Pindera: Były grzmoty, ale bez przesady

Dwie wielkie gale w Las Vegas, w tym samym dniu, o tym samym czasie, już za nami. Najwięksi wygrani to Amir Khan (Showtime) i Andy Lee (HBO), przegranych jest znacznie więcej.
Amir Khan w starciu dwóch byłych mistrzów świata udowodnił, że jest lepszym pięściarzem od Devona Alexandra. Co więcej pokazał, że pod okiem Virgila Huntera zrobił postępy nie tracąc dobrze znanych atutów i mógłby być interesującym rywalem dla Floyda Mayweathera Jr, gdyby dostał taką szansę. Ale „Money” ostatnio mówi, że czas na walkę z Mannym Pacquiao, więc szansa na starcie z Khanem jest mało prawdopodobna. Choć nigdy nic nie wiadomo, funt stoi mocno i może się okazać, że w pierwszej połowie przyszłego roku właśnie taki pojedynek ma największą rację bytu.
Kiedy Khan kończył w MGM Grand Garden Arena walkę z Alexandrem na gali Showtime, milę dalej, w Cosmopolitan of Las Vegas na gali HBO do starcia z Argentyńczykiem Diego Gabrielem Chavesem przygotowywał się Timothy Bradley.
Wcześniej w ringu oglądaliśmy niepokonanego, byłego dwukrotnego mistrza świata amatorów, Matta Korobowa i Andy’ego Lee, ulubieńca nieżyjącego już znakomitego trenera Emanuela Stewarda. Pochodzący z Irlandii Lee po przyjeździe do USA mieszkał w jego domu w Detroit siedem lat. Steward wierzył, że pewnego dnia Andy zostanie mistrzem świata, ale nie doczekał tej chwili. Szkoda, bo moment, kiedy Lee trafił Rosjanina prawym sierpowym (obaj są mańkutami) należał mu się jak mało komu. Korobow po tym ciosie zatańczył Kalinkę i zanim doszedł do siebie walka została przerwana, bo Andy Lee nie zamierzał wypuścił z rąk życiowej szansy.
Na tej gali to on był największym wygranym, a Matwiej Korobow największym przegranym. Stawką tej walki był przecież wakujący pas WBO w wadze średniej należący wcześniej do Petera Quillina. Korobow dostał za ten pojedynek 160 tysięcy dolarów, Lee zaledwie 69 tysięcy, ale teraz drzwi do walk za znacznie większe pieniądze stoją przed nim otworem.
Wygranym gali w Cosmopolitan jest też Jose Benavides Jr, który pokonał Mauricio Herrerę i zabrał mu pas interim w wadze junior półśredniej, moim zdaniem zasłużenie, choć nie brakuje opinii, że otrzymał prezent. Wygranym jest też Diego Chaves, który zremisował, moim zdaniem niezasłużenie z Bradleyem. Ale pani Julie Ledermann punktowała 116:112 dla Argentyńczyka. Na jakiej podstawie trudno zrozumieć, widocznie oglądaliśmy inną walkę. Zgadzam się, że nie był to pojedynek łatwy do punktowania, ale Bradley, choć nie walczył najlepiej, zasłużył na zwycięstwo. Mam natomiast wątpliwości, czy zasłużył na gażę w wysokości 2 mln dolarów (Chaves 35 tysięcy). Ale to jest bokserski biznes nie mający przecież wiele wspólnego ze sportem.
Legendarny już Michael Buffer, który zapowiadał galę w Cosmopolitan tradycyjnie zapraszał na wielkie grzmoty. Jakieś tam były, szczególnie ten jeden w walce Lee - Korobow, ale bez przesady. Oczekiwania były znacznie większe.
Komentarze