KSW 28: Szczecińscy gladiatorzy nie zawiedli! Bedorf obronił pas mistrzowski

Sporty walki

Szczecińscy zawodnicy nie zawiedli wszystkich fanów mieszanych sztuk walk. Pojedynki wygrywali faworyci, czyli Materla, Moks oraz Jewtuszko. W walce wieczoru mistrzowski pas obronił Karol Bedorf pokonując Rollesa Gracie. Zapraszamy do obejrzenia skrótów wszystkich walk!

Gala o niezwykłym ładunku emocjonalnym w końcu znalazła swój finał. Zgodnie z oczekiwaniami swoje walki zwyciężyli przedstawiciele gospodarzy Rafał Moks, Maciej Jewtuszko, Michał Matera i Karol Bedorf, który po raz pierwszy obronił tytuł mistrzowski KSW. Całe wydarzenie rozpoczęło się od świetnego pojedynku undercardowego pomiędzy Jakubem Kowalewiczem, a Kamilem Gniadkiem. Udanie do rywalizacji sportowej powrócił także Anzor Azhiev, który udowodnił swoje wysokie aspiracje. Rafał Jackiewicz wykazał się niezwykłą wytrzymałością i wielkim sercem do walki, ale musiał uznać wyższość Marcina Parchety. Zapraszamy do zapisu z przebiegu całej gali oraz obejrzenia skrótów wszystkich pojedynków z gali KSW 28: Fighters' Den!

 

KARTA GŁÓWNA

 

120 kg: Karol Bedorf (MMA 11-2; KSW 7-2) pokonał Rollesa Gracie (MMA 8-3; KSW 0-1) przez TKO R1 4:44

 

Karol Bedorf bardzo ostrożnie rozpoczął walkę z Rollesem Gracie. Brazylijczyk już w pierwszej minucie spróbował sprowadzić Polaka do parteru, ale "Coco" czujnie obronił pierwszą próbę obalenia. Bedorf trafił swojego rywala jednym z potężnych ciosów i starał się zakończyć walkę jak najszybciej. Niestety Brazylijczyk wyhaczył nogę Bedorfa i błyskawicznie znalazł się z góry.

Gracie szukał próby poddani duszeniem trójkątnym, ale szczecinianin po kilkudziesięciu sekundach przetoczył swojego przeciwnika i sam przejął pozycję dominującą. "Coco" nawet nie starał się walczyć w parterze z góry i podniósł walkę do stójki. Bedorf jednym z kopnięć trafił na krocze Graciego, który potrzebował nieco ponad minutę na dojście do siebie. Brazylijczyk po powrocie do walki otrzymał idealnego middle-kicka i padł na matę jak rażony piorunem. Bedorf dopadł do niego i zakończył rywalizację już w pierwszej rundzie.

 

84 kg: Michał Materla (MMA 21-4; KSW 12-2) pokonał Jorge Luisa Bezerrę (MMA 19-11; KSW 0-1) przez TKO R2 1:46

 

Jorge Luis Bezerra na początku walki już spróbował zejścia do parteru. Michał Materla uważnie kontrolował pozycję i rozbijał swojego rywala, który uwięził jego nogę. "Cipao" spokojnie zadawał ciosy z góry, a jego przeciwnik cały czas próbował podebrać nogę szczecinianina. Na półtorej minuty przed końcem pierwszej rundy Materla znalazł się na chwilę w stójce, aby dosłownie za sekundę ponownie wylądować w parterze na swoim przeciwniku. Pierwsza runda zdecydowanie na korzyść szczecińskiego gladiatora, ale Bezerra ciąglę pozostaje w grze i z pewnością będzie nadal straszył próbami dźwigni na nogę.

Michał Materla wzniósł po walce ręcę w geście zwycięstwa.



W drugim starciu Brazylijczyk błyskawicznie sprowadził walkę do parteru. Michał Materla po około czterdziestu sekundach oddał plecy, ale po chwili zawodnicy znaleźli się w stójce. "Cipao" trafił Bezerrę kolanem na tułów, a ten padł na matę. Materla z zimną krwią dokończył dziełą zniszczenia w parterze i odnotował cenne zwycięstwo przed swoją publicznością.

- Dzisiaj publiczność oddała mi energię. Dziękuję wszystkim, którzy wspierają mnie na co dzień. Oczywiście moja postawa to zasługa mojego sztabu szkoleniowego. Myślę, że dopiero się rozkręcam i to jest początek czegoś nowego - powiedział po walce Michał Materla.

 

120 kg: Peter Graham (MMA 10-7; KSW 1-0) pokonał Marcina Różalskiego (MMA 5-3; KSW 5-2) przez poddanie (kontuzja kolana) R2 0:43

 

Wszyscy spodziewali się walki w stójce i od początku pojedynku widać było, że zawodnicy właśnie w tej płaszczyźnie będą szukać rozwiązania rywalizacji. Marcin Różalski do starcia przystępował z kontuzjowanym stawem skokowym, ale nawet przez chwilę nie pomyślał o zrezygnowaniu z walki. "Różal" często atakował kopnięciami, a na dwie minuty przed końcem pierwszej rundy zaatakował backfistem. Jedno z wysokich kopnięć Polaka dotknęło głowy Australijczyka, ale za chwilę to właśnie Graham zdobył pełny dosiad. Marcin Różalski dzielnie się bronił i tuż przed końcem rundy znalazł się jeszcze z góry.

Na początku drugiej rundy jedno z kopnięć trafiło idealnie w kolano płotczanina, który z grymasem bólu starał się jeszcze kontynuować walkę. Chwilę później Polak wylądował na plecach i uraz był na tyle poważny, że Różalski zrezygnował z dalszej walki. "Płockiemu Barbarzyńcy" należą się ogromne gratulacje za wolę walki i serce do tego sportu!

 

Marcin Różalski z kontuzją i grymasem bólu opuszczał klatkę.

 

Maciej Jewtuszko (MMA 11-2; KSW 3-1) pokonał Vaso Bakocevica (MMA 16-7; KSW 0-1) przez TKO (kopnięcie frontalne i ciosy w parterze) R3 3:00

 

Maciej Jewtuszko pierwszy zaatakował Czarnogórca kolanem przy próbie sprowadzenia. Bakocevic nie zrobił sobie nic z tego i chwilę później obalił swojego rywala. Vaso znakomicie kontrolował pozycję z góry i efektywnie pracował w pełnej gardzie. Jewtuszko wyszedł na chwilę z opresji próbując założyć dźwignię na nogę Czarnogórca, ale chwilę później znowu leżał plecami na macie. Pierwsze starcie zdecydowanie na korzyść gościa z Bałkanów.

Bakocevic w drugiej rundzie został zepchnięy do głębokiej defensywy, a "Irokez" coraz częściej atakował swojego rywala kopnięciami. Czarnogórzec odgryzał się co jakiś czas obszernymi cepami, które o dziwo dochodziły do głowy szczecinianina. W połowie drugiego starcia Jewtuszko został wycięty przez swojego rywala i wylądował na plecach, ale tym razem szybko udało mu się stanąć na swoje nogi. Jewtuszko przy użyciu siatki zaatakował jeszcze efektownym kopnięciem i druga runda chyba nieznacznie na korzyść polskiego zawodnika.

W trzecim starciu Maciej Jewtuszko punktował swojego rywala bardzo prostymi ciosami i podstawowymi kombinacjami uderzeń oraz kopnięć. "Irokez" uważnie bronił się przed obaleniami Czarnogórca i uważał na obszerne prawe przeciwnika. W końcu jedno z kopnięć frontalnych złamało Bakocevica, a szczecinianin błyskawicznie dopadł do rywala i wszystko zwieńczył soczystym kolanem na tułów znajdującego się w parterze mieszkańca Bałkanów. Kolejny świetny pojedynek i kolejny skalp zdobyty przez "Irokeza"!

 

To frontalne kopnięcie było drogą do sukcesu w rywalizacji z Bakocevicem.

77 kg: Rafał Moks (MMA 10-6; KSW 3-2) pokonał Daniela Acacio (MMA 30-17; KSW 0-3) przez poddanie (duszenie gilotynowe) R1 4:42

 

Rafał Moks pojedynek z Danielem Acacio rozpoczął od szachowania swojego rywala. Co pewien czas szczecinianin wyprowadzał pojedyncze ciosy, a co kilkadziesiąt sekund zaskakiwał rywala niskim kopnięciem. Acacio nie pozostawał dłużny polskiemu zawodnikowi i wywierał presję na Moksie. Na nieco ponad minutę przed końcem pierwszego starcia Moks zaatakował efektownym backfistem. Niespodziewanie na dwadzieścia sekund przed końcem pierwszej rundy Rafał Moks dopiął swego i poddał duszeniem gilotynowym Brazylijczyka. Było to czwarte z rzędu zwycięstwo polskiego zawodnika właśnie w ten sposób!

 

Po raz kolejny Moks dopiął swego. I dosłownie i w przenośni.

66 kg: Anzor Azhiev (MMA 5-1 KSW 4-1) pokonał Helsona Henriquesa (MMA 7-3; KSW 1-1) przez jednogłośną decyzję (30:28, 30:27, 30:27)

 

Zawodnicy od początku pierwszej walki zafundowali nam niezwykłą walkę na chwyty. Anzor próbował sprowadzić swojego przeciwnika do parteru, ale Henriques niezwykle czujnie bronił się przed obaleniami. Podopieczny Piotra Jeleniewskiego kontrolował poczynania w stójce i parokrotnie mylił się tylko o centymetry wyprowadzając potężne, obszerne ciosy. Pod koniec pierwszej rundy udało się zawodnikowi urodzonemu w Groznym sprowadzić rywala do parteru, ale ten po chwili ponownie wstał na swoje nogi.

W drugiej rundzie Helson Heriques spróbował obalić Anzora wychwytując jedną nogę. Polski reprezentant znakomicie wyszedł z opresji, a chwilę później znalazł się za plecami swojego rywala. Azhiev zadawał mało ciosów z dogodnej pozycji i sędzia zdecydował się podnieść podnieść walkę do stójki. Zawodnik Ankos Zapasy Warszawa w każdy cios wkładał całą swoją siłę i z pewnością jeden cios mógł skończyć ten pojedynek.

W trzeciej rundzie po kilku celnych ciosach Azhiev znajdował się w opresji. Podopieczny Jeleniewskiego przyjął kilka mocnych uderzeń walcząc z pleców, ale po kilkudziesięciu sekundach Anzor wrócił do gry zyskując korzystniejszą dla siebie pozycję z góry. Następne minuty należały do polskiego reprezentanta i na około półtorej minuty przed końcem walki korzystając ze swoich świetnych umiejętności zaszedł za plecy swojego rywala. Na półminuty przed ostatnim gongiem Henriques w ekwilibrystyczny sposób spróbował wykorzystać siatkę do zadania superman puncha, ale został powstrzymany przez nogę Azhieva.

To był naprawdę rewelacyjny pokaz MMA na najwyższym światowym poziomie. Po trzech rundach sędziowie zadecydowali o jednogłośnym zwycięstwie Anzora Azhieva (30:28, 30:27, 30:27). Im dalej w las, tym więcej drzew i nie wiadomo czego możemy spodziewać się w kolejnych walkach naprawdę dzieje się w Szczecinie wiele, ale czy Arena wytrzyma jeszcze pięć pojedynków o podobnym ładunku emocjonalnym?

Helson Henriques nie zaskoczył Anzora Azhieva uderzeniem przy użyciu siatki.

70 kg: Marcin Parcheta (MMA 1-0; KSW 1-0) pokonał Rafała Jackiewicza (MMA 0-1; KSW 0-1) przez TKO (kopnięcia) R3 3:53

 

Marcin Parcheta od początku walki narzucił swoje tempo i styl walki. Umiejętności szczecinianina nabyte w Muay Thai dały szybko o sobie znać. Niskie kopnięcia raz po raz padały na nogę wykroczną Jackiewicza, a dodatkowo ogromną przewagę Parcheta również osiągał w klinczu. Na półtorej minuty przed końcem pierwszego starcia jeden z ciosów zaplątał się w okolicach oka byłego mistrza Europy. Chwila przerwy nie pomogła na dojście do siebie. Pod koniec starcia jedno z kolan dotarło do twarzy Jackiewicza i tylko gong uratował go przed przerwaniem walki. Pierwsza runda zdecydowanie dla Parchety.

Mocno wyniszczony do drugiego starcia przystąpił Rafał Jackiewicz, ale nie dawał za wygraną. Po połowie minuty niepodziewanie pochodzący z Mińska Mazowieckiego zawodnik zaskoczył wysokim kopnięciem Parchetę. Jackiewicz popełnił błąd wchodząc w klincz ze szczecinianinem  i chwilę później został obalony przez swojego rywala. Parcheta próbował poddać swojego rywala duszeniem trójkątnym z pozycji bocznej, ale sędzia zdecydował się ostatecznie podnieść walkę do stójki.

Niesamowitą wytrzymałością na kopnięcia imponował Rafał Jackiewicz, który przyjmował low-kicki seriami na nogę wykroczną. Na minutę przed końcem noga byłego mistrz Europy nie wytrzymała i zawodnik sam zrezygnował z dalszej walki. Szacunek należy się obydwu zawodnikom, ale zwyciężył Marcin Parcheta!

Rafał Jackiewicz wytrzymał naprawdę wiele kopnięć, ale po jednym z nich skapitulował.

120 kg: Michał Włodarek (MMA 6-0; KSW 1-0) pokonał Michała Andryszaka (MMA 12-5; KSW 1-1) przez TKO (ciosy w parterze) R1 0:27

 

Michał Włodarek rozpoczął walkę od błyskawicznego celnego lewego sierpa, którym posłał na deski swojego imiennika. Poznaniak błyskawicznie dopadł do swojego rywala i sędzia zdecydował się na przerwanie pojedynku. Można dyskutować czy nie za wcześnie, ale decyzji nie da się cofnąć. Pozostaje tylko przywitać Michała Włodarka w szeregach KSW!

 

 

UNDERCARD

 

120 kg: Szymon Bajor (MMA 14-5; KSW 1-0) pokonał Kamila Walusia (MMA 4-3; KSW 3-2) przez TKO (ciosy w parterze) R1 1:42

 

Waluś kapitalnie rozpoczął pierwsze starcie kapitalnie zaskakując swojego rywala gradem atomowych ciosów. Wydawało się, że walka jest bliska zakończenia na korzyść "T-Rexa", ale ku zaskoczeniu wszystkich Waluś oddał pozycję i nie wiadomo dlaczego padł na plecy bez zadanego ciosu. Bajor skorzystał z tej szansy znakomicie i zasypał uderzeniami z góry "Augustowskiego Drwala". Przy biernej obronie Walusia sędzia musiał przerwać pojedynek już w połowie pierwszej rundy.

 

Po tej serii ciosów sędzia przerwał starcie Waluś - Bajor. /fot. Polsat Sport

 

70kg: Jakub Kowalewicz(MMA 5-1; KSW 2:1) pokonał Kamila Gniadka(MMA 7-3; KSW 0-1) przez decyzję (29:28,29:28,29:27)

 

Pierwsza runda rozpoczęłą się od wyrównanych wymian w stójce. Po niespełna minucie po raz pierwszy sprowadzić swojego rywala spróbował Kuba Kowalewicz, ale zrobił to  wyjątkowo czytelnie. Znakomicie ze swojego dużego zasięgu korzystał Kamil Gniadek, który zwycięsko wychodził z większości wymian. W ostatniej minucie otwierającego starcia Kowalewicz znalazł się w poważnych tarapatach, ale nie ustępował w wymianach reprezentantowi Berserkers Team.

Kami Gniadek jak na 20-letniego zawodnika wyglądał naprawdę dojrzale i walczył bardzo wyrachowanie nie dając się wciągnąć w bezpardonowe wymiany. Na rozpoczęcie drugiej rundy Kowalewicz spróbował przenieść walkę do parteru, ale w konsekwencji świetnej obrony rywala sam znalazł się na plecach. Na szczęście szybko udało mu się powstać na nogi i kilkadziesiąt sekund później zaserwować Gniadkowi kapitalny rzut na matę. W następnych minutach Kowalewicz zaserwował piekło swojemu przeciwnikowi kapitalnie kontrolując parter i zadając wyniszczające ciosy na twarz rywala z dominującej pozycji.

Kamil Gniadek chyba nie wrócił do pełni świadomości na początku trzeciego starcia i przegrywał większość wymian w stójce. Po półtorej Kowalewicz znakomicie sprowadził do parteru swojego rywala i do końca walki kontrolował pozycję z góry. Otwarcie gali okazało się naprawdę  wyśmienite i zaspokoiło najwybredniejszych fanów MMA w Polsce. Sędziowie nie mieli wątpliwości, kto w tym starciu był zawodnikiem lepszym i przyznali jednogłośne zwycięstwo Jakubowi Kowalewiczowi, który w nagrodę za zwycięstwo w Arenie Berserkerów otrzymał kontrakt z federacją KSW.

 

Jakub Kowalewicz z nagrodą za zwycięstwo w Arenie Berserkerów. /fot. Polsat Sport

Maciej Turski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze