Robbie Dale – najlepszy piłkarz, który nigdy nie będzie zawodowcem

Piłka nożna
Robbie Dale – najlepszy piłkarz, który nigdy nie będzie zawodowcem
fot. PAP
Robbie Dale (z lewej) - być może najlepszy amator na świecie

To nie będzie kolejna historia o tym, jak piłka nożna spełniła marzenia młodego chłopaka. Tym razem jest nieco inaczej. Ten człowiek – być może najlepszy amator na świecie – świadomie nie związał się z piłką na stałe. Wolał pracę barmana. A teraz jest na ustach całej Anglii. Dlaczego? Oto Robbie Dale.

W sobotę Blyth Spartans - siódma liga angielska - zagrało w Pucharze Anglii z Birmingham City, czyli przedstawicielem drugiej ligi i zespołem, który grywał także w najwyższej klasie rozgrywkowej, wygrał Puchar Ligi czy też występował całkiem niedawno w europejskich pucharach. Wytypowanie faworyta nie należało na rzeczy najtrudniejszych. Każdy, nawet mniej rozgarnięty kibic, wskazałby na gości.

 

Birmingham faktycznie wygrało, ale tylko 3:2. Do przerwy jednak dużo bardziej utytułowany klub musiał się mocno zdziwić, kiedy amatorzy prowadzili 2:0. Wszystko za sprawą Roberta „Robbiego” Dale’a – legendy Blyth Spartans. Legendy futbolu amatorskiego w Wielkiej Brytanii.

 

Czy można kochać piłkę nożną, grać w nią, ale jednak nie poświęcić jej całego życia? Wydawałoby się, że skoro ma się okazję, to nie można jej zaprzepaścić. Dale jest przykładem, że mimo sporych umiejętności, futbol może być tylko dodatkiem. Czymś, co robi się dla pasji, a nie pieniędzy. Czym zajmuje się więc na co dzień? Pracuje jako barman w pubie mamy…

 

Odrzucone oferty od profesjonalnych klubów

 

W przeszłości odrzucił możliwość przeniesienia się do zawodowego klubu. Do tego nigdy nie był w żadnej piłkarskiej akademii. Dlaczego? Po prostu nie zawraca sobie głowy piłką nożną. Jest – jak przyznaje – człowiekiem wyluzowanym. Nie chce, by nazywano  go „Robertem”. Woli zdrobnienie „Robbie”. W Blyth spędził ponad 10 lat i tam czuje się najszczęśliwszy. A przecież na brak ofert wcale nie narzekał.

 

 

 

Miałem ofertę z Oxford City (obecnie IV liga), ale ją odrzuciłem. Miałem wtedy 21 lat i nawet nie wiedziałem, czy to daleko od domu! Oferowano mi staże w wielu miejscach, ale żaden nie wydawał się właściwy. Jestem szczęśliwy jako barman i amatorski piłkarz. Ludzie czasami tego nie rozumieją, ale tak, jestem szczęśliwy! Nie traktuję też siebie do końca poważnie i prawdopodobnie pokazuję to też na boisku.

 

Dale wie też, że po zakończeniu przygody z piłką, mogą pojawić się w jego głowie myśli na temat tego, co mógł, a czego nie osiągnął. – Może kiedy spojrzę na to z perspektywy czasu, to pomyślę o tym, że mogłem wykrzesać z siebie więcej? Nie, raczej nie jestem tego typu osobą – przyznaje. Wyrzuty sumienia mu więc nie grożą.

 

Nie mógł grać w weekendy

 

W poważniejszy wir piłki wpadł w wieku 16 lat, kiedy pewnego dnia kolega poprosił go o to, by zagrał w lokalnej drużynie reprezentującej pub – The Balloon. Później, kiedy zaczął grać „regularnie” w niedzielnej lidze, podczas drugiego sezonu zgłosiło się po niego kilka półprofesjonalnych drużyn. Zdecydował się na Blyth. I nie żałuje.

 

Harry Dunn, który był wtedy trenerem, poprosił mnie o to, bym grał w środku tygodnia jako alternatywa dla ich podstawowych napastników. Chciałem pomóc im w awansie, ale nie mogłem grać w weekendy. Zacząłem w następny wtorek i strzeliłem hat-tricka. To było w 2004 roku. W następnym sezonie zdobyłem 36 bramek – wspomina.

 

 

To właśnie trener miał duży wpływ na to, że Dale nie zaakceptował warunków Oxford City. Powiedział swojemu napastnikowi, że pieniądze są zdecydowanie za małe, z czym piłkarz się zgodził. Blyth jest jednak jego domem, jego pasją, jego pomysłem na życie. I wszyscy muszą to zaakceptować.

 

Spartański wojownik

 

W ponad 400 meczach strzelił ponad 130 goli. W tej edycji Pucharu Anglii także prezentował się znakomicie. Blyth najpierw musiało pokonać cztery rundy eliminacyjne. Grało po kolei z Darlington 1883 (wygrana po dodatkowym meczu), Skelmersdale United (przekonujące 4:1), Mickleover Sports (zwycięski gol w doliczonym czasie) i Leek Town (Blyth przegrywało już 1:3, ale wygrało 4:3).

 

To dało im awans do I rundy najstarszych piłkarskich rozgrywek na świecie. Tam czekało na nich Altrincham (szósta liga). Mimo meczu wyjazdowego Dale i spółka rozbili przeciwnika aż 4:1! To miał być jednak koniec przygody, bo w kolejnej rundzie czekało Hartlepool. Kolejny wyjazd, tym razem na boisko czwartoligowca. Po wspaniałym spotkaniu Blyth jednak wygrało 2:1. To było jedyne starcie, w którym Dale nie trafił do siatki. – Jestem dumny z kolegów – mówił.

 

Na Birmingham to już nie wystarczyło. Dwa gole Dale’a idą jednak w świat. Czas jednak wrócić do jego ulubionej rzeczywistości. – Powinienem otworzyć pub w niedzielę o 11:30. Powiedziałem jednak koledze przed meczem, bym mógł mieć krótszą zmianę, bo nie wiem, w jakim będę humorze, a jeśli strzelę kilka goli, to planuję mieć udany sobotni wieczór – powiedział po spotkaniu.

 

Nie trzeba być profesjonalnym piłkarzem, by cieszyć się grą w piłkę i do tego prezentować wyjątkowy poziom. Odmówić luksusowi mało kto potrafi. Ten 31-letni kapitan i legenda Blyth Spartans, nazwa klubu na cześć wiadomo kogo, idealnie odzwierciedla klimat tego wojowniczego klubu, który zawsze na mecz wychodzi jak na bitwę.

Jakub Baranowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze