Deberny: Zaskoczył mnie medal zza biurka

Katarzyna Deberny (AZS Uniwersytet Warszawski), która trzy lata temu zakończyła karierę i zaczęła pracę w PKOl, została wicemistrzynią Polski w żeglarskiej klasie Laser Radial. Jak przyznała, bardzo się cieszy, ale medal zza biurka jest dla niej zaskoczeniem.
W regatach w gdańskich Górkach Zachodnich w Laserze Radialu rywalizowały 23 zawodniczki. Przez cztery dni przeprowadzono dziewięć wyścigów w zróżnicowanych warunkach wietrznych. Trzy wygrała Deberny, znana pod panieńskim nazwiskiem jako Szotyńska. W końcowej klasyfikacji uzyskała tyle samo punktów co jej klubowa koleżanka Anna Weinzieher, która w finałowej rozgrywce „rzutem na taśmę” zdobyła złoty medal.
Wyczynowe żeglarstwo odłożyłam na półkę z początkiem 2012 roku za sprawą poważnej kontuzji kolana. Ziarno wiary, że dam sobie radę i powinnam wystartować w mistrzostwach Polski, zasiało we mnie dwóch rodziców z klubów, z którymi współpracuję - UKŻ "Siódemka" Białystok oraz UKŻ Michałowo - Leszek Czerniewski i Mirosław Keller. Pożyczyli mi nowy sprzęt, wzięłam kilkanaście dni urlopu i pojechałam na Hel
– powiedziała 34. letnia Deberny.
Pięciokrotna mistrzyni świata przyznała, że „samotny biały żagiel wzbudzał sensację”, gdyż rejon Chałup to miejsce dla windsurferów, a nie dla łódek. Poza tym zwalczała antybiotykiem chorobę, którą przywiozła z młodzieżowych igrzysk olimpijskich w chińskim Nankinie.
Mój start w mistrzostwach był dla dziewcząt ogromnym zaskoczeniem, a wejście na podium jeszcze większym. I trudno się dziwić. Mam rodzinę, czteroletniego synka Andrzeja, ciekawą pracę, natomiast żeglowałam, rywalizowałam, walczyłam tylko w snach. Ale… czasami się one ziszczają
– wspomniała.
30 października 2012 roku obroniła na Uniwersytecie Warszawskim pracę magisterską. Dwa dni później w Polskim Komitecie Olimpijskim znalazł się dla niej „kawałek biurka”. Dziś jest głównym specjalistą ds. kultury i edukacji olimpijskiej. Jak podkreśliła, nie było jej łatwo z łódki przesiąść się na biurowe krzesło i zapomnieć o żeglowaniu.
Ja je uprawiałam też dla fal, horyzontu. Brakowało mi obcowania z wodą, chociaż chodziłam na basen. W Górkach nie czułam się obco, mentalnie bardzo dobrze, a jedynie średnie wiatry uwidaczniały braki treningowe. Z medalu ogromnie się cieszę, ale… nie powinnam go zdobyć. Od kiedy zakończyłam karierę, dziewczęta nie zrobiły żadnych postępów, co bardzo mnie smuci. Są dwie młode dziewczyny, które według mnie są nadzieją polskiego Radiala, to Magdalena Kwaśna z CHKŻ Chojnice oraz Agata Barwińska z MOS SSW Iława
– oceniła Deberny, która wywalczyła sobie prawo, by zostać powołaną do kadry narodowej.
Dziewiąta zawodniczka pekińskich igrzysk olimpijskich nie ma już jednak takich aspiracji. Zaznacza, że ten czas minął, chociaż ma teraz wsparcie rodziny, „ludzi z Białegostoku”, a także ze strony biura PKOl i byłej rekordzistki świata w biegu na 100 m przez płotki Grażyny Rabsztyn.
Na olimpijską górę już się nie wspinam. Teraz wędruję na szczyt, którego nazwy nie znam. Po drodze dałam pstryczka w nos młodszym koleżankom, aby się obudziły i zdecydowały, w którą stronę chcą żeglować. A ja myślę o mistrzostwach Europy masters, które za rok będą w Gdyni
– zaznaczyła Deberny.
Pasją żony zapaśnika Andrzeja (styl klasyczny) jest też od wielu lat literatura, a ostatnio doszedł rysunek.
Czy jestem poetką? Nie wiem. W 2009 roku wydałam tomik, powstają nowe wiersze, chociaż mam mniej czasu na pisanie niż kiedyś. Za to biblioteka jest coraz większa. Półki wypełniły się książkami, są w kredensie i na szafach, a w sypialni poupychane gdzie się da. Mojemu synkowi robię biblioteczkę. Bardzo chciałabym jeszcze zaprzyjaźnić się z ołówkiem – szkicuję to tu, to tam. Ciągnie mnie do pejzaży morskich, żeby oddać w rysunku to, co woda chce mi przekazać
– powiedziała wicemistrzyni Polski w klasie Laser Radial.
Komentarze