Odra w Europie?! A wiecie, że taki był plan?

Grała w ekstraklasie przez 14 lat. Nikt nie wie jakim cudem. Była synonimem przeciętności i wyrobnictwa. Taką ligową zapchajdziurą. I choć w jej szeregach przewinęły się gwiazdy, jak Rodrigo Moledo czy Goran Popow – jedne z najjaśniejszych w historii ekstraklasy – przy Bogumińskiej ich talentu nie zauważono... Dziś Odra już nie istnieje. Agonia dobiegła końca we wrześniu tego roku.
A teraz szybka podróż w czasie. Sezon 1996/97. W ekstraklasie debiutuje nikomu nieznany klub z 50-tysięcznego Wodzisławia. Zaczyna się show. Na dzień dobry 3:1 z Polonią Warszawa, 1:0 z fundamentami wielkiej Wisły Kraków, 2:1 z przyszłorocznymi mistrzami Polski z ŁKS-u i 1:1 z grającym równolegle w Lidze Mistrzów Widzewem Łódź.
Przy Bogumińskiej jedna z najwyższych frekwencji w ekstraklasie. Siedem tysięcy na mecz, a ponoć mogli liczyć na 15. Jeden z najnowocześniejszych obiektów w ekstraklasie (tak, dziś paradoks). Najbardziej kulturalni kibice w ekstraklasie – za wzorową postawę w rundzie jesiennej, zarząd zafundował im przejazd na ostatni mecz sezonu. I w końcu – trzecie miejsce w ekstraklasie. Absolutna rewelacja sezonu.
Obraz nędzy i rozpaczy. Zawsze ten jeden punkt przewagi. W końcu bolesny upadek... Nie, my tak nie skończymy – pomyśleliby w Wodzisławiu. Odra miała być raczej takim Groclinem, ewentualnie Amiką Wronki. Ba! Najlepiej to w ogóle Lens, gdzie mieszka 35 tysięcy osób, a na mecz przychodzi ich 41 tysięcy. - Sprawa powiększenia trybun jest już właściwie przesądzona – mówił w 1997 roku prezes klubu Ireneusz Serwotka. No i tak je powiększano, że nie powiększono do dziś.
Ale właśnie, Serwotka. Ojciec sukcesu. W Odrze od 1993 roku. Właściciel wielobranżowej firmy Semet (m.in. sprzedaż paliw i materiałów hutniczych). Inwestował głównie z własnej kieszeni, ale pozyskał też prężnych sponsorów, jak Urząd Miasta czy Rybnicka Spółka Węglowa. W drodze do ekstraklasy, przez rok pożegnał się z 10. piłkarzami, w zamian sprowadził 12. Rewolucja jak u Antoniego Ptaka. Kryterium przydatności do Odry też ciekawe – śląskie pochodzenie (czyli nie tylko Lens, ale i Athletic Bilbao!), młodość oraz głód sukcesu.
Trzeba mu jednak oddać, że na debiut wystarczyło. Z nawiązką. Właściwie z dnia na dzień rozbłysły gwiazdy Ryszarda Wieczorka (8 bramek w tamtym sezonie, pierwowzór Piechny i Patejuka), Marcina Malinowskiego (dziś już 436 występów w ekstraklasie – trzeci wynik w historii) i Jana Wosia (w samej Odrze 362 mecze), podparte obyciem Mirosława Stańka (wcześniej 121 występów w Górniku Zabrze) oraz Krzysztofa Zagórskiego (11 bramek w tamtym sezonie, wcześniej m.in. 154 meczów dla Górnika).
Trzecie miejsce równało się wtedy z Pucharem Intertoto. „W Wodzisławiu zaledwie po roku występów w ekstraklasie chcą pokazać się w Europie” – tytuł artykułu w „Piłce Nożnej” z 20 maja 1997 roku. Piłkarskie marzenie było w zasięgu ręki. Jeśli nie w tym sezonie, to w następnym – powtarzali w mieście. I srogo by się rozczarowali, gdyby Odra nie wygrała 5:1 z Austrią Wiedeń (hat-trick Zagórskiego), zapewniając sobie awans do przedwstępnej rundy Pucharu UEFA. Tam co prawda pokonała macedońską Pobedę Prilep 4:2, ale w rundzie wstępnej poległa już z Rotorem Wołgograd 3:6.
Dla Wodzisławia, biorąc pod uwagę przeszłość i przyszłość, to i tak olbrzymi sukces. Polacy mają brązową drużynę Mundialu 74., oni – brązową drużynę ekstraklasy '97. Wkrótce jednak miasto ogarnął wielki lęk. Po świetnym sezonie, bardzo realne stało się rozkupienie Odry. - Ze wszystkimi zawodnikami podejmę rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktów. Obiecuję, że w razie atrakcyjnej oferty, nikomu nie będę zamykał drogi. Myślę jednak, że większość z nich zostanie w Wodzisławiu – mówił z kolei Serwotka. Tym razem słowa dotrzymał – w letnim okienku nie odszedł nawet jeden zawodnik.
I na nic to się zdało. Marzenia o Europie, o czołówce tabeli, tak bardzo latem realne, prysły już po kilku miesiącach. Nikt nie przypuszczał, że to początek 16 chudych lat, zakończonych powolną agonią... Sezon 1997/98 – 9. miejsce w ekstraklasie; 1998/99 – 14. miejsce; 2004/05 – 13. miejsce (wygrane baraże o utrzymanie z Widzewem); 2008/09 – 13. miejsce; 2009/10 – 15. miejsce (spadek z ekstraklasy). Później 17. miejsce w I lidze, degradacja do Klasy C, tam mistrzostwo, znów III liga (12. miejsce) i w końcu wrzesień 2014 – Odra Wodzisław znika z piłkarskiej mapy Polski.
(Były co prawda momenty, jak mistrzostwo jesieni 2001 czy finał Pucharu Ekstraklasy 2009, ale kibice oczekiwali znacznie, znacznie więcej...)
W miarę jak ekstraklasa się rozwijała, Odra stała w miejscu. Stadion, który niegdyś wzbudzał podziw, wkrótce przyprawiał o śmiech. I nic nie zrobił z tym, ani Ireneusz Serwatka, prezydent miasta – wybrany po tamtym wspaniałym sezonie – który w 2010 roku wycofał kapitał, ani radny Jan Woś – nazywany kiedyś „najlepszym radnym wśród piłkarzy” – który miał być łącznikiem między klubem a urzędem. Sezon 1996/97 należy traktować chyba w kategoriach przebłysku. Powiewu świeżości. Wkrótce Odrę dopadła smutna proza życia. Szkoda.
Komentarze