Piłkarz, winiarz i aktor rzuca wyzwanie Blatterowi. W tle czai się bukmacher

David Ginola ogłasza, że będzie kandydował w wyborach na prezydenta FIFA. Jego wiarygodność obniża bukmacher, który czai się za plecami.
Były reprezentant Francji i zawodnik m.in. PSG, Newcastle czy Tottenhamu ogłasza, że będzie kandydował w wyborach na prezydenta FIFA, które mają się odbyć 29 maja. Gdyby chodziło o Michela Platiniego, albo Erica Cantonę nikt by się nie dziwił. Pierwszy to szef UEFA, drugi to po troszę ekscentryk, po troszę polityk i działacz społeczny. Oni pasują do profilu kandydata, ale Ginola nie był jednak znany ze swojego zaangażowania w piłkarską politykę. Francuz kreuje się na trybuna ludowego i człowieka, który dokona rewolucji moralnej w skorumpowanej FIFA. Rozpoczął od ataku na Seppa Blattera.
Wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, ale muszę spróbować. Futbol należy do ludzi i oni zasługują, żeby mieć swój głos. Chcemy przejrzystości, żeby wszyscy wiedzieli, na co jest wydawany każdy grosz. Ludzie muszą mieć zaufanie do decyzji podejmowanych przez tych, którzy sprawują urzędy - mówi Ginola.
Nie wiadomo, czy te słowa dyktuje mu serce, czy może raczej agencja PR-owska M&C Saatchi PR, która koordynuje kampanię Francuza. Dodatkowo, wątpliwości budzi fakt, że za całym przedsięzwięciem ma stać irlandzki bukmacher, firma Paddy Power. Na zainteresowaniu na pewno skorzysta bukmacher i być może także biznes samego Ginoli, który od zakończenia zajmuje się produkcją wina. Znany jest także z występów w reklamach szamponów i małych ról w niezbyt znanych filmach oraz serialach.
Wątpliwe, czy Ginola w ogóle zdoła wystartować w wyborach. Do 29 stycznia musi udowodnić swoje zaangażowanie w sprawy piłkarskie w ciągu ostatnich dwóch lat, a potem także zdobyć poparcie co najmniej pięciu federacji piłkarskich, żeby móc w ogóle wystartować w wyborach. Oprócz Ginoli są także poważniejsze kandydatury: wiceprezydenta FIFA księcia Alego Bin al-Husseina z Jordanii, byłego działacza FIFA Jerome'a Champagne'a i byłego prezydenta federacji chilijskiej Harolda Mayne-Nichollsa.
Komentarze