Kostyra: Jatka w Międzyzdrojach przejdzie do legendy

Z tysięcy walk bokserskich, które oglądałem najbardziej krwawa była Andrzeja Gołoty z Corey'em Sandersem w Atlantic City w 1998. Straszliwa rzeźnia. Przypominała mi się w ostatni weekend, kiedy w Międzyzdrojach niesamowity pojedynek stoczyli Michał Chudeckii Felix Lora.
Pamiętam, że w starciu Gołota vs Sanders, krew tak się lała, że biała koszula sędziego ringowego Tony'ego Orlando zrobiła się czerwona, a wszyscy którzy siedzieli w pierwszych rzędach obok ringu byli zachlapani krwią.
Osiem lat później, w 2006 roku, była „Rzeźnia w Wetzlar”, jak „Bild” nazwał pamiętne starcie Arthura Abrahama z Edisonem Mirandą o mistrzostwo świata IBF w średniej. Abraham zakończył tę walkę zwycięski, ale wyglądał jak Quasimodo, w szpitalu trzeba było mu składać połamaną szczękę, na co potrzeba było 22 śruby i dwie tytanowe płytki.
Minęło osiem kolejnych lat i w ostatni weekend była „Jatka w Międzyzdrojach”, niesamowity pojedynek Michała Chudeckiego z Feliksem Lorą. Znów krew bryzgała i sędzia ringowy (Mirosław Brózio) był tak nią zalany, że jego biała koszula zrobiła się biało-czerwona, a wszyscy w pierwszych rzędach mieli na ubraniach plamy krwi. Lora padał dwa razy na deski, pluł krwią, był bliski przegranej przez nokaut, ale wytrzymał do końca. Jak Sanders z Gołotą i Abraham z Mirandą.
Po walce kibice zgotowali Chudeckiemu i jego rywalowi owację na stojąco. Absolutnie zasłużenie, bo rzadko ogląda się takie walki, przechodzą one do legendy. Brawa również dla twardziela Lory. Andrzej Gmitruk śmiał się, że Lora to taki zabijaka, że „mógłby bić się w dwóch remizach na raz”. Niewiele przesadził.
Gdy gratulowałem po walce Chudeckiemu rewelacyjnego występu, Michał stwierdził: „A nie mówiłem panu, panie redaktorze, że go złamię. Nie ma rzeczy niemożliwych!”.
Rośnie nam nowa gwiazdka zawodowych ringów, bokser który nie ma kompleksów i ciężką pracą chce dojść do wielkich wyników, otwarcie mówi, że chce zostać mistrzem świata. Do tego jeszcze bardzo daleko, ale wiara (i ciężka praca) góry przenosi.
PS: Jeśli ktoś narzeka na poziom polskich gal, niech porówna sobie galę z Międzyzdrojów (nie tylko super walka Chudeckiego z Lorą, także dobre pojedynki Szota z Jackiewiczem, Głażewskiego z Bryantem, niezłe nawet starcie debiutanta Króla z Ficnerem) z amerykańską galą w Carson, która była trzy godziny później. Trzy walki o mistrzostwo świata (główna Brooka z Porterem), a emocji jak na lekarstwo, momentami więcej zapasów i klinczu niż boksu.
Osiem lat później, w 2006 roku, była „Rzeźnia w Wetzlar”, jak „Bild” nazwał pamiętne starcie Arthura Abrahama z Edisonem Mirandą o mistrzostwo świata IBF w średniej. Abraham zakończył tę walkę zwycięski, ale wyglądał jak Quasimodo, w szpitalu trzeba było mu składać połamaną szczękę, na co potrzeba było 22 śruby i dwie tytanowe płytki.
Minęło osiem kolejnych lat i w ostatni weekend była „Jatka w Międzyzdrojach”, niesamowity pojedynek Michała Chudeckiego z Feliksem Lorą. Znów krew bryzgała i sędzia ringowy (Mirosław Brózio) był tak nią zalany, że jego biała koszula zrobiła się biało-czerwona, a wszyscy w pierwszych rzędach mieli na ubraniach plamy krwi. Lora padał dwa razy na deski, pluł krwią, był bliski przegranej przez nokaut, ale wytrzymał do końca. Jak Sanders z Gołotą i Abraham z Mirandą.
Po walce kibice zgotowali Chudeckiemu i jego rywalowi owację na stojąco. Absolutnie zasłużenie, bo rzadko ogląda się takie walki, przechodzą one do legendy. Brawa również dla twardziela Lory. Andrzej Gmitruk śmiał się, że Lora to taki zabijaka, że „mógłby bić się w dwóch remizach na raz”. Niewiele przesadził.
Gdy gratulowałem po walce Chudeckiemu rewelacyjnego występu, Michał stwierdził: „A nie mówiłem panu, panie redaktorze, że go złamię. Nie ma rzeczy niemożliwych!”.
Rośnie nam nowa gwiazdka zawodowych ringów, bokser który nie ma kompleksów i ciężką pracą chce dojść do wielkich wyników, otwarcie mówi, że chce zostać mistrzem świata. Do tego jeszcze bardzo daleko, ale wiara (i ciężka praca) góry przenosi.
PS: Jeśli ktoś narzeka na poziom polskich gal, niech porówna sobie galę z Międzyzdrojów (nie tylko super walka Chudeckiego z Lorą, także dobre pojedynki Szota z Jackiewiczem, Głażewskiego z Bryantem, niezłe nawet starcie debiutanta Króla z Ficnerem) z amerykańską galą w Carson, która była trzy godziny później. Trzy walki o mistrzostwo świata (główna Brooka z Porterem), a emocji jak na lekarstwo, momentami więcej zapasów i klinczu niż boksu.
Komentarze