Urodzony, by wygrywać. Lewis Hamilton ponownie na szczycie

Aż 6 lat musiał czekać Lewis Hamilton, by zdobyć drugi tytuł mistrzowski. Uznawany za jednego z najszybszych kierowców w stawce długo nie mógł dostać samochodu godnego siebie. W obecnym sezonie dostał. Efekty widzieliśmy.
Lewis Hamilton od najmłodszych lat dawał do zrozumienia, że ciągnie go do sportów wyścigowych. I od początku był związany ze stajnią Mercedesa. Trafił tam w wieku 12 lat, kiedy wygrał pierwsze zawody kartingowe. Był to 1997 rok. Jak się okazało na debiut w Formule 1 musiał poczekać jeszcze 10 lat. To jednak nie oznaczało, że ten okres, nazwijmy to, przejściowym, nie obfitował w sukcesy.
Początek jak marzenie
W roku 2005 zwyciężył w serii Formuły 3 Euro Series. Sezon później startował w Serii GP2 w barwach francuskiego zespołu ART. Zajął miejsce… Nico Rosberga, z którym znał się od najmłodszych lat. Razem startowali w zawodach kartingowych nawet z Robertem Kubicą! Śmiało można powiedzieć, że byli przyjaciółmi.
I tak oto przebiegały „spokojne” lata młodości Hamiltona. Aż w końcu przyszedł rok 2007. Zespół McLarena zatrudnił go jako „drugiego kierowcę”, gdyż tym pierwszym miał być Fernando Alonso, czyli człowiek, który w dwóch poprzednich latach sięgał po tytuł mistrzowski. Hiszpan dążył do trzeciego mistrzostwa z rzędu, a Hamilton jakby nie do końca wiedział, dlaczego znalazł się w tej maszynie. Był bardzo spokojny. Nie do końca było wiadomo, czego się po nim spodziewać.
Radość z pierwszego zwycięstwa w karierze
Pierwsze Gran Prix pokazało jednak, że zna się na swoim fachu. W kwalifikacjach w Australii zajął czwarte miejsce, a w wyścigu przesunął się o pozycję wyżej. Podium w debiucie – taka sztuka nie udała się nikomu od 1996 roku. Do tego ostatni Brytyjczyk osiągnął taki wynik w 1966 roku! W kolejnych startach także nie zawodził. Ciągle był wysoko, dzięki czemu po czterech wyścigach został najmłodszym liderem klasyfikacji w historii.
Hamilton i Alonso, czyli zgrzyt w zespole
W Kanadzie przekroczył linię mety jako pierwszy… po raz pierwszy. Coraz śmielej zaczęto mówić o jego szansach na tytuł mistrzowski. Tak się jednak nie stało. W wyniku błędów w dwóch ostatnich wyścigach przegrał życiową szansę. Po tytuł sięgnął Kimi Raikkonen. Małym pocieszeniem dla Hamiltona mogło być to, że nie zrobił tego Alonso, z którym miał nie po drodze.
Zaczęło się od Grand Prix Węgier. Hamilton został poproszony przez zespół o przepuszczenie Hiszpana, aby ten mógł sięgnąć po pole position. Brytyjczyk polecenia nie spełnił, co nie spodobało się Alonso. W akcie zemsty przyblokował go w pit stopie, dzięki czemu uniemożliwił mu wywalczenie pierwszego miejsca. Alonso swój cel osiągnął. Tak więc narodził się konflikt między kierowcami, który trwa i trwa.
Hamilton i Alonso długo ze sobą nie wytrzymali
To właśnie wtedy zaczęto mówić o Hamiltonie jak o kimś wyjątkowym. Czasami nawet porównywano go z samym… Ayrtonem Senną, choć było to zdecydowanie przesadzone. Brytyjczyk, mimo że był nowy w całym towarzystwie, nie chciał uznać kolegi z ekipy jako tego ważniejszego. Zupełnie tak Senna w 1988 roku podczas rywalizacji z Alainem Prostem.
Ostatnie okrążenie i amerykański styl życia
McLaren był za mały dla nich dwóch. Po roku Alonso wrócił do Renault, a do Hamiltona dołożono Heikki Kovalainena. Sezon 2008 znowu był udany dla Brytyjczyka, którego gwiazda najmocniej rozbłysła podczas wyścigu na Silverstone, który spektakularnie wygrał. Mimo znakomitej jazdy w niemal wszystkich zawodach, jego końcowe zwycięstwo było zagrożony. Po piętach deptał mu Felipe Massa. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatniej Grand Prix. W Brazylii wystarczyło mu piąte miejsce.
Warunki atmosferyczne były bardzo trudne. Do ostatniego okrążenia Brytyjczyk był bardzo spięty. Wróciły demony przeszłości z poprzedniego sezonu, kiedy zmarnował szanse na tytuł w ostatnich wyścigach. Tragedia dwa lata z rzędu? Na szczęście dla niego – nie. Podczas ostatniego okrążenia wyprzedził Timo Glocka i zajął upragnione piąte miejsce. I sięgnął po tytuł mistrzowski!
Glockowi długo zarzucano, że specjalnie „podłożył” się Hamiltonowi. Brytyjczyka to jednak nie interesowało. W kraju zaczęto traktować go jak celebrytę. Sam kierowca preferował – i cały czas preferuje – amerykański styl życia. Lubi kulturę hip-hopową, czasami nawet sam śpiewa piosenki R'n'B). Do tego często gra na gitarze. Spotyka się także z amerykańską piosenkarką Nicole Scherzinger.
Niemal bezbłędny
Pomijając jednak zachowanie poza torem, Hamilton jest uznawany za jednego z trzech najszybszych kierowców w stawce – obok Sebastiana Vettela i Fernando Alonso. Jego największym problemem jest jednak… No właśnie… Trudno dokładnie sprecyzować jego kłopoty. Często w łatwych sytuacjach tracił głowę, często ponosiła go fantazja. To kosztowało go tytuł mistrzowski w 2007 roku.
Jednak w tym roku zachował chłodny umysł do końca. Jeśli przegrywał, to z powodu awarii, a nie brawurowej jazdy. Jedyny poważniejszy błąd popełnił w Brazylii, kiedy podczas drugiego zjazdu do pit stopu stracił dużo czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym roku był zdecydowanie najlepszy. Zwycięstwo przypieczętował w Abu Zabi.
Czy przyjaźń Hamiltona i Rosberga przetrwa próbę?
Jedenaście wygranych wyścigów robi wrażenie. Rosberg walczył do końca, ale w ostatniej Grand Prix nie był równorzędnym rywalem. Teraz przed zawodnikami kolejna próba. Ich przyjaźń mocno osłabła. Z każdym tygodniem było gorzej. Apogeum napięcia nastąpiło, kiedy po zawodach w Monako Hamilton oskarżył Niemca o sabotaż. Sezon się jednak skończył, więc czas na radość i przemyślenia.
Obejdzie się za to bez wizyty u... psychiatry. Szefowie ekipy obawiali się, że utrata mistrzostwa w takich okolicznościach, mogła mieć dla Hamiltona poważne konsekwencje. Zawczasu zatrudniono więc specjalistę, który czuwał nad jego zdrowiem.
Komentarze