Pindera: Aż nie chce się wierzyć

Tyle lat polska siatkówka czekała na ten sukces. A kiedy już przyszedł, to w najpiękniejszych, trudnych do wyobrażenia okolicznościach.
Pierwszy finał mistrzostw świata obejrzałem na żywo w 1986 roku. Wypełniona do ostatniego miejsca paryska Bercy, najnowocześniejsza wtedy sportowa hala Europy i mecz ZSRR – USA. Zderzenie starej potęgi i nowej siły. Kilkanaście tysięcy widzów i wielka wojna pod siatką. Takich bitew się nie zapomina. Amerykanie z Karchem Kiralym na czele po raz pierwszy wygrali wtedy ze Związkiem Radzieckim i zdobyli swój jedyny w historii złoty medal mistrzostw świata. Polacy się wtedy nie liczyli, skończyli turniej na 9. miejscu i na lata stracili miejsce w siatkarskiej elicie.
A to przecież Hubert Jerzy Wagner i jego złota drużyna z Meksyku i Montrealu była wzorem dla Amerykanów. I nie tylko dla nich, wystarczy porozmawiać z Raulem Lozano, Julio Velasco czy znanymi włoskimi trenerami, którzy siatkówki uczyli się od polskich mistrzów świata i złotych medalistów olimpijskich.
W minioną niedzielę wszystkie te wspomnienia odżyły. Katowicki Spodek wyglądał jak Bercy blisko trzydzieści lat temu, a Polacy swym zespołowym duchem gry i żelazną wiarą w sukces przypominali Amerykanów z tamtego meczu. A przecież ich rywalem byli najlepsi z najlepszych, czyli Canarinhos, zespół, który od mistrzostw świata w 2002 roku nie miał sobie równych.
A w tym cudownym, polskim turnieju dwukrotnie przegrał z drużyną Stephane’a Antigi. Najpierw w trzeciej fazie grupowej 2:3, i w finale 1:3. Legendarny, najbardziej utytułowany trener w historii, Bernardo Rezende musiał uznać wyższość 38-letniego Antigi, który kilka miesięcy temu wygrał jako zawodnik Skry Bełchatów mistrzostwo Polski, a teraz już jako przywódca biało-czerwonych doprowadził ich do złotego medalu mistrzostw świata.
Francuz poszedł drogą Wagnera, który prosto z boiska objął reprezentację i z tymi, którymi jeszcze nie tak dawno grał zdobył najcenniejsze trofea: najpierw złoto MS w Meksyku (1974), a dwa lata później igrzysk w Montrealu (1976).
Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o wielkich poprzednikach Antigi. Argentyńczyk Raul Lozano w 2006 roku w Japonii wprowadził polski zespół do finałów MŚ, by przegrać finał 0:3 z Brazylią. Jego rodak, Daniel Castellani w pierwszym roku pracy z naszą reprezentacją zdobył pierwsze w historii złoto mistrzostw Europy w Izmirze (2009) wygrywając z Francją z Antigą w składzie, a Włoch Andrea Anastasi do brązowego medalu ME w Wiedniu (2011) dołożył drugie miejsce w Pucharze Świata (2011) i pierwszą, polską wygraną w Lidze Światowej (2012). Każdy z nich tracił jednak po porażkach pracę, więc pytanie jaka będzie przyszłość Antigi jest w tej sytuacji jak najbardziej zasadne.
Tym bardziej, że z reprezentacją żegnają się wielkie nazwiska: MVP i najlepszy atakujący MŚ Mariusz Wlazły, kapitan naszej drużyny Michał Winiarski, najlepszy od lat rozgrywający Paweł Zagumny i libero Krzysztof Ignaczak. Ten ostatni ma naturalnego następcę: 24-letni Paweł Zatorski wygrał rywalizację z ”Igłą” i to on grał w tych mistrzostwach. Po Zagumnym też nie będzie spalonej ziemi, bo Fabian Drzyzga pokazał, że nie boi się wyzwań i już teraz jest w stanie wielkie turnieje grać od początku do końca. Ale „Guma”, to „Guma”. W razie pożaru wchodził na boisko i gasił. Tak jak w finale z Brazylią, który uratował.
Najtrudniej będzie zastąpić Wlazłego i Winiarskiego. Taki atakujący, jak Wlazły jeszcze się w naszym kraju nie urodził. Najszybsza ręka świata, niespotykana dynamika i serwis z kosmosu. Oczywiście nie zawsze, nie wszędzie, ale jak była forma, to Mariusz sam wygrywał mecze. A Winiarski ? Najbardziej kompletny zawodnik w kadrze od lat. Przyjęcie, atak, blok, serwis. I do tego złoty człowiek, kapitan na każdą pogodę.
Ale Stephan Antiga tragedii z tego nie robi, bo głęboko wierzy w potencjał polskiej siatkówki. Mówi, że przyjdą młodzi i będą grali równie dobrze, tak jak Mateusz Mika, Karol Kłos, Paweł Zatorski czy Fabian Drzyzga na tych mistrzostwach.
A Wlazły, „Guma” czy Winiarski ? – Jak zaczną się nudzić, to może zadzwonią przed igrzyskami w Rio de Janeiro, a ja się zastanowię, co z tym fantem zrobić – żartuje Antiga. A kto wie, może tak właśnie będzie ?
Komentarze