Pindera: W Omaha ciekawiej

Sporty walki

Tym razem Londyn przegrał bokserską rywalizację. Walki w Omaha (Nebraska) były lepsze niż w ExCel Arena, a Terence Crawford z Raymondo Beltranem zaprezentowali się bez porównania lepiej niż Tyson Fury z Dereckiem Chisorą.

Oczywiście takie porównania do niczego nie prowadzą, bo to przecież dwa różne światy. Fury, zwycięzca z Londynu mierzy 206 cm i waży prawie 120 kg, a Crawford, najlepszy dziś pięściarz kategorii lekkiej jest od niego dwa razy lżejszy. Ale na pewno dobrym wyznacznikiem jest tu reakcja publiczności. W Londynie Fury z Chisorą nie spotkali się z jej aprobatą, a w Omaha Crawford oklaskiwany był na stojąco.


Inna sprawa, że mistrzowskie pojedynki rozgrywane są w tym mieście od wielkiego święta. W 1972 roku bił się tam w obronie swoich pasów Joe Frazier, i dopiero 42 lata później  Crawford w wygranej walce z Kubańczykiem Yuriorkisem Gamboą. Ten kolejny, sobotni pojedynek z Beltranem (w Polsce był już niedzielny poranek) wcale nie był gorszy, choć Meksykanin nie padał na deski tak jak Gamboa, mistrz olimpijski z Aten.


W Londynie zabrakło emocji i wielkiego kunsztu. Chisora był cieniem tego twardziela sprzed kilku lat, który brak mistrzowskich umiejętności nadrabiał sercem i wolą zwycięstwa. Fury miał łatwe zadanie, więc trudno oceniać jego potencjał. Przy swoich niezwykłych warunkach fizycznych jest szybki, dobrze się porusza, ale to nie są argumenty na konfrontację z Władymirem Kliczką. Z Chisorą bawił się jak kot z myszą, dotkliwie go porozbijał i dobrze, że po dziesiątej rundzie trener poddał „Del Boya”, który chyba już nic wielkiego w boksie nie osiągnie, bo jego czas minął, lecz to nie powód, by wyciągać zbyt daleko idące wnioski.


A gdzie zatrzyma się Fury ? Na pewno stoczy jeszcze kilka dobrze płatnych walk jeśli zbyt wcześnie nie porwie się na Ukraińca, bo wynik takiego starcia byłby łatwy do przewidzenia. A po laniu od Kliczki nikt nie jest już taki jak wcześniej.


W Omaha ciosy nie były tak ciężkie jak w ExCel Arena, ale za to było ich więcej, i to lepszej jakości. Terence Crafword to mistrz wart oglądania, co tym razem potwierdził wygrywając w cuglach z Beltranem. Stawką był należący do urodzonego w Omaha Crawforda pas WBO w wadze lekkiej. I nawet przez chwilę obrońca tytułu nie był zagrożony, choć solidny Meksykanin robił co mógł, by mu go odebrać.


Amerykanina ogląda się z przyjemnością. Wzorowa praca nóg, szybkie ręce, wyczucie dystansu, inteligencja. Można dodać jeszcze kilka innych atutów. Chociażby ten, że zmienia pozycję na odwrotną tak, jakby urodził się mańkutem. Zaskoczył tym kilka miesięcy wcześniej Gamboę, a tym razem bardzo utrudnił życie Beltranowi.


Teraz mówi, że przechodzi do kategorii junior półśredniej i tam poszuka nowych wyzwań. I wszystko wskazuje na to, że da sobie radę, choć rywale będą o niebo groźniejsi od tych z którymi ostatnio wygrywał.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze