Nie pierwszy dramat w rodzinie Bianchi

Nie po raz pierwszy rodzina Bianchi cierpi z powodu sportu motorowego. W szpitalu o życie walczy kierowca Formuły 1 Jules, który w niedzielę miał wypadek na torze Suzuka. W wyścigu Le Mans zginął w 1969 roku Lucien - brat jego dziadka.
Poważny wypadek miał także dziadek Julesa Bianchiego - Mauro. W 1968 roku w Le Mans cudem uszedł z życiem. Mocno poparzony trafił do szpitala. Mimo wszystko wrócił jeszcze do rywalizacji, ale po śmierci brata postanowił wycofać się ze sportu motorowego.
To nie zraziło jednak obecnie 25-letniego Julesa Bianchiego, który zawsze marzył o tym, by zostać kierowcą Formuły 1.
Ja sam nigdy nie uczestniczyłem w żadnych tego typu zawodach. Rodzina bała się, że znowu stanie się nieszczęście. Mimo wszystko sport motorowy był cały czas w moim sercu - przyznał w jednym z wywiadów Philippe Bianchi, ojciec Julesa.
I tą miłość do szybkiej jazdy odziedziczył także jego syn. Wychowany w rodzinie naznaczonej bólem przez sport motorowy stał się prawdziwym wojownikiem na torze. Jest świadomy zagrożeń, ale jednocześnie szczęśliwy, że bezpieczeństwo w Formule 1 znacznie wzrosło - napisała kiedyś gazeta "Le Monde".
Zaczynał, jak prawie wszyscy, na gokartach. Zadanie miał ułatwione, bo właścicielem takiego toru był jego ojciec. W 2007 roku zadebiutował w Europejskiej Formule Renault i od razu w pierwszym roku zdobył tytuł mistrzowski. Od 2010 roku uczestniczył w zajęciach w szkółce dla młodych kierowców Ferrari, a dwa lata później zrobił pierwszy krok w Formule 1.
Na początek został rezerwowym kierowcą hinduskiego zespołu Force India. W następnym sezonie Bianchi rozpoczął regularne starty w teamie Marussia, gdzie został zakontraktowany jako ostatni kierowca wyścigowy na sezon 2013.
W tym roku zaskoczył wszystkich w wyścigu o GP Monako, w którym zajął niezłe dziewiąte miejsce. Wielokrotnie wiązano go już z Ferrari. Nawet przed nieszczęśliwym startem na torze Suzuka odpowiadał jeszcze na pytania dziennikarzy, czy czuje się na siłach, by zasiąść za kierownicą włoskiego bolidu.
To byłby dla mnie zaszczyt, ale i logiczny krok - podkreślił.
To wszystko jest jednak teraz nieważne. Jego rodzice od poniedziałku są w Japonii, we wtorek doleciał lekarz Gerard Saillant, specjalista od uszkodzeń mózgu i rdzenia kręgowego. Wszyscy walczą o jego powrót do normalnego życia.
Całe środowisko związane z Formułą 1 trzyma kciuki za 25-letniego Francuza. "Módlmy się wszyscy za Julesa" - napisał na Facebooku Brytyjczyk Lewis Hamilton.
Forza Jules - można przeczytać na oficjalnej stronie Ferrari.
Tragiczny wypadek z udziałem Bianchiego miał miejsce podczas niedzielnego wyścigu Formuły 1 o GP Japonii. Jego auto uderzyło w dźwig usuwający inny rozbity bolid. Francuz doznał rozległych obrażeń głowy. Z ostatnich oficjalnych doniesień wynika, że kierowca Marussii znajduje się w stanie krytycznym, ale stabilnym.
Komentarze