Tomaszewski: Mecz roku? Spotkanie ze Szkocją!

Piłka nożna
Tomaszewski: Mecz roku? Spotkanie ze Szkocją!
fot. Cyfrasport

Pech polega na tym, że zaraz po spotkaniu z mistrzami świata gramy najważniejszy mecz roku. My ze Szkocją musimy wygrać, żeby myśleć o wyjściu z drugiego miejsca – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl Jan Tomaszewski.

Robert Murawski: Zagrał Pan dwukrotnie przeciwko mistrzom świata. Jak te spotkania zapisały się w Pańskiej pamięci?

Jan Tomaszewski: To są spotkania, których nie zapomina się do końca życia. To są mistrzowie świata, są w centrum uwagi. Wszystkich interesuje to, jak oni się zaprezentują i jak wysoko wygrają, bo wiadomo: mistrzowie świata praktycznie zawsze są faworytami. Taki mecz gra się od początku zgrupowania. Przez ostatnie dni gra się go wieczorem, gra się go w nocy, gra się we śnie…
Grając przeciwko mistrzom świata nie ma się nic do stracenia, ma się za to wiele do zyskania. Każdy piłkarz zdaje sobie sprawę, że jeśli dobrze zaprezentuje się na takim tle, to jest graczem wartym uwagi. To jest szansa na pokazanie się, zaistnienie w światowej piłce. Dlatego to są nieprawdopodobne momenty. Te dni, godziny przed spotkaniem, gdy człowiek już cały czas gra w myślach ten mecz…
Ja zastanawiałem się jak strzela  Rivelino, jak zagrają inni Brazylijczycy. Choć to nie była ta sama Brazylia co cztery lata wcześniej. Fakt, że dobrze wypadliśmy na tle tych wybitnych zawodników, że ich pokonaliśmy na pewno został zauważony. Podobnie cztery lata później: jak zagra Fischer, jak reprezentanci Niemiec zachowują się w polu karnym, jak wymieniają podania. To wszystko, ta atmosfera wielkiego meczu, powoduje nieprawdopodobną koncentrację.

Przed Polskimi piłkarzami taki najważniejszy mecz?

Nie do końca. Myślę, że nie mieliśmy szczęścia podczas losowania terminarza. Pech polega na tym, że zaraz po spotkaniu z mistrzami świata gramy najważniejszy mecz roku. My ze Szkocją musimy wygrać, żeby myśleć o wyjściu z drugiego miejsca. Gdyby kolejność spotkań była odwrotna, gdybyśmy najpierw grali mecz ze Szkotami, a dopiero potem z Niemcami. Przystępując do rywalizacji z mistrzami ten kluczowy mecz mielibyśmy już za sobą, moglibyśmy zaryzykować.
Co bym jednak naszym piłkarzom nie powiedział, to jestem przekonany, że i tak przeciwko Niemcom będą chcieli zaprezentować maksimum swoich umiejętności. Dlatego chciałbym, żeby w tym spotkaniu padł remis i żebyśmy osiągnęli go jak najmniejszym nakładem sił. Bo – powtarzam – dla nas najważniejsze jest to drugie spotkanie, w którym będziemy walczyć ze Szkocją.

Powtórka z meczu otwarcia mistrzostw świata w Argentynie, czyli bezbramkowy remis, byłaby więc Pana zdaniem idealnym wynikiem?

Tak. Tam oczywiście była trochę inna sytuacja. Graliśmy jako medaliści poprzednich mistrzostw świata, poza tym mieliśmy świeżo w pamięci mecz we Frankfurcie, po którym pozostał niesmak. Zarówno my, jak i Niemcy zaprezentowaliśmy 80 procent swoich możliwości w ofensywie i tylko 20 procent w ataku. Wiedzieliśmy, że następne mecze z Tunezją i Meksykiem wygrają oba zespoły, dlatego na inaugurację nie chcieliśmy sobie zrobić krzywdy i graliśmy przede wszystkim na zero z tyłu. Wiele się mówiło o niewykorzystanej szansy na zwycięstwo, ale przecież Niemcy grali podobnie zachowawczo. Jako mistrzowie świata byli faworytami, ale mimo to nie otworzyli się w tym meczu. W jakimś sensie dawało nam to satysfakcję, bo pokazało, że nas doceniają.

Tym razem rywale mogą nie mieć wobec nas takiego respektu…

Nie wiem, jak będzie w sobotę. Wydaje mi się jednak, że drużyna Joachima Loewa przyjedzie do Warszawy po to, by zdobyć trzy punkty. Dlatego my musimy myśleć jak zagrać na zero z tyłu. Najlepiej z trzema defensywnymi pomocnikami i czterema obrońcami. Właściwie można to sprowadzić do ustawienia 1-9-1, czyli Szczęsny – dziewięciu piłkarzy z zadaniami defensywnymi i Lewandowski z przodu.

Robert Murawski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze