Młody mistrz, czas pożegnań i magia klatki – KSW w formie!

Największa polska federacja MMA kończący się rok bez wątpienia może zaliczyć do udanych. Nie da się nie zauważyć, że z każdym kolejnym wydarzeniem organizacja nabiera doświadczenia i stara się zaspokoić oczekiwania coraz wybredniejszych fanów. Oczywiście nie zabrakło również drobnych rozczarowań.
W 2014 roku KSW zorganizowała cztery gale i każda z nich zapisała się w historii złotymi zgłoskami. Od wydarzenia w Warszawie i zakończenia trylogii Michała Materli z Jayem Silvą po rekordową pod każdym względem imprezę w krakowskiej Arenie. Emocji nie brakowało, a przecież już w przyszłym roku organizacja rozpoczyna zagraniczną ekspansję i postara się oczarować fanów w Wielkiej Brytanii. Pora wziąć na tapetę głównych bohaterów - wygranych i przegranych - ostatnich dwunastu miesięcy!
Koniec trylogii i niezawodny Różal
Karta walk marcowej gali modyfikowana do ostatniej chwili była wielką niewiadomą. Ostatecznie nie zawiodła i przyniosła wiele krwawych emocji, a momentami na warszawskim Torwarze było całkiem zabawnie. Z sentymentem kibice pożegnali się z ringiem, a Michał Materla – chyba po raz ostatni - zmierzył się z mistrzem trash talku Jayem Silvą. Mimo iż Amerykanin nie leży szczecińskiemu rywalowi wybitnie, to Cipek po raz kolejny zafundował kibicom mały thriller i zwyciężył w trzecim starciu dżentelmenów.
Charakteru nie zabrakło również Barbarzyńcy z Płocka. Marcin Różalski przyjmował na twarz niezliczoną liczbę atomowych uderzeń, a i tak potrafił pokonać Nicka Rossborougha. Miał kończyć karierę, ale powrócił jeszcze na galę KSW 28. Po porażce z Peterem Grahamem chyba już definitywnie odpuścił zawodowe występy. Wielka strata, ale zdrowie jeszcze mu się przyda, a w ostatnim czasie chyba tego brakowało mu najbardziej.
Po raz kolejny zaszalał Anzor Azhiev częstując kolanem klęczącego Artura Sowińskiego. Walka miała być ozdobą warszawskiego eventu, a okazała się wielkim rozczarowaniem. Co siedziało w głowie Anzora? Zagadka nie rozwiązania niczym tajemnicze zaginięcie Boeinga malezyjskich linii lotniczych. Naładowany jak baterie Duracella podopieczny Piotra Jeleniewskiego nie wytrzymał napięcia i zapomniał, że w MMA też obowiązują jakieś reguły gry...
Bohaterowie wieczoru: Mańkowski i... klatka
Wprowadzenie klatki na salony było nieuniknione i musiało się to wydarzyć. Można dyskutować i dywagować o ile gal za późno, ale efekty końcowy był znakomity i zauważalny gołym okiem. Nawet zwykłym „Januszom” nie mogło ujść uwadze, że walki są bardziej dynamiczne i płynniejsze, a sędziowie nie przenoszą zawodników wypadających z ringu na środek areny zmagań.
Z premiery klatki wyraźnie byli rozochoceni zawodnicy występujący w trójmiejskiej Ergo Arenie. Nie zawiedli Mamed Chalidow, Karolina Kowalkiewicz i Mateusz Gamrot, ale bez wątpienia show skradł Borys Mańkowski. Kto by pomyślał kilka miesięcy wcześniej, że twardy jak skała czeczeński zawodnik odda pas wtedy 24-letniemu poznaniakowi? Skowronki ćwierkały coś o wyśmienitej formie „Diabła Tasmańskiego”, ale takiej determinacji i mocy nie spodziewał się chyba nikt! W oczach odklepującego duszenie Saidova dało się dostrzec bezradność, a to na macie widok niecodzienny.
Rodzinnie w Szczecinie
Długo, bo aż 141 dni czekali kibice na kolejną galę KSW. W Szczecinie po dziesięciu latach fani w końcu mogli obejrzeć swoich idoli na rodzinnym gruncie. Trzech mistrzów KSW (Bedorf, Materla i Jewtuszko) zaliczyło udane występy rozprawiając się ze swoimi rywalami. Aż siedem nokautów zafundowali zawodnicy, a Rafał Moks na deser zaserwował klasykę, czyli kolejny raz zwyciężył efektownie przez gilotynę. Już czuć w powietrzu nadchodzący rewanż przyjaciół z Borysem Mańkowskim...
W nowej formule sprawdził się były mistrz Europy w boksie Rafał Jackiewicz, ale brutalnie przekonał się, że same ręce nie wystarczą w MMA. Zdjęcia poobijanych nóg zawodnika krążyła po internecie i spokojnie można było przypiąć im łatkę „dozwolone od lat 18”. Anzor Azhiev odstawiony na boczny tor w walce o mistrzowski pas powrócił w wielkim stylu. Pojedynek z Helsonem Henriquesem stał się wizytówką nie tylko KSW 28, ale również reklamą całego polskiego MMA. Ręce same składały się do oklasków. Po prostu palce lizać!
W Szczecinie walki kończyły się błyskawicznie, co przełożyło się wymiernie na czas trwania gali. Łączny czas wszystkich pojedynków wyniósł bowiem godzinę, 20 minut i 57 sekund i była to najkrótsza gala tego roku.
Smutne pożegnanie i Drwal kibic
Miało być pięknie i kibice już poczuli smak rywalizacji Tomasza Drwala z Mamedem Chalidowem. Mieliśmy poznać w końcu niekwestionowanego mistrza wagi średniej w Polsce. Do pojedynku nie doszło, ale jesteśmy już coraz bliżej! Mamed wystąpił i zmierzył z zaskakująco solidnym Brettem Cooperem. Tomasz Drwal również pojawił się w Kraków Arenie, ale tylko w roli kibica.
Z kluczowych momentów warto odnotować występ Pawła Nastuli. Mistrz olimpijski z Atlanty po trzynastu minutach przegrał z Mariuszem Pudzianowskim i wychodził z klatki półprzytomny. Kibice mimo wszystko oddali mu cześć i zgotowali gorące pożegnanie godne wielkiego mistrza. Na arenach MMA Nastula może nie błyszczał, ale walnie przyczynił się do rozwoju tej dyscypliny sportu w naszym kraju. Nie jedna osoba zazdrości mu występów dla legendarnej organizacji Pride!
Sportowo wydarzenie w Krakowie rozczarowało, a w nie najlepszej formie znajdowali się także sędziowie. Zachwycił jedynie Borys Mańkowski, który błyskawicznie poddał Davida Zawadę. Na pocieszenie można dodać fakt, że kibice mogli rekordowo długo oglądać zawodników (1 godzinę 56 minut). Na trybunach zasiadło 16,5 tys. kibiców i po raz pierwszy krakowska Arena została wypełniona do ostatniego miejsca!
Sky's the limit
Apetyt rośnie w miarę jedzenia i nie ma wątpliwości, że KSW postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Większych hal niż w Krakowie w Polsce nie posiadamy, więc bardzo trudno będzie pobić rekord frekwencji na trybunach, ale nie zapominajmy o Stadionie Narodowym. Zainteresowanie MMA rośnie w błyskawicznym tempie, a kibice zaczynają doceniać nawet parterowe poczynania zawodników. Freak-fighty i zestawienia pseudobokserów z siłaczami wychodzą już z mody, a to tylko potwierdza jak pojętna jest nasza brać i jakie wielkie wyzwanie stoi przed duetem Lewandowski i Kawulski. Ale jak to mawiają za oceanem: Sky's the limit!
Komentarze