Rafał Gikiewicz: Trwa na mnie boom. Jestem gotowy na reprezentację

Czuję się na siłach, aby przyjechać na zgrupowanie kadry. Chcę dostać szansę, chcę się pokazać. Jeśli Grzesiek Wojtkowiak dostał powołanie, to czemu ma nie dostać go Gikiewicz? Ja też mogę pukać do drzwi reprezentacji Polski – mówi bramkarz Eintrachtu Brunszwik Rafał Gikiewicz.
Sebastian Staszewski: Ile zarobił Pan na zwycięstwie Polski z Niemcami?
Rafał Gikiewicz: Parę dobrych kolacji. W kontrakcie mam co prawda wpisany zakaz uprawiania hazardu, ale przy takiej okazji musiałem się z kilkoma kolegami założyć. Oni twierdzili, że nie mamy szans, a ja na to: Ich bin patriot! Wygrałem, a duża w tym zasługa Sebastiana Mili. Tuż przed meczem prosiłem go o pomoc. Jak wygracie, będę królem szatni – mówię. No i pomógł.
Był Pan tym królem?
A jak! Następnego dnia trener i koledzy mi gratulowali. W Niemczech czuję się coraz lepiej. Odnajduję się tam całkiem nieźle, od czasu do czasu puszczam chłopakom nawet polskie przeboje. Jest disco-polo, Kamil Bednarek. Po niemiecku nie mówię jeszcze za dobrze, ale i tak znajdujemy wspólny język. Poza tym stara piłkarska prawda mówi, że najłatwiej przekonać do siebie ludzi grając dobrze w piłkę.
Dobre występy w Niemczech mają być Pana przepustką do reprezentacji Polski?
Tak to widzę. Oglądałem kilka dni temu Artura Boruca, który u Kuby Wojewódzkiego mówił, że każdy polski piłkarz powinien marzyć o kadrze. Ja marzę. Chcę dostać szansę, chcę się pokazać. Jeśli Grześ Wojtkowiak, grający w 2. Bundeslidze, dostał powołanie, to czemu nie może go dostać Gikiewicz? Pracuję cierpliwie i czekam na szansę.
Na pozycji Wojtkowiaka jest nieporównywalnie mniejsza rywalizacja, niż w bramce…
Ale innych pozycji dotyczy to w takim samym stopniu. Z 2. Bundesligi powoływani byli także Sławek Peszko i Adam Matuszczyk. W kadrze jest Thiago Cionek z Serie B, Krzysiu Mączyński z Chin. Michał Masłowski wrócił po kontuzji i media od razu piszą o jego powołaniu. W takim razie ja też mogę pukać do drzwi kadry.
Zasłużył Pan na szansę?
Nie wiem czy zasłużyłem, ale czuję się na siłach, aby przyjechać na zgrupowanie. Jestem lepszym bramkarzem, niż kiedy grałem w Śląsku, a przecież wtedy interesował się mną Waldemar Fornalik. Zapraszam trenera Nawałkę i trenera Tkocza na mecz Eintrachtu. Może już w niedzielę? Jedziemy przecież do Monachium i tam zagramy na słynnej Allianz Arenie! Będę ja, będzie Wojtkowiak.
Widzi się Pan między takimi tuzami, jak Szczęsny, Boruc czy Fabiański? Ktoś powie, że się Panu w głowie poprzewracało.
Ale ja nie twierdzę, że mam zaraz wskoczyć do bramki. Raczej myślę o okazji na pokazania się trenerom, potrenowania ze świetnymi bramkarzami. Boruc czy Szczęsny to gwiazdy, ale im też ktoś dał kiedyś szansę. Teraz przyszedł czas na mnie. Nie mogę bać się rywalizacji z Wojtkiem czy Arturem, choć wiem ile mi do nich brakuje.
Pytałem czy zasłużył Pan na szansę w kadrze, bo niemal co tydzień otrzymuje Pan w „kickerze” notę 3 w skali od 6 do 1. To Pana zadowala?
Zawsze walczę o to, żeby była jedynka, czyli klasa światowa. Ostatnio w jednej z gazet dostałem właśnie taką notę za zremisowany 2:2 mecz z Greuther Fürth. Kicker ocenił mnie na 2,5. Nie jest źle. W klubie mam ustabilizowaną pozycję, koledzy mnie doceniają, zaczynają mi ufać. Na początku mówili, że przyjechał jakiś Polak, a teraz porównują mnie do klubowych legend.
Jeszcze trochę i dostanie Pan klucze do bram miasta!
Bez żartów. Tak mówił mi mój nauczyciel niemieckiego. Ktoś zestawił mnie z bramkarzami mającymi miejsce w historii klubu. Na mieście nie ustawiają się kolejki po moje autografy, ale często zdarza się, że ktoś chce zrobić sobie zdjęcie, albo porozmawiać. Jestem tu popularny. Mogę powiedzieć, że w Brunszwiku trwa na mnie boom.
Cały czas to jednak tylko 2. Bundesliga…
Dobrze, że zacząłem od drugiej ligi. Kto wie, czy gdybym został rzucony na głęboką wodę to trenerzy by mi zaufali? Wiadomo, że nie mówię dobrze po niemiecku, a trzeba przecież dyrygować obroną. W ostatnich spotkaniach potwierdziłem jednak, że szkoleniowcy mieli rację stawiając właśnie na mnie. Mają powody, aby być zadowoleni z mojej postawy.
Słuchając Pana mam wrażenie, że po czterech miesiącach spędzonych w Niemczech może Pan powiedzieć, że decyzja o wyjeździe do Brunszwiku była najlepszą w Pana piłkarskim życiu.
Myślę, że tak. Do tej pory zagrałem jedenaście meczów na jedenaście możliwych. Mam możliwość regularnych występów przy pełnych trybunach, mogę się rozwijać, uczyć. Gram w dobrej lidze. Czasami mam wrażenie, że wyjechałem trochę późno, ale lepiej późno, niż wcale. Dziś wiem, że podjąłem słuszną decyzję. Kiedyś tak było z moim przejściem z Jagiellonii do Śląska Wrocław. Zostałem mistrzem Polski, wicemistrzem, zdobyłem Superpuchar. Oby teraz było podobnie.
Eintracht Brunszwik w tym sezonie raczej nie jest w gronie zespołów liczących się w walce o awans do Bundesligi. Po dziesięciu kolejkach zajmujecie dopiero jedenaste miejsce.
Moje marzenia sięgają ku górze. Chcę zagrać w Bundeslidze. Wiadomo, że zajmujemy miejsce w połowie tabeli, ale wszystko jest możliwe. W poprzednim sezonie Paderborn po dziewięciu meczach miał dziewięć punktów, ale w drugiej rundzie zagrał super i awansował do Bundesligi. Mamy dobry zespół, 11 punktów straty do lidera i duże ambicje. Wierzę, że z Eintrachtem mi się uda.
A jeśli nie? Umowę ma Pan stosunkowo krótką, bo dwuletnią.
Na razie chcę związać się z Niemcami. Uczę się języka, zaprzyjaźniam się z chłopakami. Mam świadomość, że 2. Bundesligę obserwują dokładnie silne kluby z pierwszej ligi. Ja nie mam w umowie klauzuli odstępnego, nie mam menadżera, więc w razie czego możemy rozmawiać. Nie muszę jednak stąd odchodzić. O tym porozmawiamy dopiero za rok, może później. Wszystko powinno przyjść samo, tak jak w przypadku Sebka Mili. Czekał, czekał i się doczekał.
Ma Pan swoje wymarzone miejsce w Bundeslidze?
Keylor Navas wybrał się do Realu Madryt z Levante, dziesiątej drużyny ligi hiszpańskiej. Wszystko jest możliwe. Chciałbym grać w Bayernie Monachium, ale nie zawsze ma się w życiu to, co się chce. Jestem dziś w 2. Bundeslidze, mam perspektywy i robię wszystko, aby robić kolejne kroki. Żyję chwilą.
Do szczęścia brakuje tylko tego powołania?
Dokładnie tak. Może w listopadzie ze Szwajcarią we Wrocławiu? To moje miasto, byłaby fajna okazja. Dodatkowo w niedzielę mam urodziny, więc powołanie potraktowałbym jako prezent (śmiech). Waldek Sobota, po odejściu ze Śląska, zagrał we Wrocławiu z Mołdawią. Czas, aby historia zatoczyła koło! Jeśli jednak nie dostanę powołania już teraz to nic się nie stanie. Dalej będzie ciężko pracował i wierzył, że ktoś mnie doceni. Przykłady Cionka, Peszki czy Wojtkowiaka dają mi nadzieję.
Komentarze