Iwanow: Chcesz zobaczyć Ruch na stadionie, nie obejrzysz Legii w telewizji!

Piłka nożna
Iwanow: Chcesz zobaczyć Ruch na stadionie, nie obejrzysz Legii w telewizji!
Trener warszawskiej Legii Henning Berg liczy na korzystny rezultat w meczu z kazachskim FK Aktobe/fot.Cyfrasport

Na początek drobny przykład. On zawsze najlepiej, najtrafniej zobrazuje zaistniałą sytuację. A zatem proszę bardzo: Najpierw Europa. Wtorek. Pięć spotkań czwartej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów zaczyna się tradycyjnie o godzinie 20.45. Na ten sam dzień zaplanowano też pierwsze spotkanie o Superpuchar Hiszpanii pomiędzy madryckimi Realem i Atletico.

Zaczyna się ono o 23. Żeby nie kolidowało z porą rozgrywania zmagań play off o Champions League. Tym bardziej, że  Neapolu na stadionie Świętego Pawła walczy  Athtletic Bilbao… Dbamy o widza. I oglądalność. Nic na siebie nie zachodzi.

A teraz Polska. Czwartek. W europejskich pucharach zostały nam już tylko dwa zespoły. Legia Warszawa gra w Kazachstanie z FK Aktobe o godzinie siedemnastej polskiego czasu. Ruch gra u siebie, to znaczy w Gliwicach, bo stadion przy Cichej w Chorzowie bardziej przypomina skansen futbolowych obiektów niż stadion, na którym można przyjmować gości z Europy. Nawet tej wschodniej. I jeszcze z trawą kłopot. Spotkanie z Metallistem Charków zaczyna się o 18.00! A więc mniej więcej wtedy, gdy na drugą połowę w Aktobe wyjdzie mistrz Polski.

Co prawda transmisje zaplanowano tylko ze spotkania Legii, mecz w Gliwicach będzie można zobaczyć jedynie na stronie internetowej … Metallista, ale czy nie dało się zaplanować spotkania na Górnym Śląsku np. o 20-ej? Nawet kibic „Niebieskich” wolałby skończyć robotę, odświeżyć się, zjeść roladę z modrą kapustą, obejrzeć Legię w Aktobe. A potem udać się na Okrzei do Gliwic, na funkcjonalny stadion, który wybudowało klubowi miasto, choć przecież nie ma w nim ani czternastokrotnego Mistrza Polski jak i tak wiernej i gorącej rzeszy kibiców. Ktoś może powiedzieć, że fan Ruchu nienawidzi stolicy, ale to nie oznacza, że nie zobaczyłby meczu przedstawiciela warszawskiej piłki. Nawet, jeśli miałby trzymać kciuki za Kazachów. Nie będzie miał takiej możliwości, podobnie jak grupa tzw. normalnych widzów. Już na spotkaniu z Esbjergiem na trybunach stadionu w Gliwicach byli Waldemar Fornalik, Franciszek Smuda, Radosław Gilewicz, Bogdan Zając, Jarosław Tkocz, Błażej Augustyn i wiele wiele innych futbolowych postaci. Dziś chcąc zobaczyć Ruch, nie obejrzą na żywo Legii. Dziwne to. I jakieś smutne.

Europejskiej piłki w naszym wydaniu nadmiaru przecież nie mamy.  I sami, na własne życzenie, pozbawiamy się kontaktu z nią. Szkoda. To takie niezrozumiałe i mało logiczne. Ale czy podobnie nie jest z innymi sprawami w naszej piłce?
Bożydar Iwanow, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze