Bandyci z Berwick planują napad na Monarchów z Edynburga

Żużel
Bandyci z Berwick planują napad na Monarchów z Edynburga
Żużlowcy z Berwick chcą zdobyć Edynburg/ fot. berwickbandits.co

To będzie fascynujące widowisko. Były klub Kelvina Tatuma i Jimmy’ego Nilsena mierzy wysoko. Bandyci z Berwick nie kłaniają się w pas liderowi żużlowej Premier League – Monarchom z Edynburga. Speedway z byłym wokalistą Marillion w tle – tego nie sposób przegapić. Wtorek, 12 sierpnia, Polsat Sport News, godz. 20.30.

Burzliwe dzieje, czyli walki Szkotów z Anglikami

Gdyby zagłębić się w język staroangielski, okazałoby się, że Berwick upon Tweed oznacza „jęczmienną wioskę”. Dziś Berwick liczy sobie ponad 13 tysięcy mieszkańców, a żaden szanujący się Anglik nie ośmieliłby się nazwać tego uroczego miasteczka wioską. Najbardziej na północ wysunięta forpoczta Anglików (2 i pół mili do granicy ze Szkocją) potrafi zauroczyć. Most wygląda urzekająco w blasku prastarych lamp. Pewnikiem można wówczas dostrzec szkockich wojowników, którzy stoczyli zwycięską bitwę pod Carham w 1018 roku… Kogóż nie oglądały mury Berwick? Ryszarda I, żądnych krwi krzyżowców, brata Ryszarda – króla Johna. Berwick zmieniało właściciela 13 razy, Anglicy to zyskiwali, to tracili ten ważny fort. W 1482 roku Szkoci ostatecznie polegli w walce o Berwick, ale dziś mieszkańcy tego miasta twierdzą, że bliżej im do szkockiej stolicy – Edynburga aniżeli do najbliższego dużego angielskiego miasta – Newcastle upon Tyne. Wyznawcy „szkockich korzeni” podpierają się kolejnym faktem: większość banków działających w Berwick należy do Szkotów, a dialekt („Tweedside” jak mawiają Anglicy) ma w sobie mnóstwo szkockiego posmaku. Co więcej: miejscowy zespół piłkarski gra w lidze szkockiej… W styczniu 1884 roku pracownicy młyna rozegrali mecz z kolejarzami i tak zrodził się pomysł na futbolowy zespół o nazwie Berwick Rangers...

Cztery wieki zażartych batalii pomiędzy Szkotami a Anglikami. Bywały czasy kiedy Berwick było tętniącym życiem miastem czerpiącym ogromne zyski z handlu. W XIII wieku Berwick było tak bogate, że przeciętne wynagrodzenie (przeliczając na dzisiejsze realia) wynosiło 2 190 funtów, a historycy nazywali je drugą Aleksandrią. Port przynosił ogromne zyski, miasto inwestowało w naukę, powstawały zacne szkoły… Po dziś dzień można podziwiać mury z epoki elżbietańskiej. Edward I ufortyfikował gród, aby Szkoci nie mogli skruszyć angielskiego poczucia dumy. Współcześni mieszkańcy Berwick są dumni, że kościół zbudowany w 1754 roku nie ma wieży ani dzwonnicy, a to już spory wyróżnik w tej części Wysp. Zachwyt budzi również most otwarty przez królową Wiktorię w 1850 roku. Zbudował go Robert Stephenson. Gawiedź była wówczas oszołomiona nowym połączeniem kolejowym pomiędzy Londynem a Edynburgiem… Jeszcze wtedy nie wiedziano o tym, że w 1968 roku powstanie żużlowy zespół Berwick Bandits, ale z okresu dynamicznego rozwoju kolei żelaznej pochodzi krótki wierszyk:
Berwick to starożytne miasteczko
Z kościołem co to mu brakuje wieży
U progu każdego domu stoi piękna dzieweczka
A tutejszym poczciwym ludziom nie wypada nie wierzyć

