Pech i poobijane dłonie Henry'ego Chemela

Sporty walki
Pech i poobijane dłonie Henry'ego Chemela
fot.PAP
Na igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 roku Chmielewski medalu nie zdobył

101 lat temu, 8 stycznia 1914 roku, urodził się w Łodzi Henryk Chmielewski, czołowy polski bokser międzywojnia, jeden z pierwszych Polaków walczących na zawodowym ringu.

Na igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, po wypunktowaniu pierwszej przeszkody, Belga Schryvera w ćwierćfinale skrzyżował rękawice w pojedynku z Amerykaninem Clarkiem. Red. Kazimierz Gryżewski z Berlina tak relacjonował:
Pojedynek był niezmiernie zaciekły bo obaj byli klasycznymi fighterami. Konkurenci dwukrotnie zapoznali się z deskami, a obydwaj trenerzy w trzecim starciu trzymali w dłoniach ręczniki, by je cisnąc, gdy ich podwładny będzie na granicy znokautowania.(...) Powiedzmy wyraźnie sędzia ringowy był stronnikiem Amerykanina. Z sobie tylko znanych powodów udzielił ostrzeżenia Chmielewskiemu, a jego sekundanta odesłał na trybuny, co spotęgowało i tak gorącą atmosferę pośród widowni. (...) W ostatniej rundzie dała o sobie znać lepsze kondycja Polaka, gwarantująca zwycięstwo.
W półfinale łodzianinowi na drodze do medalu stanął Norweg Tiller. Niestety, po potyczce z Amerykaninem Polak ma mocno potłuczone dłonie. Wieść niosła. że przyczyną była "żelazna szczęka" Clarka. Ale prawda była inna: Chmielewski miał  tendencję do zadawania ciosów nasadami rękawic więc często borykał się z podobnymi urazami. Teraz ból sprawiał, że nie był w stanie wyprowadzać silnych ciosów. Ograniczył się do defensywy i przegrał. Dzisiejszy regulamin zapewnia w takiej sytuacji brązowy medal. W 1936 roku półfinałowi przegrani musieli walczyć o brąz, a lekarz nie dopuścił Chmielewskiego do tej rywalizacji z uwagi na "silne stłuczenia kości palców i nadgarstków".
 
Lekko-średni i najlepszy

Chmielewski, po fachu mistrz farbiarski pracujący w sławnych z "Ziemi Obiecanej" zakładach włókienniczych Izraela Poznańskiego,  trenował boks od 15 roku życia, a po dwu latach zdobył pierwszy tytuł mistrza Polski w wadze lekkiej (potem przeszedł do średniej, gdzie sięgnął po dwa kolejne pasy krajowego czempiona)
Talent reprezentanta IKP Łódź, Henryka Chmielewskiego jest tak wielki, że możemy bez przesady powiedzieć, iż nikt nawet w części nie zbliżył się do jego poziomu. Walczy inteligentnie; pokaźną siłę ciosu łączy z dobrą techniką i stylem. Odwaga, energia, szybkość decyzji, wytrzymałość, bogaty repertuar ciosów, strategia i taktyka – to wszystko jego atuty. Jednym słowem jest to pięściarz tak wysokiej klasy, że polski boks już teraz może być z niego dumny  - pisał "Przegląd Sportowy".
 
Pięściarz potwierdził te słowa w roku 1937, podczas czempionatu Europy w Mediolanie, gdzie po raz pierwszy w dziejach polskiego boksu stanął na najwyższym stopniu podium. (Złoto wywalczył też Aleksander Polus). Łodzianin eliminował kolejno: Belga Claessensa, Szwajcara Fleury’ego, w półfinale trafił na swojego pogromcę i wicemistrza olimpijskiego z Berlina - Tillera. Była więc szansa na wyrównanie rachunków. I Henryk ją wykorzystał, w sposób nie budzący wątpliwości. Pojedynek finałowy był tylko formalnością. W stolicy Lombardii srebrne medale zdobyli Szymura i Sobkowiak, a Polska wygrała klasyfikację Pucharu Narodów - dla najlepszej drużyny mistrzostw.
 
Druga twarz Cyganiewicza
 
Kilkanaście miesięcy później za namową Zbyszko Cyganiewicza, kończącego zawodową karierę zapaśnika, raczkującego impresaria bokserskiego, Chmielewski wyjeżdża do bokserskiej Ziemi Obiecanej czyli USA. Za oceanem rzeczywistość okazała się znacznie mniej kolorowa a obietnice Cyganiewicza bez pokrycia. Zaproponował Chmielewskiemu 3 letni kontrakt na sumę 10 tys. dolarów. Bokser odmówił i zaczęły się kłopoty; Cyganiewicz, zażądał zwrotu kosztów. A ponieważ Chmielewski pieniędzy nie miał trafił do więzienia. Po tygodniu za kratkami przystał na warunki bezwzględnego impresaria. Jako Henry Chemel stoczył dla niego kilkanaście zwycięskich walk. W pewnym momencie Cyganiewicz uznał, że po pierwsze z niewolnika nie ma pracownika a po drugie: jego możliwości i znajomość bokserskiego światka są na tyle nikłe, że wiele nie zwojuje; postanowił ratować co się da i odsprzedał  kontrakt. Nie była to bynajmniej dla Chmielewskiego zmiana na lepsze. W obcym kraju nie znając dobrze języka był wykorzystywany przez kolejnych menedżerów.

Przeciwników poznawał kilkanaście, a nawet kilka dni przed walką. Niekiedy nie miał gdzie trenować, o stałej opiece lekarskiej nawet nie śnił, toteż coraz częściej zawodził - na ogół ze względu na odnawiające się urazy. 82 walki wygrał 56, 2 zremisował, przegrał 24 - pisał Gryżewski.

Emerytura w Hollywood
 
Najsłynniejszy pojedynek zawodowy stoczył w 1942 roku z Jakiem La Mottą ("Wściekłym Bykiem",którego na ekranie cztery dekady później "oscarowo" odtworzył Robert de Niro). Polak uległ na punkty. Był wtedy klasyfikowany na 4. pozycji w wadze średniej na świecie. Lepiej już nigdy nie było. Walczył do 1949 roku. Po zdjęciu rękawic pływał na statkach jako mechanik okrętowy. Wielokrotnie bywał w Polsce, interesował wynikami polskich pięściarzy. Zmarł w 1998 roku, w wieku 84 lat. W Hollywood. Ale nie tym filmowym - w Kaliforni, lecz małej osadzie na Florydzie.
 


Anna Zapert, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze