Kwiatkowski: Kolarstwo to moje życie. Chcę tą pasją zarażać innych
Wyścig, w którym sięgnąłem po mistrzostwo świata, nie był moim ostatnim w życiu, więc nie będę go nieustannie celebrował. Owszem, w życiu jest czas na wszystko, ale nie mogę zapominać o tym, co przynosi mi sukces, czyli treningu – mówi nam Michał Kwiatkowski, mistrz świata w kolarstwie szosowym.
Przemysław Iwańczyk: Spotykamy się w Warszawie, kiedy odpoczywasz od sezonu. Nie ma w tobie spięcia, charakterystycznej dla ciebie poprawności. Słowem: luz.
Michał Kwiatkowski: Nie pamiętam, żebym się przechadzał w garniturze, zazwyczaj po wyścigu występuję na sportowo, może nie opluty, ale jednak wymęczony. Po wyścigu czasami wyglądam tragicznie. Po mistrzostwach światach moje ciuchy były może nie do wyrzucenia, ale nawet pranie nie pomogło. Nie zawsze więc daje się utrzymać fason.
Tak czy owak garnitur musisz szykować. Miejsce w dziesiątce najlepszych polskich sportowców masz jak w banku.
- To jest taki czas, że ciężko byłoby mi przybyć na galę mistrzów. Styczeń jest szczególnie ważny, bo rozpoczynam ściganie w Argentynie. Oczywiście, chciałbym być wszędzie, a nie mogę zapominać o tym co przynosi mi sukces, czyli treningu.
Biorąc pod uwagę, co wydarzyło się w tym roku w sporcie, konkurentów będzie co nie miara. Obok ciebie pretendują do czołowych lokat łyżwiarze, skoczkowie narciarscy, nawet piłkarze odbili się od dna. To jest rok urodzaju, czy też wyrosło pierwsze pokolenie uwolnione od demonów zaszłych czasów i komunistycznego systemu szkolenia?
- Widzę, że kolarstwo ciągle się rozwija i fajnie, że przekłada się to na sukcesy i zainteresowanie tym sportem wśród ludzi, w plebiscytach także. Właściwie nie wiem, jak na to patrzeć. Fajnie byłoby, gdybym ja, Rafał Majka lub inni kolarze znaleźli się w gronie najlepszych w takich plebiscytach, ale najważniejsze jest to, żeby ludzie pokochali kolarstwo, traktowali rower jako fajny środek transportu i środek do zdrowia.
Słucham i nie wierzę, bo wydawało mi się, że sportowiec zawodowy przede wszystkim myśli o tym, aby osiągać sukcesy w swoich zawodach, a ty mówisz o pewnej misji, co jest niespotykane szczególnie u młodych sportowców. Tobie serio zależy na tym, aby cała Polska wsiadała na rowery i kręciła?
- Zależy mi bardzo, jestem w końcu założycielem Akademii Kolarskiej w Toruniu i tam chcę zarażać dzieci pasją kolarstwa. Ciągle powtarzam, że dążę do jak najlepszych wyników, a to co się wydarzy później jest dla mnie tak samo ważne. Fajnie, że kibiców przybywa i poznają kolarstwo.
Akademię Kolarstwa ktoś ci podpowiedział, to prywatna inicjatywa, czy też myśl o tym co będzie po tej karierze?
- Nikt mi nie podpowiedział, po prostu czułem, że przez całą karierę dostawałem dużą pomoc od ludzi, nie pojawiłem się znikąd, tylko byłem szkolony w Toruniu, prowadziło mnie wielu trenerów i właśnie z nimi stwierdziliśmy, że fajnie byłoby zorganizować coś takiego. Miejsce, gdzie dzieci mogłyby jeszcze bardziej zarażać się tą pasją, dowiedzieć się na czym polega trening i iść kolarską szkołą życia.
Jesteś normalnym gościem, żadnego gwiazdorzenia.
- Wyścig, w którym sięgnąłem po mistrzostwo świata, nie był moim ostatnim w życiu, bym nieustannie go celebrował. Jest czas na wszystko, otworzyłem kilka butelek szampana po sukcesie, ale nie będę tego robił codziennie, bo jeszcze wiele wyścigów przede mną, które chciałbym wygrać.
Może świadomość tego, co osiągnąłeś, jeszcze do ciebie nie dociera.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale jednocześnie wiem, że ciąży nade mną pewna odpowiedzialność. Będę reprezentował Polskę i kolarstwo nosząc koszulkę mistrza świata i dopiero przyszły sezon pokaże, jak sobie z tym radzę. Staram się o tym myśleć i przygotowywać się do nowego sezonu.
A masz kontakt z innymi sportowcami niż kolarze, spotykasz się z nimi?
- Spotykam na co dzień w Toruniu wioślarzy, też normalni ludzie. W ogóle nie znam sportowca, który coś osiągnął i po tym nie starał się osiągnąć jeszcze więcej, nie pozostałby sobą.
Gdyby ułożyć piramidę: ile w twoim przypadku to talent, ile ciężka praca, ile rozsądne podejście do życia, a ile szczęście?
- Trudne pytanie, jestem jaki jestem. Znam też innych kolarzy, którzy są bardziej rozrywkowi i mają inny kontakt z kibicami. Może znajdą się ludzie, którzy chcieliby mi się przyjrzeć i sami sporządzą taką piramidę.
Powiedział ci ktoś przed sukcesem w mistrzostwach świata, że zostaniesz mistrzem?
- Zdarzały się, ale sama wiara była najważniejsza.
Brałeś sobie ich słowa do serca, dodawały ci skrzydeł, motywacji do treningu?
- To jest miłe, ale na treningu o tym nie myślę. Bardziej doceniam słowa, czy wskazówki, których udzielają mi ludzie branży. Chcę się dowiedzieć, co mogę poprawić, bo wyciąganie wniosków z porażek jest dla mnie ważniejsze niż odsłuchiwanie: „Będziesz mistrzem świata”. W codziennym życiu to nie pomaga.
Do życia prywatnego też podchodzisz w tak pragmatyczny sposób?
- Tak naprawdę kolarstwo to całe moje życie. Mam nadzieję, że moim bliskim się to podoba. Taki już jestem.
Rozmowę z Michałem Kwiatkowskim obejrzysz w najnowszym odcinku MAGAZYNU ATLECI
Komentarze