Grędziński: sztafeta 4x400 m może zdobyć brąz

Inne
Grędziński: sztafeta 4x400 m może zdobyć brąz
Rafał Omelko (z prawej) spisał się wczoraj bez zarzutu. /fot. PAP

Stanisław Grędziński, mistrz Europy w biegu na 400 m i w sztafecie 4x400 m z Budapesztu (1966), jest optymistą przed finałem biegu rozstawnego w Zurychu. - Jeśli wszyscy pobiegną na maksimum swoich możliwości, mogą wywalczyć brązowy medal - powiedział Grędziński.

W półfinale Polska w składzie: Michał Pietrzak, Kacper Kozłowski, Andrzej Jaros i Rafał Omelko, uległa tylko Rosji. – Nasza sztafeta mi zaimponowała. Taktycznie spisała się bez zarzutu. Kozłowski wyprowadził ją na drugie miejsce, a młody Jaros pobiegł bez kompleksów. Omelko tylko dopełnił formalności – skomentował wałbrzyski olimpijczyk.

Tym razem pauzował Łukasz Krzewina, który w biegu indywidualnym zajął czwarte miejsce.– Na ostatniej prostej zabrakło mu sił, ale jeśli zachował kondycyjne rezerwy, może być w niedzielę silnym punktem zespołu – podkreślił Grędziński.

Przyznał, że po półfinałach, w których dwóch Polaków rozstało się z europejskim czempionatem, nie akcentując mocniej swojego uczestnictwa, zwątpił w medalowe możliwości sztafety.

– Omelko przybiegł szósty, z czasem o przeszło sekundę gorszym od swojego niedawnego rekordu życiowego. To na tym poziomie wielka różnica. Nieco bardziej widoczny był Łukasz Krawczuk, który zajął piąte miejsce – zaznaczył.

W opinii Grędzińskiego przyczyną takiej postawy był brak doświadczenia i będąca często tego konsekwencją słabsza psychika. – Osiąganie dobrych rezultatów w kraju to nie wszystko. Ważne, by je potwierdzać w zawodach dużej rangi".

Wałbrzyszanin zwrócił jednak uwagę, że sposób rozegrania biegu przez wspomnianą dwójkę mógł być przewidziany przez trenera Józefa Lisowskiego. – Podobno potraktował biegi indywidualne swoich podopiecznych jako przetarcie przed sztafetą. To by tłumaczyło dalsze lokaty Omelki i Krawczuka.

Dodał, że dystans jednego okrążenia twardo, a nawet brutalnie weryfikuje umiejętności zawodników, zwłaszcza na najważniejszych imprezach.

Jako byłemu biegaczowi tzw. przedłużonego sprintu, leży mu na sercu poziom tej trudnej konkurencji. Ma nadzieję, że reprezentacja doczeka się wartościowej sztafety z udziałem obecnych "lisowczyków", która nawiąże do znakomitych występów zespołu w przeszłości.

Za najlepszy bieg polskiej sztafety uważa finałową rywalizację podczas MŚ w Sewilli w 1999 roku. Polacy w składzie: Tomasz Czubak, Robert Maćkowiak, Jacek Bocian i Piotr Haczek zdobyli wówczas srebrne medale w czasie 2,58.91, ale po dziewięciu latach przyznano im złote, gdyż jeden z Amerykanów korzystał z niedozwolonego dopingu.

– Poza tym mam sentyment do sztafety z igrzysk w Meksyku w 1968 roku. Biegli w niej wtedy Jan Balachowski, Jan Werner, Andrzej Badeński i ja. Zajęliśmy czwarte miejsce z rekordem Europy 3,00.5, który podzieliliśmy z zespołem RFN. Należały się nam brązowe medale ex aequo – zaakcentował.

Dziwna decyzja sędziów kosztowała go olimpijską emeryturę.

Od wywalczenia przez niego w Budapeszcie tytułu najlepszego na kontynencie minęło 48 lat. – Były to ostatnie mistrzostwa Europy przeprowadzone na bieżni żużlowej. Później rozpoczęła się trwająca do dziś era tartanu – przypomniał.

Powiedział, że tamte zawody wspomina z ogromnym sentymentem. – Rywalizacji nie rozpocząłem jako faworyt, gdyż za takiego uznawano chociażby Badeńskiego. Sytuacja zaczęła się zmieniać po eliminacjach i półfinale, w których to biegach osiągnąłem 46,2 s - zauważył.

Dodał, że na 400 m wielką rolę odgrywa psychika i że zawodnicy często usztywniają się po 300 m. – W finale udało mi się przełamać kryzys i na ostatnią prostą wbiegłem jako pierwszy. Tak już było do mety - przyznał.

Grędziński wygrał tamten bieg w czasie 46,0, przed Badeńskim (46,2) i Niemcem Manfredem Kinderem (46,3). – Była ogromna radość i satysfakcja, które to uczucia przywołuję w trudnych życiowych momentach - zaznaczył.

Po sukcesach indywidualnych, przyszło zwycięstwo w sztafecie. – Biegłem w niej z Wernerem, Edmundem Borowskim i Badeńskim. Pamiętam, że Mundek przebiegł swój odcinek niczym huragan. Wygraliśmy w czasie 3,04.5 przed zespołami RFN i NRD – przypomniał.

Od wielu lat Grędziński jest prezesem sekcji lekkoatletycznej Górnika Wałbrzych.– Teraz największe nadzieje pokładamy m.in. w juniorce młodszej sprinterce Patrycji Wyrzyńskiej, rzucającym dyskiem młodziku Piotrze Pytlaku, juniorce młodszej Weronice Grzelak, która skacze w dal i startującemu w tej samej konkurencji juniorowi Mateuszowi Jopkowi – wyliczył.

Stwierdził, że marzy o doczekaniu się klasowego czterystumetrowca, który byłby jego następcą.

– Wracając do Zurychu, Krzewina i Krawczuk są zawodnikami Śląska Wrocław. Startując w Budapeszcie również byłem zawodnikiem tego klubu, w którym odbywałem służbę wojskową. Ale moje sportowe losy były i są związane z Górnikiem Wałbrzych – dodał.

Nie tylko wychowuje młodych lekkoatletów, ale i wykorzystuje wiedzę zdobytą na studiach politechnicznych. – Dotychczas zbudowałem na Dolnym Śląsku pięć hal, w tym lekkoatletyczną w Wałbrzychu, i nie zamierzam na tym poprzestać – zakończył.

mt, PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze