Boruc dla Polsatsport.pl: Jest we mnie ogień, który wciąż się tli

Nie takie tuzy, jak Boruc siadały na ławce. Jakoś dam sobie z tym radę szczególnie, że bramkarze w naszej reprezentacji naprawdę są bardzo dobrzy. Broni jednak nie składam. Zostało we mnie jeszcze trochę ognia, który się tli – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl Artur Boruc.
Sebastian Staszewski: Mecz z Gibraltarem ma być dla reprezentacji Polski szybki, łatwy i przyjemny. Mam jednak wrażenie, że dla Pana wręcz przeciwnie – może być długi i nieprzyjemny. Dziś wiele wskazuje na to, że w podstawowym składzie wyjdzie Wojciech Szczęsny, a Pan usiądzie na ławce rezerwowych. Chodzi mi o Pana uczucia, emocje. Gra Pan w tej reprezentacji od dziesięciu lat i rzadko zdarzało się, że nie był Pan numerem 1.
Artur Boruc: Wiem, jaka jest w tej chwili moja sytuacja w Southampton, wiem na czym stoję. W reprezentacji numerem 1 jest ten, kto gra. Ja takiej możliwości na razie nie mam. Będę walczył o to, aby grać w klubie albo gdzieś indziej.
Ta świadomość jest bolesna?
Zawsze to jest trudne. Kiedy przyjeżdżam na zgrupowanie mam takie samo nastawienie: chcę grać. Bycie tu to dla mnie naprawdę wielkie święto. Mam jednak skomplikowaną sytuację klubową i ona mi utrudnia myślenie o regularnej grze w kadrze.
Patrzę na Pana i widzę piłkarza przygnębionego, ale mimo wszystko spokojnego. Kłóci się to z obrazem, który tworzył na przykład Franciszek Smuda. Jego zdaniem Boruc-rezerwowy był Borucem-toksycznym.
Nie takie tuzy, jak Boruc siadały na ławce. Jakoś dam sobie z tym radę szczególnie, że bramkarze w naszej reprezentacji naprawdę są bardzo dobrzy. Broni jednak nie składam. Zostało we mnie jeszcze trochę ognia, który się tli.
Już w niedzielę rozpoczniemy eliminację meczem z Gibraltarem. Chyba nikt nie wyobraża sobie innego wyniku, niż zwycięstwo.
Teoretycznie Gibraltar może sprawić nam jakieś kłopoty, ale nie oszukujmy się, to nie jest zespół z europejskiego topu. W takich spotkaniach można jednak wiele stracić. Zwycięstwo właściwie nic w naszej sytuacji nie zmieni, a remis, albo nawet strata bramki, szybko zostaną nazwane katastrofą.
A co z meczem z Niemcami? Wszyscy pamiętamy Pana świetne występy przeciwko Niemcom na mistrzostwach świata w 2006 roku czy Euro 2008.
W tej chwili to odległa przyszłość. Na razie skupiam się tylko na Gibraltarze. Jasne, że chciałbym zagrać z Niemcami, ale do tego niezbędna jest moja gra w klubie.
Jest to możliwe? Istnieje jakakolwiek szansa?
Muszę grać – a gdzie to dopiero zobaczymy. Mam nadzieję, że uda się coś znaleźć, ale nie wiem czy jeszcze w tym roku. Może dopiero zimą? Może latem? Mam jeszcze rok kontraktu. A może uda mi się jeszcze coś wskórać w klubie? Cały czas wierzę, że dostanę jakąś szansę. Mogę powiedzieć tylko, że dam z siebie wszystko i będę konkurował z Fosterem.
Zna Pan smak rywalizacji, kiedy od początku faworytem był ktoś inny. W Celticu posadził Pan na ławce reprezentanta Szkocji Davida Marshalla, później we Fiorentinie był Pan lepszy od Francuza Sébastiena Freya. Może znów się uda?
Forster przyszedł za duże pieniądze, jest młody i trener Koeman powiedział, że będzie na niego stawiać. Dostanie na dzień dobry spory kredyt zaufania. Mogę tylko liczyć, że dostanę szansę. Jeśli nie to będę szukał innych rozwiązań.
Anglia to w tej chwili priorytet?
Biorąc pod uwagę atmosferę, jaka tu panuje, tak. Mam 34 lata, ale bramkarze na Wyspach czasami grają nawet do 40. Do tego bym się skłaniał. Nigdy nie zamykam jednak innych dróg. Chcę grać i do tego dążę. Jeśli nie będę to zobaczymy, kiedy i gdzie odejdę. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Drzwi szeroko otwarte miałby Pan w Glasgow. Taki powrót jest możliwy?
Sytuacja w Celticu w ostatnich latach się zmieniła, ja też się zmieniłem, zmieniło się też ich spojrzenie na Boruca. Tam już byłem, wszystko widziałem, wszystko przeżyłem. Było, minęło.
Komentarze