Janowski i Pawlicki - z takimi Piratami można podbić cały świat!

Żużel
Janowski i Pawlicki - z takimi Piratami można podbić cały świat!
fot. poolepirates.co

Tak czarodziejskiego finału w najbardziej ekscytującej lidze świata nie wymyśliłby sam Brian Crutcher, legendarny Pirat jeżdżący w Poole w latach 50-tych. Po dwumeczu z Coventry Bees, nikt nie ma wątpliwości, że wrocławianin Maciej Janowski zasłużył na przydomek „Magic”. Polacy udowodnili, że nauka na najstarszym żużlowym uniwersytecie może przynieść ocean radości i satysfakcji, choć z pewnością nie jest to życie usłane różami.

Morze, słońce, plaża, a ponadto speedway… Czegóż chcieć więcej? W 1951 roku Ken Middleditch rozpoczął taniec z trofeami. W tymże roku Piraci zdobyli pierwsze mistrzostwo w lidze: wygrali National League. To była ówczesna trzecia liga brytyjska. Poole Pirates o 4 punkty wyprzedzili Exeter Falcons. Middleditch był najskuteczniejszym zawodnikiem Piratów, ale na tytuł zapracował cały zespół. Piraci wygrali wówczas wszystkie mecze na własnym torze. Ponadto zanotowali 6 zwycięstw na wyjazdach, a przegrali zaledwie 12 razy na obcym torze. Odkryciem sezonu był Brian Crutcher, który wykręcił średnią na mecz oscylującą wokół 6 punktów.


Mistrzostwo oznaczało awans do Second Division. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Piraci odjechali mordercze 44 spotkania. Pomimo napiętego grafiku, Poole wypracowali gigantyczną, bo aż 8 punktową przewagę nad wicemistrzem. Piraci dokonali jednej, ale istotnej zmiany w składzie. Z pierwszoligowego Harringay sprowadzono Jimmy’ego Squibba. Brian Crutcher rozwijał się w fantastycznym tempie i wyprzedził Kena Middleditcha pod względem średniej meczowej. Piraci mieli sporo szczęścia, bo omijały ich kontuzje. Praktycznie cały sezon żużlowcy Poole jechali stałym zestawem ośmiu zawodników. Johnnie Thomson, ówczesny nr 9, zaliczył tylko 8 występów w 56 meczach ligowych i pucharowych.


Minęły dwa lata bez mistrzowskiej korony… W 1955 roku Ken Middleditch błyszczał i nokautował rywali. Piraci sięgnęli po miano najlepszej drużyny w drugiej lidze. Middleditch wykręcił prawie 100 punktów więcej od następnego zawodnika w hierarchii najskuteczniejszych w lidze. Poole wywalczyło tytuł rzutem na taśmę: w październiku. Wicemistrzem został zespół Coventry Bees. Cóż za splot: w 2014 roku w finale play-off Piraci zmierzyli się z Pszczołami.


W 1961 roku Piraci nie mogli wypłynąć na szerokie wody. Okupowali ostatnie miejsce w Provincial League. Przegrali ważne mecze z Rayleigh i Plymouth. Wówczas ze sportowej emerytury powrócił Ken Middleditch. Do składu wskoczył kolejny znakomity zawodnik: Tony Lewis i słońce zaświeciło dla Piratów. 16 zwycięstw i tylko 2 porażki w drugiej części sezonu. Cenne oczka dorzucili Ross Gilbertson i Geoff Mudge.


Tytuł mistrza Provincial League został obroniony w 1962 roku. Nie było brakujących ogniw, ale do akcji na jeden mecz musiał wkroczyć Ken Middleditch. Zespół przetrzebiony kontuzjami potrzebował doświadczonego Kena. Middleditch wystartował tylko w jednym meczu w sezonie, ale cóż to był za występ: dwucyfrówka! Lokomotywą sukcesu był Australijczyk Geoff Mudge, który legitymował się średnią rzędu 9 oczek na mecz! 11 punktów nad wicemistrzem – ilustracja miażdżącej przewagi Piratów…


Nadszedł 1969 rok. Wedle papierowych obliczeń, Piraci nie mieli najmniejszych szans, aby wygrać British League. Po sezonie 1968 ze składu Poole ubyło 3 zawodników. Nie pozyskano wielkich armat. Nastroje były minorowe, bo w 1968 roku Poole zajęło 17 pozycję w lidze… Ku osłupieniu fachowców zespół pokazał niezwykłą siłę charakteru. Pete Smith, Geoff Mudge, Odd Fossengen i Bruce Cribb jeździli jak natchnieni i wywalczyli tytuł mistrzów w najwyższej klasie rozgrywkowej na Wyspach!


Minęło 20 lat. Do Poole zawitał bliżej nikomu nieznany Australijczyk Leigh Scott Adams. Stylista z Mildury zachwycał olśniewającą jazdą. Osiągnął średnią 9,19 punktów na mecz, a w całym sezonie 1989 zdobył 395 punktów. Alun Rossiter i Craig Boyce dołożyli niezbędną otulinę Adamsowi i Poole sięgnęło po mistrzostwo Second Division.

Utrzymać zwycięski skład…

To najtrudniejsza sztuka we współczesnym speedwayu. W 1990 roku Piraci stracili Leigh Adamsa, który powędrował do Swindon Robins. Poole przełknęło gorycz porażek z Berwick, Middlesbrough i Edynburgiem. Co intrygujące, Craig Boyce zdobył 18 oczek w 6 startach, ale i tak nie uchronił Poole od wyjazdowej przegranej z Monarchami z Edynburga. Craig był niesamowity, kręcił dwucyfrówki w każdym meczu ligowym. Świetnie ścigali się również Alun Rossiter, Gary Allan i Tony Langdon. Niewiarygodne stało się możliwym jak napisałby Bohumil Hrabal.


W 1994 roku niepokorny Jason Crump przywdział plastron Piratów i elektryzował kibiców swoją jazdą. Crumpie miał godnego partnera, Craiga Boyce’a, który imponował kapitalnymi wyjściami spod taśmy. Piraci nie przegrali u siebie ani jednego meczu. Poole wygrało 10 spośród 20 spotkań wyjazdowych i sięgnęło po mistrzostwo.


W 2003 roku Piraci zdobyli wszystkie możliwe trofea w brytyjskim speedwayu. Neil Middleditch, syn Kena, poprowadził drużynę do mistrzostwa Elite League i zwycięstwa w Knockout Cup. W finale play-off Elite League  i w finale Knockout Cup Poole pokonało Coventry. Tony Rickardsson i Leigh Adams ścigali się na kosmicznym poziomie, ale prawdziwym strzałem w dziesiątkę okazało się zatrudnienie Antonio Lindbaecka. Toninho wykręcił 21 oczek w debiucie przeciwko Exeter (British League Cup). Ostatnie 6 tygodni sezonu było koncertem Lindbaecka: ponad 100 oczek w 15 meczach.


Rok później Tony Rickardsson, szwedzki fenomen, zdecydował się ograniczyć starty na Wyspach. Na wiosnę Tony dorzucał cenne oczka i zrzucał zimową pajęczynę. Zaangażowany w jego miejsce Ryan Sullivan nie był gwiazdą tego kalibru co Rickardsson, ale kangur zrobił swoje. W finale play-off Piraci okazali się lepsi od Wilków z Wolverhampton, a na deser Poole pokonało Wiedźmy z Ipswich w finale Knockout Cup.


W 2008 roku Poole musiało dokonać dwóch istotnych zmian w składzie chcąc realnie myśleć o złotym medalu. Karol Ząbik i Zbigniew Suchecki nie spełniali oczekiwań szefostwa Piratów, więc pod broń powołano Adama Skórnickiego i Magnusa Zetterstroema. Rozbłysła gwiazda Chrisa Holdera, który przywędrował z Isle of Wight Islanders i kapitalnie śmigał przy Wimborne Road. W finale play-off Lakeside Hammers nie miało szans, aby nawiązać walkę z Poole Pirates.


Sezon 2011 to lizanie ran po dramatycznej porażce w finale play-off z Coventry Bees w 2010 roku. Matt Ford wykonał mistrzowskie posunięcie na szachownicy: zatrudnił Szweda Dennisa Anderssona ze średnią 4 punkty na mecz. Jednak kluczem do sukcesu okazała postawa TurboTwins: Darcy’ego Warda i Chrisa Holdera. Australijczycy zdobyli łącznie 107 punktów w 4 meczach fazy play-off. Siłą Piratów w sezonie 2011 było łaknienie zmian i żonglerka składem. 13 zawodników jeździło w barwach Poole. Rafał Dobrucki nie wystąpił w żadnym meczu (afera tłumikowa), a Mateusz Szczepaniak wystąpił w 2 wyścigach. Rosjanin Renat Gafurow stracił miejsce w zespole, choć legitymował się średnią ponad 5 punktów na mecz!


2012 to gorzka pigułka i porażka w finale play-off z ekipą Rudzików ze Swindon. Jednak Piraci mają wyjątkową umiejętność odradzania się. 14 maja 2013 roku statek spoczywał na dnie. Na koncie marne 6 punktów po 8 meczach. Przełomem było wyjazdowe zwycięstwo nad King’s Lynn Stars 50-40. Pojawiło się maleńkie światełko w tunelu i szansa na awans do najlepszej czwórki. Matt Ford łatał dziury na statku. 5 lipca stracił Chrisa Holdera, który uległ koszmarnemu wypadkowi w Coventry, ale znalazł godne zastępstwo. Greg Hancock skonsolidował Piratów, Thomas Jonasson i Maciej Janowski zbierali cenne oczka. Darcy Ward i Josh Grajczonek jeździli kapitalnie w najważniejszych meczach sezonu i Poole w finale odarło ze złudzeń zespół Birmingham Brummies.  


Poole Pirates – nigdy nie należy przekreślać tej drużyny. Wracają do gry, choćby byli ranni jak rosyjscy żołnierze pod Austerlitz. Pokazują hart ducha w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. 21 marca 2014 roku Matt Ford zorganizował pożegnalny turniej dla Gary’ego Havelocka. Nie sądził, że 7 miesięcy później Havvy przyjedzie do Poole, aby walczyć o mistrzowską koronę na Wyspach Brytyjskich. Klasa, szacunek dla sportowca, który zdobył dla Anglii indywidualne mistrzostwo świata i omal nie stracił władzy w ręku – to przymioty promotora Poole. Ambitny jegomość, ale nie może być inaczej, skoro jest zodiakalnym Lwem…

Sen Forda o potędze

W biurze Matta Forda mieszczącym się przy Wimborne Road zaczyna brakować miejsca na puchary. Pod koniec 1998 roku Matt Ford i Mike Golding, jego ówczesny partner w biznesie, kupili klub od Mervyna Stewkesbury. Wówczas nie było potrzeby, aby biuro miało kilkanaście hektarów. Dziś sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Sześć pucharów za tytuł mistrza Elite League (2003, 2004, 2008, 2011, 2013, 2014), pięć pucharów za zwycięstwo w Knockout Cup (2003, 2004, 2010, 2011, 2012). Tarcza Petera Cravena zdobyta w latach 2001, 2002, 2006. Inter-League Knockout Cup w 2003 i trzy mistrzostwa w jeździe parami (2007, 2009, 2011). „Jak tak dalej pójdzie, każdej zimy będę zatrudniał speca od dekoracji wnętrz i fachowców od strugania fikuśnych półek! Kupuję również repliki pucharów, które wyglądają niemal identycznie jak te, które otrzymujemy za wygrywanie kolejnych rozgrywek. W najśmielszych snach nie marzyłem o tym, aby Poole Pirates miało tak przebogatą kolekcję pucharów” – śmieje się Matt.


Ford jest rozsądnym człowiekiem, ale uwielbia forsować bramy pilnowane przez strażników konserwatyzmu. Przebył długą podróż. W 1998 roku, ostatnim roku, w którym władzę sprawował poprzedni właściciel Poole, Mervyn Stewkesbury, Piraci zajęli przedostatnie miejsce w tabeli Elite League. Owszem, wyprzedzili o 10 oczek King’s Lynn, ale stracili aż 41 punktów do mistrzowskich Wiedźm z Ipswich. Cóż to były za czasy… W Ipswich startował wówczas Tomasz Gollob, Tony Rickardsson i Chris Louis…


Stewkesbury wypalił się. 14 lat był promotorem Poole. Fani coraz rzadziej zaglądali na stadion przy Wimborne Road, a Mervyn nie miał pomysłu jak wyjść z impasu. „Rok przed przejęciem klubu, sytuacja Poole była opłakana. 700 widzów, taka była średnia frekwencja na meczu ligowym. Zacząłem sponsorować Poole w 1998 roku i byłem na tyle odważny, że w umowie umieściłem zapis o tym, że kiedyś  mogę przejąć klub. W luźnych rozmowach Mervyn wspominał, że widzi we mnie swojego następcę. Słowa dotrzymał, bo to prawdziwy angielski dżentelmen. Wiem, że mógł zarobić więcej pieniędzy, gdyby sprzedał klub komuś obcemu. Postanowił jednak sprzedać Poole dwóm ludziom z hrabstwa Dorset, bo wiedział, że włożymy mnóstwo serca w pracę w klubie. I tak Mike Golding i ja zostaliśmy właścicielami Poole Pirates” – wspomina Matt Ford, właściciel salonów fryzjerskich w Poole.


Pod koniec 2007 roku Mike Golding zapragnął postawić na nogi klub Rebeliantów z Somerset, więc Matt odkupił udziały Mike’a.

 

„Nigdy nie dochodziło do kłótni pomiędzy nami. Mike lubi nowe wyzwania. Odniósł sukces w Somerset, a ja miałem wizję poprowadzenia klubu w stylu solisty. Rozstaliśmy się w pokojowym nastroju” – mówi Ford.


Pierwszy sezon pod wodzą Forda i Goldinga, niezapomniany 1999 roku, miał słodko – gorzki posmak. Matt ogromnie szanował Neila Middleditcha, więc pierwszą czynnością wykonaną po przejęciu klubu był telefon do Middlo. Syn Kena został odkurzony i wyrwany z objęć zapomnienia. „Wiedziałem, że Neil popadł w konflikt z poprzednim promotorem. Trochę zachwiało to jego wiarą w speedway, ale nigdy nie przestał kochać tego sportu. Spytałem Neila czy nie chciałby wrócić do klubu, z którym tyle osiągnął i czy chce pracować z Garym Havelockiem, Markiem Loramem i Lee Richardsonem. Zobaczyłem błysk w oku Neila i wiedziałem, że ten człowiek wniesie do drużyny ducha walki. Owszem, przegraliśmy tytuł mistrzowski w 1999 roku i to w rozpaczliwych okolicznościach. W ostatnim wyścigu sezonu’99 Tony Rickardsson i Leigh Adams nie zdołali przywieźć chłopców z King’s Lynn na 4-2 i tytuł pojechał do Peterborough. Co gorsza, w naszym debiutanckim sezonie przegraliśmy też finał Knockout Cup i finał Tarczy Cravena z Peterborough. Nie załamałem się, bo wiedziałem, że Middlo tchnął energię w ten zespół. Neil to największy skarb Piratów. W Poole za mojej kadencji jeździli fenomenalni zawodnicy: Tony Rickardsson, Jason Crump, Leigh Adams, Chris Holder, Darcy Ward, Greg Hancock, ale najważniejszym kontraktem jaki podpisałem było pozyskanie Neila Middleditcha. Patrzę na Middlo i widzę lustrzane odbicie Matta Forda. Jesteśmy nieludzko zakręceni na punkcie Poole. Kochamy ten klub” – mówi Matt Ford.


Podział obowiązków jest klarowny. Matt planuje budżet, szuka zawodników, czasami sieje intrygę, pozyskuje sponsorów i podpisuje kontrakty z żużlowcami. Z kolei Middlo oferuje niezwykłą więź z zawodnikami. Neil inspiruje żużlowców, trwa z nimi na dobre i na złe. Część z nich mieszka w hoteliku rodziny Middleditchów: w Sturminster Marshall.

 

Neil nie wybiera zawodników, którzy mają ścigać się w Poole. To moje zadanie. On jest królem parku maszyn. Walczę z losem, bo wiem, że nie ma żadnych gwarancji, że idealnie trafię z transferem. Nauczyłem się jednego: trzeba dobrze poznać człowieka zanim powierzy mu się odpowiedzialną rolę żużlowca broniącego barw Poole Pirates. Staram się wybierać takich zawodników, którzy będą dobrze czuli się na wyjazdach, bo to jest klucz to mistrzowskiego tytułu w Elite League. Chociaż życie potrafi zaskakiwać… – zamyślił się Matt.


W 2013 roku Piraci doznali trzech porażek na własnym torze: z Wolverhampton, Lakeside i Peterborough. Co ważne, wygrali za 4 punkty wyjazdowe mecze z King’s Lynn, Eastbourne i dwa razy z Belle Vue). Co zadziwiające, najistotniejszym meczem był półfinał play-off ze Swindon Robins. 17 punktów przewagi robi wrażenie. „To fascynujące. Swindon ma zawodników, którzy uwielbiają ścigać się na torze w Poole. Dałbym uciąć sobie rękę, że rewanż w półfinale będzie makabrycznie trudną przeprawą, ale moi chłopcy pojechali jak marzenie. Myślę, że trzeba mieć mnóstwo szczęścia, aby postawić na właściwych zawodników. Wiedzieć w jakim momencie kariery potrzebują jazdy w Anglii, czasami zaryzykować i ściągnąć doświadczonego zawodnika takiego jak Zorro czy Herbie. Jestem realistą i wiedziałem, że w 2013 roku cudem będzie awans do play-off. Udało się wejść do czwórki, ale wyrosły przed nami dwa potężne szczyty: Swindon i Birmingham. Wygraliśmy Elite League w 2013 roku, choć w maju powinniśmy pojechać na wakacje, bo groźba zakończenia sezonu na dnie była bardzo realna. Teraz rozumiem dlaczego Coventry tak bardzo cieszyło się z mistrzostwa w 2010 roku. Nikt nie dawał im szans na awans do play-off. Mieli 26 punktów straty do nas, ale kiedy już dostali się do najlepszej czwórki, wstąpiła w nich taka moc, że żaden rywal nie był im straszny. Cudowne oblicze determinacji. W 2013 roku czułem podskórnie, że jeśli nie dostaniemy się do fazy play-off, to tytuł powędruje do Peterborough. Natchnieni przez Ryana Sullivana, zaciekle walczyli o awans. Mieli w składzie Hougaarda, Buczkowskiego i Kościucha, którzy byliby w stanie pokonać i Brummies i Robins i Wolves” – wspomina Ford.


Matt kocha żużel od kołyski. Nigdy nie poznał swojego ojca, bo tata zmarł zanim Matt przyszedł na świat. Sąsiedzi rozkochali go w speedwayu. „Mama chciała, żebym miał prawdziwe hobby, bo wiedziała jak przeżywałem brak taty. Była w szóstym miesiącu ciąży kiedy zmarł mój tata… Mama już nigdy nie wyszła za mąż. Przyjąłem imię po ojcu: Cecil Matthew Ford. Gdyby tata dziś żył, miałby 101 lat… Mama nie fascynowała się speedwayem, ale sąsiedzi mieszkający dwa domostwa dalej byli maniakami żużla. Mieszkaliśmy z mamą milę od stadionu Poole, więc spacer z sąsiadami był przyjemnością. Po drodze dokonywaliśmy analizy składów drużyn. Nigdy nie zapomnę Odda Fossengena, Christera Lofqvista czy Reidara Eide. Owszem, był czas kiedy bardziej interesowały mnie dziewczyny, ale speedway jest we krwi i nic tego nie zmieni” – zarzeka się Matt. Wiemy, wiemy, speedway jest najpiękniejszym sportem na naszej planecie, Matt…


Ford chciał zostać żużlowcem. Ba, podczas wakacji w Australii, spróbował jazdy na motocyklu. Wypadł przyzwoicie. „Kiedy miałem 25 lat, kupiłem motocykl od Craiga Boyce’a. Wiem, że nie mam talentu, aby ścigać się tak jak żużlowcy. Dziś, nawet, gdy patrzę na mecz National League, to podziwiam chłopaków za odwagę. Myślę sobie wtedy: mój Boże, ależ oni są odważni i pełni entuzjazmu pomimo tylu kontuzji i wielkiego ryzyka jakie podejmują! To mój ukochany sport. Wiem, że zarobiłem już sporo pieniędzy, ale bez nich można sobie poradzić, a życie bez speedwaya jest w moim przypadku po prostu niemożliwe…” – twierdzi Matt.

Magiczny Maciej i otwarte serce Przemka

To co pozwala żyć Mattowi i sprawia, że łatwiej wstaje mu się z łóżka myśląc o metanolu, dotyka również jego dwóch fenomenalnych dżokejów. Maciej Janowski i Przemysław Pawlicki, rówieśnicy, wstają o brzasku. Wiedzą, że potrzebują snu, ale często gęsto sen w speedwayu jest pojęciem abstrakcyjnym. Zawody, serwisowanie sprzętu, podróże z toru na tor, walka z czasem… A przecież trzeba jeszcze potańczyć, posłuchać dobrej nuty, pojeździć na motocrossie, pobawić się z dziewczyną, opracować logistykę przejazdu i obejrzeć w akcji Travisa Pastranę kręcącego rulera backflipa… Sporo zajęć nawet dla młodych ludzi. Maciej wie, bo podobnie jak Matt Ford jest zodiakalnym Lwem, że pasja pcha ludzi do wielkich rzeczy i wsiada na bike’a nawet z dziewięcioma szwami na ręce. Magic ma mądrych rodziców, którzy powtarzają mu często, że speedway ma sprawiać przyjemność. Jeśli zabraknie radości z jazdy, czas skończyć tą zabawę. Szalenie uzdolniony brat Wojtek (mechanik Maćka) wnosi mnóstwo entuzjazmu, a pracujący na Wyspach jako mechanik Bartek „Konar” Konarzewski to kolejna pozytywna dusza w teamie. Tata Piotr nauczył kochać sport, ale wrzucił do złotego garnka sporo rozsądku i życiowej zaradności. Magic zaskoczył wszystkich kiedy tuż po zdobyciu drugiego tytułu Elite League, zapowiedział, że chce wciąż startować w Poole Pirates. Malkontenci, a tych nie brakuje na naszej planecie, jęli przebąkiwać, że Maciej powinien odstawić Anglię na bok, bo starty w GP pochłoną mnóstwo energii. Tymczasem Magic wykazał się profesjonalizmem o romantycznym odcieniu. „Wiem, że dojrzewam jako żużlowiec startując w Anglii. Ludzie pracujący w klubie są wymagający, ale serdeczni. Nie umieją życzyć komuś źle. Middlo czuje speedway, a ja potrzebuję mądrego nauczyciela. Kibice wierzą w Piratów nawet wtedy gdy jesteśmy na dnie tabeli. Jazda na Wyspach jest przyjemnością, dlatego chciałbym usiąść do rozmów z Mattem, bo pomimo awansu do GP, wciąż chcę jeździć w Poole. Tyle ścieżek ile jest na tym torze, tyle nowości… Wydaje się, że tą książkę czytałem już sto razy, a jednak za każdym razem jak przyjeżdżam na Wimborne Road, odnajduję coś nowego. To niezwykłe. Bez Wysp nie ma postępu. Poza tym, uwielbiam pozytywnie zakręconych ludzi, a tacy pracują w Poole. Dziękuję rodzinie, promotorom, kibicom. Starty w Poole Pirates to niesamowita radość” – twierdzi 23-letni wrocławianin.


Matt doskonale rozumie, że promotor i menedżer mają otoczyć zawodnika czułą opieką. Nic dziwnego, że Maciej, przywykły do optymizmu i silnych więzi emocjonalnych, wciąż chce ścigać się w Anglii i pomóc Middlo w zdobyciu trzeciego złota z rzędu. Jest jeszcze jeden aspekt jazdy na Wyspach. Magic fruwa na silnikach rasowanych przez Petera Johnsa. Johns jest majstrem najwyższej klasy, wie, na czym polega tuning. Wcześniej pracował z Leigh Adamsem, potem z Chrisem Holderem i Darcym Wardem. Magic wie, że starty w Anglii to niezbędny kontakt z Peterem, ze środowiskiem, które zjadło zęby na speedwayu. Janowski jest bystrym chłopakiem, który wie, że nie zawsze pieniądze utorują drogę do dobrego tunera. Trzeba z kimś przebywać, złapać wspólny język, poznać kogoś prywatnie. Bo tuner nie zawsze otwiera drzwi do warsztatu przed tym, kto podjedzie z pięcioma walizkami pieniędzy. Czasami decydują kwestie przyjaźni, a gdzie jak gdzie, ale na Wyspach człowiek liczy się najbardziej.
Tą prawdę doskonale czuje i rozumie przyjaciel Maćka – Przemek Pawlicki. Jeśli Magic pojedzie na Red Bull X – Fighters do Poznania, a Przemek ma lot do Anglii, to najpierw zawiną na ranczo Pawlickich, a potem razem pojadą busem na lotnisko. Z Ławicy Maciej popędzi na stadion Lecha, aby spotkać się z gwiazdami freestyle motocrossu i obejrzeć ciekawe widowisko. Pogada z Tadeuszem Błażusiakiem, mistrzem świata w superenduro, bo nic tak dobrze nie robi jak płodozmian. Przemek wypisze się ze szpitala, choć za oknem śnieg i w grudniu pogna na Nitro Circus Live. Przemek wyrósł w rodzinie, w której kocha się sport. Najmłodsza siostra Przemka, 16-letnia Dajana jeździ konno i to na poziomie reprezentacji Polski. Brat Piotr jest mistrzem świata juniorów na żużlu. Tata Piotr senior mroził krew w żyłach kiedy ze Zbigniewem Krakowskim objeżdżali na 5-1 Larsa Gunnestada i Jimmy’ego Nilsena. A jednocześnie Przemek to wspaniały, wrażliwy chłopak, który wie kiedy ojcu jest zimno i warto okryć tatę paltem. Pomoże tacie podając kule, pożartuje, posłucha mądrych rad, ale i uroczo się pospiera. Anglia dała im odwagę. Przekonała, że warto zrywać się o bladym świcie i pędzić na samolot, bo życie jest tylko jedno, a marzenia spełniają się pod warunkiem, że uważnie wsłuchujemy się w to, co mówi nam nasze serce. Nawet jeśli czasami kości nie chcą się prawidłowo zrastać, jeśli czasem nowy silnik zaciera się podczas grzania motocykla, to wystarczy spojrzeć na twarze maniaków z Poole i od razu człowiek wierzy, że w życiu warto śnić…

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze