Jan Błachowicz: Marzenia się spełnią, jak stanę się historią UFC

Sporty walki
Jan Błachowicz: Marzenia się spełnią, jak stanę się historią UFC
fot. Paweł Słodownik

Nieco ponad dwa tygodnie przed debiutem w UFC, Jan Błachowicz specjalnie dla Polsatsport.pl, opowiedział o wielkich zmianach, jakie zaszły w jego życiu. Była kontuzja, była przeprowadzka z Warszawy do Poznania i kontrakt z Amerykanami. Wszystko po to, aby nie być anonimowym zawodnikiem w największej na świecie federacji MMA.

Paweł Słodownik: Janku, dawno się nie widzieliśmy...

Jan Błachowicz: To prawda, nie ma mnie już w Warszawie.

No właśnie, w twoim życiu zaszło sporo zmian.

Czy ja wiem, czy można to tak nazwać? Raczej uporządkowałem wiele spraw.

To znaczy...?

Zmieniłem miasto, zmieniłem klub i myślę, że to był strzał w ”10”. W Ankos zapasy Poznań mam wszystko, czego potrzebuję i nie muszę wyjeżdżać za granicę, żeby się przygotowywać. Na ten moment, to dla mnie najlepsze z możliwych rozwiązanie.

O sporcie chciałbym porozmawiać za chwilę, Warszawa – Poznań, duża różnica dla ciebie?

Jeśli chodzi o mnie, to zaadoptowałem się w nowym miejscu o wiele szybciej, niż to było po przeprowadzce do stolicy. Zajęło mi parę miesięcy by oswoić się z tak dużą metropolią. Jestem z małego miasta, jakim jest Cieszyn. Teraz, to jedynie gdybym się przeprowadził do Nowego Jorku, to czułbym jeszcze większe zagubienie, niż to na początku w Warszawie. Poznań jest OK! W Poznaniu przez dwa tygodnie byłem trochę skołowany, jakbym kołkiem po głowie dostał. Na szczęście to minęło. Mieszkamy z Dorotą sześć kilometrów od klubu, jest super.

”...człowiek, który kopie rowy też ciężko tyra ale może dostać garba. Cała sztuka polega na tym, by robić to z głową. Poza tym jeśli chce się do czegoś dojść, to tylko ciężką pracą”.

Łatwo jest tak zostawić za sobą kilka lat życia?

To było najtrudniejsze. Poznałem super ludzi, dotarliśmy się, jak starzy kumple. Ale wiesz, coś się kończy, a coś zaczyna. Najpierw w Cieszynie zostawiłem rodzinę, w Warszawie przyjaciół, ale nadal jestem w Polsce... (śmiech) Jest internet, są telefony i staramy się odwiedzać. Budujemy wszystko od początku!

 



I tą budowę Jan budowniczy rozpoczął u Andrzeja Kościelskiego. Powiem szczerze, że wizualnie, to Błachowicza w takiej formie nie pamiętam. Dorota zdradziła mi, że ona też...

(...śmiech) Wygląd nie bije, potrzebne są umiejętności. Dużo pracy w to włożyłem. To nie znaczy, że wcześniej się nie przygotowywałem, ale w pewnym momencie poczułem, że stanąłem i żeby pójść na przód, potrzebuję zmian.

W Ankosie podobno dostajecie niezły wycisk. Wśród siatkarzy był kiedyś trener ś.p. Jerzy Wagner, którego nazwano Katem. Andrzej ma takie cechy?

Coś w tym jest! Jest tylko mała subtelna różnica. Wiesz, człowiek, który kopie rowy też ciężko tyra ale może dostać garba. Cała sztuka polega na tym, by robić to z głową. Poza tym jeśli chce się do czegoś dojść, to tylko ciężką pracą.

To powiedz, na czym polegają różnice w trenowaniu w Nastula TEAM a Ankosie?

Przede wszystkim trenuję dwa razy więcej. W Warszawie zajęcia trwały około 1,5 godziny. Treningi są poukładane, rozpisane. Wiem, co będę robił praktycznie przez cały tydzień. Kiedy trener czuje, że trzeba docisnąć, to dociskamy, a kiedy odpuścić, to luzujemy. Niby proste a jednak...

Rozmawiałeś z Łukaszem Jurkowskim o tych zmianach? W Warszawie to on odpowiadał za całą grupę.

Tak, rozmawialiśmy. Wiesz, Juras jest bardzo zalatanym człowiekiem i wziął zbyt dużo na siebie. I w pewnym momencie to zrozumiał i zrezygnował. Zostaliśmy znowu sami a tak się nie da. Nie chciałem się cofać i działać ponownie intuicyjnie.

”... Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Marzenia spełnię w momencie, jak stanę się historią UFC, że nie będę anonimowy. Mierzę w najwyższe cele, wierzę głęboko, że w przyszłości stanę do walki o pas. Jeśli by jednak to nie wyszło, to i tak będę szczęśliwy, że spróbowałem. Tak bym żałował do końca życia”.

Niedawno rozmawiałem z Karolem Bedorfem, który treningi dzieli między Szczecinem a Poznaniem. Jak twierdzi ”Coco”, tylko tam są odpowiedni ciężcy do sparowania.

To prawda i to też główny powód moich przenosin do Poznania. Ale zanim podjęliśmy decyzję o przeprowadzce to zrobiłem risercz klubów. Byłem w Ankosie przez tydzień, żeby ocenić i przekonać się na własne oczy. Lekkich, średnio lekkich znajdziesz w każdym klubie do trenowania. Z ciężkimi, a tym bardziej wymagającymi, już nie jest łatwo.

Wiem, że to nie jest łatwe, ale spróbuj, tak sprawiedliwie, ocenić siebie. Jest progres?

Mówię to z pełną świadomością, progres jest i to duży. Chłonę wiedzę jak małe dziecko. Znowu nabrałem wiatru w żagle. I nie tylko ja dostrzegam postęp. Choć Ankos to klub głównie zapaśniczy, to rozwijam się w każdej płaszczyźnie.

Janku, przed tobą nowy etap w karierze. Twoim największym marzeniem od zawsze było walczyć w UFC. Jak to jest dogonić marzenia? A może jeszcze to nie jest to, może dopiero w momencie wejścia do oktagonu wdrapiesz się na wierzchołek góry lodowej?

Jest prawie tak jak mówisz. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Marzenia spełnię w momencie, jak stanę się historią UFC, że nie będę anonimowy. Mierzę w najwyższe cele, wierzę głęboko, że w przyszłości stanę do walki o pas. Jeśli by jednak to nie wyszło, to i tak będę szczęśliwy, że spróbowałem. Tak bym żałował do końca życia.

No, w swojej kategorii wagowej, masz kilku ”potworów” do pokonania...

Czas wszystko zweryfikuje. Jesteśmy tylko ludźmi. Zobacz, do wtorku Brazylia była dla nas niepokonana w siatkówkę. Odkąd pamiętam na wielkich imprezach dostawaliśmy od nich baty. Przyszedł czas, że to Polacy- minimalnie, bo minimalnie, ale ich ograli. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Trzeba wierzyć głęboko, że można, a wtedy zdarzają się cuda!


Pierwsza przeszkoda to Szwed Ilir Latifi. Co o nim wiemy?

Nie wysoki, dobrze zbudowany, silny. Styl bazowy głównie klincz, zapasy, obalenia...

Trenowałeś z jego kolegą Aleksandrem Gustafssonem w Szwecji. Poznałeś Latifiego?

Akurat wtedy go nie było w klubie. Ale koledzy z Ankosu sparowali z nim i mam go dobrze rozpracowanego. Znamy jego mocne i słabe strony.

A są to...?

Muszę spowodować, by to on przyjął mój styl walki. To jest droga do sukcesu.

Pewnie byłeś o to pytany wielokrotnie. Jak twoje kolano? Pamiętasz jeszcze o kontuzji?

Pamiętam dzięki takim osobom jak ty... Wszystko poszło po myśli. Kolano jest zdrowe, podobno jest tak, że nowe kolano jest jeszcze mocniejsze od starego!

Kontuzja i zmiana organizacji spowodowała, że ostatni raz walczyłeś w marcu 2013 roku na KSW 22. Dawno to było.

Co zrobić. Już raz taką przerwę przez kontuzję miałem i wróciłem tylko mocniejszy. Głęboko wierzę, że teraz będzie tak samo. Przez cały okres rehabilitacji to była praca nad całym organizmem, gdzie podczas normalnego treningu nie ma na to czasu.

Jest głód walki?

Jest i to straszny! Już się nie mogę doczekać, jak wejdę do klatki i wybrzmi pierwszy gong i zacznie się walka.

Stoczyłeś więcej walk od Szweda, można powiedzieć, że jesteś bardziej doświadczonym zawodnikiem. W UFC jesteś jednak debiutantem, Latifi ma już trzy boje – w tym dwa wygrane – dla tej organizacji. Może to mieć znaczenie?

To prawda. Pocieszające jest to, że rekordy i statystyki nie walczą, walczy człowiek. Ja się tego trzymam. 4. października, wychodzę i chce zrobić swoje.

Do tej pory większość walk stoczyłeś przed własną publicznością, która zawsze ciebie gorąco dopingowała. Teraz będziesz miał przeciwko sobie gorących wikingów, bo gala odbędzie się w Sztokholmie.

Tak bywa, publiczność w Polsce jest niesamowita. Ale z tego co wiem, to wybiera się do Szwecji spora ekipa, która będzie mnie wspierać. Poza tym, podczas walki, zawsze staram się wyłączyć. To sprawia, że publiczność staje się mało słyszalnym tłem.

A świadomość, że wyjdziesz do pojedynku w największej federacji MMA na świecie, gdzieś tam paraliżuje? Masz tremę?

Już nie. Gdyby tak było, to by mnie tam nie było. Na dziś jest wszystko ok. Nie wiem, co będzie przed samą walką. Pracowałem prawie przez siedem miesięcy z psychologiem sportowym. I wiem, co trzeba robić.

Robisz sobie w głowie takie wizualizacje?

Oczywiście. To jest jeden z elementów treningowych.

I co wychodzi?

Za każdym razem wychodzi mi zwycięstwo!

Paweł Słodownik, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze