Pindera: Zły czas dla mistrzów

Sakio Bika stracił pas WBC w wadze super średniej, a Shawn Porter nie jest już czempionem IBF w półśredniej. Niewiele brakowało też, by Yoan Pablo Hernandez stracił tytuł IBF w kategorii junior ciężkiej.
Erfurt i Carson: dwa różne światy, dwie różne filozofie boksu i wielu mistrzów w akcji po obu stronach oceanu.
W Messehalle Yoan Pablo Hernandez, kubański mistrz wagi cruiser (junior ciężka) był faworytem w starciu z blisko 44. letnim Arslanem, a przecież gdyby nie łut szczęścia straciłby w sobotni wieczór tytuł, który zdobył trzy lata temu wygrywając ze Stevem Cunninghamem.
Forma Kubańczyka była dużą niewiadomą, wracał przecież po dziewięciomiesięcznej przerwie. Nie przystąpił przecież zimą do walki z Pawłem Kołodziejem złożony infekcją, mówiono, że być może zakończy karierę. Ale kubański mańkut z niemieckim paszportem wyzdrowiał i w Erfurcie miał być w znakomitej dyspozycji.
Ale nie był. Z Arslanem wybrał walkę z bliska, co było sporym zaskoczeniem, również dla jego trenera, Uli Wegnera. Miał w tym pojedynku niezłe momenty, ale to nie był ten Hernandez na jakiego czekano. A Firat Arslan był lepszy niż przypuszczano. Szedł jak czołg od pierwszej do ostatniej rundy i po ostatnim gongu miał nadzieję, że pas IBF będzie jego. I gdyby ta decyzja należała tylko do polskiego sędziego Leszka Jankowiaka byłby nim. Jankowiak punktował 115:113 dla Arslana, ale pozostali dwaj opowiedzieli się za Hernandezem. Nie ulega wątpliwości, że to było szczęśliwe zwycięstwo Kubańczyka. A Niemiec tureckiego pochodzenia miał pecha, nie po raz pierwszy zresztą w swojej długiej karierze. Nie został tym samym najstarszym mistrzem wagi junior ciężkiej, o czym marzył i teraz może już tylko mieć jedynie nadzieję, że los da mu jeszcze jedną szansę.
Strzelali ślepakamiMiała być strzelanina w Carson, ale skończyło się na brzydkim przedstawieniu, które trzeba jak najszybciej zapomnieć. Zgoda, nie dotyczy to wszystkich. Trudno mieć pretensję do mistrza WBC wagi lekkiej, Teksańczyka Omara Figueroi, który pokonał przed czasem solidnego Daniela Estradę. Meksykanin zaczął dobrze, mocno dał się we znaki Amerykaninowi meksykańskiego pochodzenia, ale wystarczyło, że stracił na chwilę czujność i już leżał na deskach. I to był początek końca.
Inne występy mistrzów, które miały być szlagierowe przyniosły rozczarowanie.
Potwierdziło się, że Sakio Bika, Kameruńczyk z australijskim paszportem jest najsłabszym czempionem kategorii super średniej. Ale też najsilniejszym fizycznie, z najtwardszą szczęką, co potwierdził w pojedynku z Anthony Dirrellem, młodszym bratem bardziej znanego Andre Dirrella, brązowego medalisty igrzysk w Atenach (2004) i uczestnika turnieju Super Six.
Anthony Dirrell bił się z Biką w grudniu ubiegłego roku i już wtedy powinien zostać mistrzem, bo był lepszy, ale sędziowie wypunktowali na Brooklynie remis pozwalający zachować mistrzowi pas WBC. Tym razem wątpliwości nie było. Pięściarz z Detroit odebrał Kameruńczykowi tytuł, ale mistrzowską klasę będzie musiał potwierdzić w kolejnych walkach. Ta była wyjątkowo brzydka i z boksem na światowym poziomie miała niewiele wspólnego.
To samo można napisać o pojedynku Shawna Portera z Kell Brookiem. Amerykanin stracił pas IBF w wadze półśredniej, bo chyba jeszcze przed pierwszym gongiem uwierzył, że Anglik nie będzie dla niego zagrożeniem. Być może myślał już o kolejnej, lepiej płatnej walce z Juanem Manuelem Marquezem, a może z Keithem Thurmanem, którzy obserwowali jego nieładną bitwę z Brookiem z pierwszych rzędów pod ringiem.
Porter atakował, ale skuteczność jego ofensywnych poczynań była niewielka. Brook zadawał mniej ciosów, ale ustawiony defensywnie bił czyściej. Wydawało się, że walcząc tak na obcym terenie z mistrzem świata, może nie znaleźć uznania u sędziów. A jednak znalazł. Tylko jeden z nich widział w tej walce remis, dwaj pozostali nie mieli wątpliwości i wypunktowali wygraną Brooka, który od soboty jest nowym mistrzem IBF w wadze półśredniej. A co z Porterem ?
Amerykanin z Ohio już prosi o rewanż, twierdzi, że poleci na koniec świata, by pokazać, że to co wydarzyło się w Carson, to wypadek przy pracy. Ale na taki gest ze strony Brooka nie ma co liczyć. Anglik ma inne, bardzo dobrze płatne plany.
Komentarze