety zduszona buciorem bezdusznego sługusa absurdalnego prawa, które chroni PRZEPIS, a nie istotę rywalizacji sportowej. Z trudem mogę sobie wyobrazić radość w drużynie Celticu, gdy do Szkocji dotarła wiadomość, że świńskim darem uefowskich niebios przeszli do następnej rundy. Gdybyśmy żyli w świecie honoru i godności, to Celtic za taki awans podziękowałby i sam napisał prośbę o darowanie grzechu nieodpowiedzialnym działaczom Legii. Amatorzy z Islandii, którzy wyeliminowali zawodowych graczy „Kolejorza” mieli powody do gigantycznej radości. Ale Celtic? Niestety liczy się kasa.

Nie można za grzechy działaczy karać zawodników, którzy dali z siebie wszystko. Właściwie legioniści dokonali wedle naszych pojęć cudu. Niestety ten cud został wrzucony do Klozetu UEFA. Cuda dziejące się w sporcie są czymś absolutnie w nim najpiękniejszym. Są jego istotą, sercem, ziarnem. Po to ogląda się sport, bo dzieją się w nim rzeczy nieoczekiwane, cuda. I te cuda trzeba pielęgnować i celebrować! Ale uefowskie urzędasy, to ludzie niewierzący - niewierzący w sport.

Cała ta sytuacja świadczy, jak niewiele znaczy nasz głos w UEFA. Rozumiem, że prezes Boniek i nie tylko on - robił co mógł, aby cofnąć ten bezsens.

Scenariusz na nowy "Piłkarski poker"

Decyzja UEFA nie chroni piłki przed niczym. Otwiera wielkie pole dla korupcji. Podpowiada nowe sposoby sprzedawania meczu. Gdybym pisał scenariusz do nowego „Piłkarskiego pokera” łatwo stworzyłbym scenę, w której do możnowładców Legii tuż przed zakończeniem spotkania z Celtikiem zgłaszają się jego działacze z propozycją kupienia meczu. „Ale jak? Już za późno. Tylu samobójów nie jesteśmy sobie w stanie wkopać” – rozkładają bezradnie ręce wymyśleni na potrzebę filmu działacze Legii. Szkot się uśmiecha. „Wystarczy że podłożycie sobie świnię proceduralną. Wpuśćcie trefnego zawodnika”. Tak, na pewno nie było. Ale tak może być i to jest groźne.

A swoją drogą nie rozumiem, dlaczego za wpuszczenie trefnego zawodnika odpowiada tylko jedna strona. Żyjemy w świecie, gdzie nie zostaniemy nigdzie wpuszczeni, jeśli nie mamy na to odpowiednich papierów. Jak to jest możliwe, że sędziowie z tej perfekcyjnej organizacji UEFA nie dysponują listami zawodników dopuszczonymi do gry. To znaczy, że wystarczy się przebrać w koszulkę klubową i można wbiec na murawę?

Jan Grzegorczyk - pisarz, redaktor, dziennikarz. Autor wielu książek m.in. tetralogii o przypadkach księdza Grosera: "Adieu", "Trufle", "Cudze Pole" i "Jezus z Judenfeldu", ponadto powieści "Chaszcze", "Puszczyk" oraz "Niebo dla akrobaty". W 2014 roku ukazała się jego najnowsza książka "Święty i błazen". Wielki pasjonat futbolu.

Jan Grzegorczyk

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze