Hydraulik, który został największym dżentelmenem Anglii

Kiedy mianem największego dżentelmena kraju określa się piłkarza, to musi być on naprawdę wyjątkowy. I taki był sir Tom Finney. Legenda angielskiej piłki, prosty hydraulik dzielnie znoszący trudy wojny. Od dziecka nauczony, że o swoje trzeba walczyć. Zmarł w lutym tego roku. Miał 91 lat.
Na początku mało kto się spodziewał, że chłopak mający niespełna 1,5 metra wzrostu zrobi karierę. Nie traktowano go całkiem poważnie. Mały Tom nie znalazł się nawet w pierwszym składzie Preston na turnieju wszystkich angielskich szkół w 1936 roku (w Preston grał w latach 1946–1960). Mało brakowało, a Finney nigdy by w swoim ukochanym klubie nie zagrał. Jeden z jego listów, w którym prosił o przyjęcie na testy, został zupełnie zignorowany! Zareagować musiał ojciec, który dopadł trenera klubu w barze i zmusił go do sprawdzenia syna.
Rodzina zawsze go wspierała. Ojciec jednak postanowił wychować syna po swojemu. Dlatego młody Tom wyrósł na hydraulika. To bardzo mu się spodobało i przydało! Zapotrzebowanie na to podczas II Wojny Światowej było gigantyczne. W jej trakcie został oddelegowany na front afrykański, gdzie musiał walczyć z niemieckim korpusem dowodzonym przez słynnego feldmarszałka Erwina Rommela zwanego „Lisem Pustyni”.
Piłkarz kompletny
Finney był jednym z pierwszych piłkarzy, którzy rozwój zawdzięczali nowatorskiemu systemowi szkolenia. W tamtym okresie wypromowało się wielu młodych zawodników. Na ich czele stał właśnie on. Wtedy 17-latek zapowiadał się już na wyśmienitego gracza. Jego karierę zakłóciła jednak wojna. Wraz z kolegami musiał służyć w armii brytyjskiej. W związku z tym stracił kilka lat życia. Pasja jednak pozostała.
Miał dużo szczęścia. Wojna nie odcisnęła piętna na jego zdrowiu. Wrócił cały. Mając tylko jedno marzenie – wznowić karierę. Miał 24 lata. I nie miał czasu na "sodówkę". Zadebiutował, wchodząc z ławki rezerwowych. Trener przed wejściem powiedział mu, że ... nie oczekuje od niego zbyt wiele. Niemal natychmiast otrzymał powołanie do reprezentacji Anglii. Zagościł w niej na stałe. W 76 meczach strzelił 30 gole. Statystyki świetne. Nigdy jednak nie mówił o sobie, jak o wielkim piłkarzu. Na to miano – według niego – zasługiwał sir Stanley Matthews.
Finney był piłkarzem kompletnym. Prawe, lewe skrzydło, środek ataku, czy też podwieszony pod snajpera – to nie miało znaczenia. On po prostu cieszył się grą. Na treningach pracował za trzech. Nieustannie próbował poprawić grę gorszą, prawą nogą i głową. Mimo 172 centymetrów znakomicie grał w powietrzu.
Anglia zakochana w prostym i lojalnym hydrauliku
Przez niespełna 20 lat zachwycał publiczność w całej Anglii. Nigdy jednak nie wygrał żadnego trofeum! Mimo to w Preston każdy go kochał. Szczególnie po zdarzeniu z 1952 roku. Po piłkarza zgłosiło się Palermo. Włosi nie oszczędzali i zaproponowali mu dziesięciokrotnie wyższą pensję (100 funtów tygodniowo). Jako bonus miał dostać posiadłość nad jeziorem Como oraz nową wersję Maserati. I oczywiście premię za podpis. Skusić się go jednak nie udało. Należę do Preston. Na zawsze – powiedział.
Był prawdziwym dżentelmenem. Na i poza boiskiem. Podczas ostatniego występu w kadrze narodowej "podarował" nawet rzut karny sir Bobby’emu Charltonowi. W tym samym meczu inny znakomity Anglik Nat Lofthouse strzelił 30. gola w reprezentacji. Wyrównał więc osiągnięcie Finneya. W barwach Preston rozegrał 473 meczów i strzelił aż 210 goli. Prawdziwy symbol tamtego okresu. Człowiek, który wyprzedził epokę. - Gwiazdy lat 70’ są tak samo świetni jak Tommy teraz. Ale ten obecny, 60-letni - mówił o nim legendarny szkoleniowiec Bill Shankly, który przecież nie miał o wszystkich dobrego zdania. Finneya jednak uwielbiał.
- Tommy powinien był ubiegać się o jakąś ulgę podatkową z racji utrzymywania dziesięciu kolegów – odważnie twierdził Shankly. Stąd też wzięło się określenie drużyny Preston i samego Finneya. „Hydraulik i 10 przecieków” – to zdanie najdobitniej wskazuje, jaką rolę i pozycję pełnił w drużynie. Prawdziwy lider, który często w pojedynkę musiał wygrywać mecze. Był przywódcą zespołu, legendą Preston North End, w którym spędził 15 lat. To, co cechowało Finneya, było czymś więcej niż czystym talentem do uprawiania zawodowego sportu. To była pokora, jaką nabrał za młodu. Nawet później, mimo otrzymania tytułu szlacheckiego, się nie zmienił. Wola walki, lojalność do barw - za to pokochała go Anglia. Jego, czyli prostego hydraulika, który spełnił marzenia.
Komentarze