Czeska kolonia

Co prawda Kelvin Tatum i Jimmy Nilsen rozsławiali Berwick Bandits w 1991 roku i sprawiali, że publiczność z zapartym tchem oglądała wyścigi z ich udziałem, ale to Czesi zaskarbili sobie szczególną sympatię fanów speedwaya z Berwick. Nawet Scott Lamb, najskuteczniejszy zawodników Bandytów w 1997 i 1999 roku, nie cieszył się taką atencją kibiców jak Adrian Rymel i Michal Makovsky. Statystyki mówią wiele. W latach 2001 – 2010 tylko Paul Bentley wkroczył z przyłbicą na czeskie terytorium. Bentley miał średnią 9,24 w sezonie 2002. Poza tym wyskokiem Brytyjczyka, Czesi sprawowali rządzy, choć Hradczan nie uświadczysz w Berwick… Makovsky miał najlepszą średnią w sezonach: 2003, 2006, 2007, 2009, a Rymel piastował władzę w sezonach: 2001, 2004, 2005, 2008, 2010. Jakby tego było mało sukcesy w barwach Bandytów odnosił również Josef „Pepe” Franc, człowiek z Caslavia, który lubi odlecieć przy dobrej muzyce punk… Co zrozumiałe, w obecnym składzie ekipy z Berwick nie mogło zabraknąć Czecha. Matej Kus nawet cierpiący po operacji usunięcia zęba mądrości, wsiadał na motocykl, aby zdobywać oczka dla Berwick Bandits… 5 lipca 2014 roku Matej Kus zdobył 11 punktów w 5 wyścigach, a Bandyci pokonali Diabłów z Plymouth 52-41. „Ten sezon rozpoczął się dla mnie koszmarnie. Wypadłem ze szkieletu drużyny do rezerwy i to podziałało na mnie wyjątkowo mobilizująco. Usunięcie zęba mądrości było makabrycznym doświadczeniem. Nic tylko lody i leżenie w łóżku. Gdy rany zaczęły się goić, dopadła mnie infekcja. Wszystkie plagi egipskie. Od 10 lat nie miałem ataku astmy, a tu nagle nie mogłem oddychać podczas wyścigu! Byłem wściekły, bo przez moją astmę przegraliśmy u siebie ważny mecz z Peterborough Panthers (35-52). To był wypadek przy pracy. Niezmiennie twierdzę, że mamy zespół, który jest w stanie powalczyć o mistrzostwo Premier League. Wystarczy wygrywać u siebie i uzbierać kilka punktów na wyjeździe, a wtedy awans do play-off stanie się faktem” – wyznał 25-letni żużlowiec z Czech.

Słowa Mateja okazały się prorocze. Bandyci wygrali już 4 mecze na wyjeździe: z Plymouth Devils, Workington Comets, Glasgow Tigers i Redcar Bears. Ponadto w sobotę 9 sierpnia Berwick Bandits wysoko pokonali ekipę Joe Screena – Sheffield Tigers 59-33. Aktualnie Berwick zajmuje 4 miejsce w tabeli Premier League co pozwala mieć nadzieje na awans do najlepszej szóstki.

Mozolna wspinaczka na szczyty

Peter Waite przez dekadę walczył o to, aby kameralny klub jakim jest Berwick Bandits funkcjonował bez zakłóceń. Peter dokonywał cudów, aby finanse nie były piętą achillesową i należy otwarcie przyznać, że był człowiekiem z głową na karku. Na początku 2009 roku w Berwick zawiązało się nowe konsorcjum. Waite był zmęczony, a ponadto uważał, że zrobił wszystko co w jego mocy, aby Bandyci mogli spać spokojnie. Do akcji wkroczył miejscowy rzeźnik John Anderson i Lynda Waite (przypadkowa zbieżność nazwisk z Peterem). Pani Lynda prowadziła wówczas maleńki biznes pt. Cornhill Village Shop. Dave Peet był wówczas menedżerem drużyny i pomagał poskładać w zgrabną całość sportowe klocuszki. „Ci ludzie są solą tej ziemi. Pracują jako wolontariusze. Odnowili trybunę, przystrzygli trawę na łukach, odremontowali warsztat i park maszyn. Mamy lepsze oświetlenie, założyliśmy nowe bandy. Niewiele bym zrobił, gdyby nie poświęcenie tych ludzi, którzy po wypełnieniu swoich zawodowych obowiązków, przychodzą z pasji do speedwaya na stadion. Nie mogę nachwalić się pomocy jakiej udzielili nam sąsiedzi. John Campbell i Alex Harkess, promotorzy z Edynburga oraz George English, szeryf Newcastle Diamonds, udzielili mi wielu cennych rad i pomogli w wykonaniu wielu prac. Na torze jesteśmy rywalami, ale poza torem zgodnie pracujemy, aby Premier League rosło w siłę” – twierdził 5 lat temu John Anderson.

Wtedy rekordzistą toru przy Shielfield Park był niezmordowany Sean Wilson… Berwick Bandits, mistrzowie trzeciej dywizji w sezonach 1994 i 1995, zwycięzcy turnieju „czwórek” w 2002 roku, stawiali krok za krokiem. Sporo zdrowia na torze zostawił Guglielmo Franchetti, urodzony w Terenzano, ale ścigający się z lubością na argentyńskich torach. Pięknie fruwał Fin z Kuusankoski, Tero Aarnio. Z kolei o uśmiech w parku maszyn dbał żużlowiec z Poole (rocznik 1983), Danny Warwick, który nie tylko fryzurą przypominał Boba Marleya.

W połowie sezonu 2010 Lynda Waite zatęskniła za swoim sklepikiem, a jej miejsce w klubie zajął fanatyk speedwaya George Hepburn. W klubie pojawił się obiecujący Węgier z Szegedu, Tamas Sike (rocznik 1986), z dalekiej Nowej Zelandii (Wellington) przyfrunął Jade Mudgway. Czeski duet tworzyli: Josef Franc i Hynek Stichauer. W klubie panowała smętna atmosfera po dramatycznym upadku Adriana Rymla. We wrześniu 2010 roku Rymel był sparaliżowany po wypadku jakiemu uległ na torze Edinburgh Monarchs… Na szczęście Adrian odstawił wózek, nauczył się nowego fachu, został krawcem, a w odbudowaniu wiary w sukces w nowym wcieleniu pomógł mu były dobry czechosłowacki żużlowiec, Petr Ondrasik.

Berwick Bandits dali wiele radości swoim fanom w sezonie 2012 kiedy wygrali finał „czwórek”. To bardzo prestiżowe trofeum na Wyspach Brytyjskich. Jednak jak mawia John Anderson „w życiu nie zawsze świecie słońce, czasami trzeba być przygotowanym na jesienną szarugę”.

Dramat Ashwortha i zawał serca Ian Rae

George Hepburn, dyrektor klubu Berwick Bandits, nie owija w bawełnę. „Bądźmy szczerzy. Nie mamy czym się pochwalić w kontekście sezonu 2013. Mieliśmy delikatne wzloty, ale przeważnie zaliczaliśmy niemiłe upadki. Owszem, po stronie plusów możemy zapisać turniej Ben Fund Bonanza, który przyciągnął na trybuny wielu widzów. Sporym sukcesem była również runda indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Jednak wszystkie pozytywy zniknęły z mapy kiedy makabrycznej kontuzji doznał Ricky Ashworth. Długo drżeliśmy o jego życie. Na szczęście Ricky wybudził się ze śpiączki, ale proces rehabilitacji będzie niezwykle żmudny. Myślę, że cała żużlowa rodzina pragnie, aby Ricky wrócił do pełni sił” – mówi ze smutkiem Hepburn.

91 dni w śpiączce po wypadku jakiego Ricky doznał w sierpniu 2013 roku podczas meczu ligowego ze Scunthorpe Scorpions. Złowroga cisza na stadionie Eddie Wright Raceway po 11 wyścigu. Drżenie serc, długie godziny spędzone przy łóżku przez tatę – Dave’a Ashwortha. Wybudzenie Ricky’ego przyjęto z ulgą, ale najbliżsi wiedzieli, że teraz dopiero rozpocznie się schodzenie z Cho Oyu zimową porą przez seraki… - Ricky wciąż ma ogromne problemy z koordynacją. Chwieje się, utrzymanie równowagi sprawia mu potężne kłopoty. Powoli buduje zdania. Trudności pojawiają się przy przełykaniu większych kęsów pokarmu. Jednak najważniejsze, że nie mam już w sobie lęku o śmierć syna – zaznaczył Dave.

Ricky’emu, który 17 sierpnia będzie obchodził swoje 32 urodziny, dopisuje dobry humor. - Jeszcze nie wrócił stary Ricky, ale wspiera mnie fenomenalny zespół ludzi. Już mnie nosi, chciałbym wybrać się na dobry speedway. Niestety, choć opieka w szpitalu była wyjątkowa, nie ma możliwości, aby przez okno ktoś podał mi metanol. Dziękuję Ianowi Hunterowi z Sheffield Window Centre za nieocenioną pomoc. Obejrzałem 10 razy zapis z zawodów w Berwick, z których cały dochód przeznaczono na moje leczenie. Wszystkie biegi znam na pamięć. We śnie widzę zębatki, wiem jaki stopień sprężania w silniku pasowałby na najbliższy mecz z Edinburgh Monarchs, czuję jakbym w palcach obracał dysze… Mój bus trochę zardzewiał, ale jeszcze go pomaluję na bardziej wesoły kolor! – twierdzi wieczny optymista Ricky Ashworth.

Jakby tego było mało, Ian Rae, złożył „chwilową” rezygnację z roli menedżera drużyny. Ian przez całe lata był człowiekiem od wszystkiego. Kiedy zachodziła potrzeba, wsiadał na traktor i przygotowywał tor. Poprowadzić zespół? Nie ma problemu.

- Muszę naładować bateryjki. Zimą przeszedłem drugi zawał serca. Czułem, że umieram. Widocznie mam coś jeszcze do zrobienia, skoro niebiosa mnie utrzymały przy życiu. Wciąż pracuję zawodowo, a speedway to hobby i pasja. Za bardzo przeżywam mecze mojej drużyny. Kłopoty zdrowotne sprawiły, że nie mogłem sobie poradzić z przygotowaniem nawierzchni na rundę kwalifikacyjną MŚ. Muszę odpocząć, ale jak znam siebie, gdy tylko podleczę moje serduszko, czym prędzej popędzę na stadion, aby zobaczyć czy czegoś nie trzeba poprawić na torze moich ukochanych Bandytów… – uśmiecha się Ian. Pasja lekarstwem na wszystkie choroby!

Powrót Monarchów do złotych lat?

Reidar Eide, Jack Young, Dick Campbell, Les Collins, Bert Harkins, Doug Templeton, George Hunter, Kenny McKinna, Peter Carr… Wspaniali żużlowcy, którzy w przeszłości rozsławiali klub Edinburgh Monarchs. Narodziny speedwaya w Edynburgu przypadają na 1928 rok, a więc szmat czasu i mnóstwo wspomnień.
Pierwszy tytuł mistrzowski Monarchowie zdobyli w 2003 roku, ale w zgodnej opinii fanów, najlepszą ekipę Edynburg zmontował w 2008 roku. Wówczas Monarchowie wygrali wszystkie mecze u siebie, odnieśli 14 zwycięstw na wyjeździe, a dwa mecze zremisowali. „Edynburg błyszczał w każdym departamencie” – wspomina Amerykanin Ryan Fisher, który cudownie czuł się na 260-metrowym torze w Armadale.

Premier League, Premier Trophy i dobra jazda w barażach z Wolverhampton Wolves, choć Wilki zdołały wtedy utrzymać się w elicie. Wysokie średnie wyśrubowane w mistrzowskim sezonie 2008 oznaczały częściową „wyprzedaż” złotego składu. Rok później Alex Harkess zebrał ciekawą grupę zawodników, ale świata nie zawojował. Ryan Fisher, Tomas Jonasson, Michał Rajkowski, Matthew Wethers, Andrew Tully, Aaron Summers, Sean Stoddart – ci chłopcy tworzyli ekipę Monarchów w 2009 roku. Żużlowcy z Edinburgh zajęli wówczas drugie miejsce, a tytuł wywalczyła drużyna King’s Lynn Stars. Alan „Doctor” Bridgett, czyli arcymistrz przygotowania toru i zdolny menedżer, związany z Edinburgh Monarchs od 1977 roku, wiedział, że wystarczy dokonać lekkich roszad i tytuł mistrzowski wróci do szkockiej stolicy.

Kalle Katajisto z fińskiego Varkaus oraz Kevin Wolbert z Parchim uczynili różnicę. Edynburg zdobył trzecie złoto w 2010 roku. I choć co roku właściciele gruntu twierdzą, że speedway musi wyprowadzić się z Armadale, siła perswazji zagorzałych fanów speedwaya jest tak porażająca, że nikt nie ośmiela się pogrozić żużlowcom paluszkiem. Kilka razy zawodnicy zmieniali adres: Old Meadowbank, Coatbridge, Powderhall, Shawfield, a od 1997 roku nieprzerwanie sercem Monarchów jest kameralny obiekt w Armadale. Niegdyś zwany Lothian Arena, a dziś od nazwy sponsora Scotwaste Arena. Ależ tam pachnie speedwayem…

Ron McNeill bez włosów


Od lat królem obiektywu w Edynburgu jest Ron MacNeill. Robi cudowne fotki żużlowcom. Takie po których ma się wrażenie sjenit włamuje się do źrenic czytelnika… Puryści twierdzą, że najwspanialsze żużlowe zdjęcia robili dwaj Brytyjczycy: Alf Weedon i Mike Patrick, ale prace MacNeilla są naprawdę godne uwagi. Ron nie opuścił żadnego meczu Monarchów od ośmiu sezonów. Na początku bieżącego sezonu obiecał sobie, że ogoli się na „zero” dopiero po pierwszej porażce Monarchów. Żona pomstowała, bo zużył sporo szamponu, skoro Edinburgh długo utrzymywał miano niepokonanej ekipy. 24 mecze bez porażki! Kosmiczny rekord.

Oczywiście na owe 24 spotkania składają się również towarzyskie potyczki takie jak Air Fence Challenge. Ta seria budzi szacunek, ale absolutnym rekordzistą w dziejach brytyjskiej ligi jest drużyna z Oxfordu, która w rozgrywkach ligowych w 1986 roku nie straciła ani jednego punktu!

John Campbell, jeden z dyrektorów klubu Edinburgh Monarchs twierdzi, że to czysty przypadek, że zespół radzi sobie tak świetnie w tegorocznej Premier League. „Skoro zdecydowaliśmy się na to, że w zespole zostaje Craig Cook, to automatycznie zafundowaliśmy sobie bezsenne noce! Jak dobrać resztę chłopaków przy tak wysokiej średniej biegowej Cooka? Znaleźć kogoś z niską średnią kto eksploduje. Kusiliśmy Liama Carra, który ma jeszcze mleko pod nosem, ale umie już jeździć. Odjechał 8 imprez w National League w 2013 roku. Jednak nie dał się namówić. Przekonali go właściciele Berwick Bandits. Zrozumieliśmy jego decyzję, bo Berwick to jego miasto rodzinne… Musieliśmy szukać dalej” – opowiada John Campbell.

St.Helens, motocross, wertepy, skoki na hopach. Zimno, ale uroczo. „Rok temu Steve Worrall przyjechał na Armadale jako gość Ipswich Witches. Szalał na torze. Wykręcił 12 punktów. Było pioruńsko chłodno, październik, a Steve jeździł jakby to była plaża nieopodal Perth! Wiedziałem, że to będzie dobry ruch transferowy” – szczyci się John.
50 jardów od stadionu mieszka Max Fricke i jego tata Rodger. „Zimą miałem nadzieję, że nie będę słuchał tego gawędziarza Rodgera Fricke’a. On jest większą gadułą niż Murray Walker (legendarny brytyjski komentator Formuły 1). Rozmawia jak najęty, nie baczył na różnicę czasu między Australią a Anglią. Najbardziej lubi opowiadać o swoim synu. Lubi kiedy młody ma ekstremalne warunki i zimną wodę w kranie. Wie, że choć Max ma talent, musi spędzić jeszcze jeden sezon w Premier League zanim pomyśli o awansie do Elite. Pewnego zimowego wieczoru Rodger Fricke zadzwonił do mnie i powiedział: musicie zaangażować Justine’a Sedgmana. Odparłem mu: nie bredź, on był słabiutki w Redcar Bears w sezonie 2012. Jednak Rodger nie spoczął, nawijał jak najęty i w końcu przekonał mnie. Dziś mu za to dziękuję” – śmieje się Campbell.

Kapitan Monarchów Derek Sneddon to zawodnik, który nie musi przysparzać dwucyfrówek co wieczór, ale nikt tak jak Derek nie scala chłopców. „On wprowadza znakomitą atmosferę do drużyny. Nawet kiedy celował w niego kaskiem Jason Garrity, Derek potrafił zachować stoicki spokój. Prawdziwy kapitan. Ma ogromne doświadczenie” – komplementuje go Campbell. John ubolewa, że nie wykurował się Węgier Jozsef Tabaka. „To przemiły chłopak. On żyje tym co dzieje się w naszym klubie. Złamał nogę w finale play-off, leczył się, zwlekaliśmy z decyzją kogo kupić, bo do końca wierzyliśmy, że Jozsef się wykuruje. Niestety, noga nie zrastała się należycie i musieliśmy zrezygnować z Węgra” – mówi Campbell.

Aaron Fox, protegowany Grega Hancocka, zimowe odkrycie Edinburgh Monarchs. „Na Aarona namówił mnie Steve Evans, koordynator teamu USA. Lubi wysyłać do mnie emaile i wskazywać ciekawe talenty. Nie słyszałem o Foxie, ale obejrzałem go na video i byłem pod wrażeniem umiejętności. Bałem się tylko, że nie poradzi sobie z życiem na walizkach, w dzikim tempie. W USA jeździ solowo, od czasu do czasu, a w Szkocji musi być pod bronią przez 7 miesięcy. Fani go uwielbiają, bo lubi żartować i widowiskowo się ściga. Aaron tęsknił za ojczyzną, nie szło mu na przyczepnych torach, ale wytłumaczyłem mu, że nie oczekujemy od niego, żeby był Samem Ermolenko. Ma powoli się rozwijać. Spełnia nasze oczekiwania” – dodał John Campbell.

Jestem pewien, że speedway na szalenie urzekającym torze Shielfield Park spełni oczekiwania tych, którzy lubią oglądać dobrą szlakę. Bandyci zarzekają się, że mają patent na lidera Premier League…
Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze