Trener mentalny siatkarzy: Niektórych wprowadzałem w stan hipnozy
Jakub B. Bączek, który pracuje z reprezentacją Polski siatkarzy jako trener mentalny, zdradza nam kulisy swoje pracy na mistrzostwach świata. Niektórym zawodnikom potrzebna była krótka rozmowa, poklepanie po plecach, niektóry wprowadzani byli w stan hipnozy. Bywały też sytuacje, kiedy trzeba było rozładowywać napięcia.
Przemysław Iwańczyk: Od zdobycia przez Polaków mistrzostwa świata minęło już sporo czasu, gorączka z tym związana opadła. Zechcesz porozmawiać o kulisach twojej pracy?
Jakub B. Bączek: Z przyjemnością. Może to będzie też dla mnie forma rozluźnienia po mistrzostwach, bo i mnie sporo one kosztowały. To były wielkie emocje.
Ile procent sukcesu to talent, ile ciężka praca, a ile głowa? A może tylko głowa?
Właśnie. Bardzo trudno zbadać, w jakim stopniu trener mentalny wpływa na ostateczne wyniki sportowców. Gdybyśmy mieli specjalistyczne maszyny, które zbadałyby tę zależność, byłoby prościej. A tak, bywają tacy, którzy uważają, że przygotowanie taktyczne, fizyczne i techniczne decyduje w siatkówce o sukcesie. Ale i znajdą się tacy, którzy powiedzą, że w głowie siedzi 90 proc. naszych możliwości i szans. Bo zawsze trzeba zadać sobie pytanie, jak wykorzystamy potencjał, który w nas drzemie. Ten taktyczny, fizyczny i techniczny.
Czy prawdą jest, że podczas mistrzostw świata ustawiała się do ciebie kolejka naszych graczy? Że im bliżej było kluczowych meczów, zwłaszcza tego w finale z Brazylią, tym dłużej wasze spotkania trwały, a niektórzy wychodzili od ciebie z pokoju grubo po północy.
To prawda. Nie mówiłem tego na co dzień trenerowi, bo nie chciałem go niepokoić, ale bywały dni, kiedy kończyłem ostatnią sesję o trzeciej nad ranem. Im bliżej finału, tym więcej osób chciało rozmawiać. Przypuszczam, że skoro odczuwali taką potrzebę, te rozmowy były im po prostu bardzo potrzebne. Gdzieś pewnie wpłynęły na ostateczny sukces, nawet jeśli było to tylko placebo. Tak naprawdę to ludzkie rzeczy. Choć są stereotypy, że mężczyzna nie rozmawia o emocjach, a sportowiec jest silny na tyle, że nie może czuć nic poza wolą walki, to jednak są to tylko stereotypy. Rozmowa o emocjach wiele daje. Te emocje związane są z lękiem, złością, smutkiem, więc jeśli sportowiec nie chce dzielić się tym z opinią publiczną, dobrze, kiedy może o tym pogadać właśnie z trenerem mentalnym. To po prostu oczyszcza.
Jak wyglądała twoja praca z siatkarzami na takich spotkaniach?
Czasami z pojedynczymi zawodnikami potrzebowaliśmy trzech-czterech minut na to, żeby wymienić informację, poklepać po ramieniu, przypomnieć technikę mentalną, o której rozmawialiśmy wcześniej i to było wszystko. Ale bywały też sesje, które przeciągały się do trzeciej w nocy i trwały po półtorej godziny. Wszystko zależało od tego, z czego korzystaliśmy. Ja głównie z coachingu, czyli rozmowy między nami. Były wizualizacje, techniki oddechowe, ale i hipnozy, a to trwa już wiele dłużej.
Przepraszam, dobrze słyszałem? Hipnozy? Ocieramy się o zjawiska paranormalne.
Spokojnie, znów widzę wkrada nam się stereotyp hipnozy, którą znamy z amerykańskich filmów: ja pstryknę, a ty zasypiasz i podpisujesz mi wniosek kredytowy. Nie. Hipnoza to bardzo naturalny stan dla każdego z nas, którego doświadczamy zaraz po przebudzeniu lub tuż przed zaśnięciem, kiedy wpadamy w pewien trans. Pojawiają się wtedy pierwsze myśli z podświadomości, ale my ciągle jesteśmy świadomi i kontrolujemy całą sytuację. Siatkarze, z którymi w ten sposób pracowałem, cały czas kontrolowali to, co się dzieje. Mimo to zbliżaliśmy się do ich ukrytych myśli pod różnymi stereotypami.
Wiadomo, że nasi siatkarze przed mistrzostwami musieli przebywać ze sobą wiele miesięcy. Nie da się uniknąć wówczas nieporozumień czy konfliktów. Musiałeś takie rozwiązywać?
Jak w każdej grupie, to zupełnie normalne, kiedy jemy razem śniadania, obiad, kolacje i widzimy się niemal non-stop. Raz na jakiś czas pracowałem z tego typu napięciami.
Adam Nawałka, trener kadry piłkarzy, mówi, że obserwuje zawodników nie tylko podczas treningów, ale również podczas posiłków. I wtedy – twierdzi – wyczytuje z ich twarzy bardzo wiele.
Zdecydowanie tak. Podczas mistrzostw rozmawiałem z jedną z dziennikarek i musiałem wtedy tłumaczyć, że moja praca nie polega tylko na rozmowie w cztery oczy, obecności w szatni obok zawodników. Moją rolą jest również obserwować, jak zachowują się członkowie reprezentacji i np. gdzie siadają przy obiedzie. Była bardzo zaskoczona, jak szeroki jest kontekst ma trening mentalny i jak prozaiczne spostrzeżenia mogą być bardzo wartościowe. Czasami sam widzisz, jak twój rozmówca jest zdenerwowany, przygryza usta, odbija się to na jego mimice i gestach. Wiedząc takie rzeczy, ale i je pogłębiając, by nikogo nie skrzywdzić, możemy przekonać się, czy ktoś jest gotowy na wyzwanie, czy ma przed kluczowym meczem tzw. miękkie nogi.
Uważasz, że w mistrzostwach świata nasi siatkarze byli najbardziej przygotowani mentalnie do osiągnięcia sukcesu? Obserwowałeś przecież i inne drużyny.
Zastanawiam się, jak to powiedzieć, żeby wyszło skromnie, a zarazem wiarygodnie. Wydaje mi się, że nasi zawodnicy byli dobrze przygotowani i – uwaga - w 99 proc. zawdzięczają to sobie. To była ich praca, lata wyrzeczeń, przygotowań, by wygrać z Brazylią, a wcześniej do tego finału awansować. Kiedy widziałem, jak nasi cieszą się po każdej udanej akcji, podskakującego Mariusza Wlazłego, który jest na ogół powściągliwy, pomyślałem sobie: nikt nie ma z gry takiej frajdy, nikt nie ma takiego poweru, żeby sięgnąć po złoto, jak my. I mówiłem to już przy trzeciej fazie turnieju, zanim awansowaliśmy do półfinału.
Czym różni się trening mentalny w przypadku sportów zespołowych a indywidualnych?
Jest duża różnica. W sportach indywidualnych, kiedy tak naprawdę jestem samotny na bieżni, korcie, wszystko od A do Z zależy tylko ode mnie. Każda chwila słabości odbija się na wyniku. W sportach zespołowych zawsze mogę liczyć na to, że przy moim słabszym dniu zawsze znajdzie się ktoś, kto moje niedostatki nadrobi. W sportach indywidualnych mamy większy wpływ treningu mentalnego na wyniki. Ci sportowcy są bardziej predystynowani do tego, by pracować z własnym umysłem. A umysł to nic, co by bolało. Proszę się nie bać treningu mentalnego.
Komentarze