Anna Czarniecka: Marzę, żeby z nogami było już wszystko w porządku

Nie skończyła jeszcze 20 lat, a sport wyczynowo uprawia już prawie 14. Gdy rozpoczynała swoją przygodę z gimnastyką artystyczną, nie miała zielonego pojęcia, na czym ta dyscyplina polega. Wystarczyło jednak, by na pierwszym treningu trenerka pochwaliła ją za najlepiej wykonane ćwiczenie, by ta niezwykle piękna i kobieca dyscyplina stała się całym jej życiem na kolejnych kilkanaście lat. Dziś w cyklu Przepraszam, którędy do Rio Od(s)powiedź Nadziei Olimpijskiej – Anny Czarnieckiej.
Ania Czarniecka to aktualnie najlepsza polska gimnastyczka artystyczna, dwukrotna mistrzyni Polski seniorek w wieloboju i zarazem nasza największa nadzieja w tej dyscyplinie na igrzyska olimpijskie w Rio w 2016 roku. Obecnie wraca do zdrowia po operacjach dwóch stóp… Pierwszy etap kwalifikacji czeka ją podczas wrześniowych mistrzostw świata w Stuttgarcie.
Początki były… typowe
Początek kariery jak na gimnastyczkę miała dość typowy. Na salę gimnastyczną trafiła w wieku sześciu lat, nie mając pojęcia, co ją czeka…
W wieku sześciu lat mama zaprowadziła mnie na zajęcia rekreacyjne dla małych dziewczynek – gimnastykę połączoną z baletem. Jakiś czas później przepisała mnie na gimnastykę artystyczną do klubu SGA Gdynia. Tam już się dowiedziałam, na czym ten sport polega
– wspomina Czarniecka.
Najważniejszy moment swojego pierwszego „profesjonalnego” treningu pamięta bardzo dobrze…
- Pamiętam, że jakieś ćwiczenie wykonałam najlepiej ze wszystkich dziewczynek i nawet pani mnie pochwaliła – uśmiecha się na miłe wspomnienie sprzed ponad 13 lat.
Pochwaliła ją pani… Joanna Pęgowska – trenerka, która prowadzi ją od początku zawodniczej kariery do dziś.
- Na treningu często zdarza się, że krzyczy, bo chce wycisnąć ze mnie to, co najlepsze. Potrafi też pochwalić i powiedzieć, że coś było lepiej. W trudnych chwilach zawsze jednak mnie bardzo wspiera i dodaje otuchy – opisuje swoją trenerkę dwukrotna mistrzyni Polski seniorek w wieloboju.
Trudny czas
Te najtrudniejsze chwile Czarniecka przeżywa właśnie teraz. Cały zeszły rok zmagała się z potwornym bólem obu stóp. Chodziła od lekarza do lekarza, przyjmowała blokady, zaciskała zęby, trenowała na pełnych obrotach i startowała. Po ubiegłorocznych mistrzostwach świata, po konsultacji z lekarzem PZG i trenerką podjęli wspólną decyzję, że bez operacji się nie obejdzie, operacji obu stóp. Pierwszą przeszła w listopadzie, drugą miała mieć w grudniu.
- Niestety w dzień, jak jechałam do Zabrza na zabieg drugiej stopy, dostałam wysokiej gorączki. Zaatakował mnie jakiś wirus. Pełne znieczulenie, a co za tym idzie operacja, były w tym wypadku wykluczone. Zabieg został przełożony na połowę stycznia… - mówiła trzy dni po informacji podłamana Czarniecka.
Wtedy właśnie trenerka wspierała ją najbardziej.
– Po pechowej wizycie z Zabrzu rozmawiałyśmy bardzo długo przez telefon. Pani Pęgowska bardzo mnie wspierała. Mówiła, żebym się nie martwiła, że damy radę i że głowa do góry – zwierza się 19-latka, która w swoim pokoju ma przymocowane do ściany… drabinki.
Najgorsze już za nią. W sobotę przeszła operację drugiej kontuzjowanej stopy.
Miałam popękane trzeszczki w obu dużych paluchach. Kości, które się odczepiły, gdzieś tam sobie latały i wpadały w różne szczeliny, dlatego tak bardzo mnie bolało. Obecnie przechodzę rehabilitację lewej stopy, prawą mam usztywnioną specjalnym butem ortopedycznym. Jej rehabilitację będę mogła zacząć za około sześć tygodni
– obrazowo opisuje najlepsza polska zawodniczka.

Anna Czarniecka mimo operacji, treningów nie odpuszcza / Fot. Sgagdynia.pl
Co nie zabije, wzmocni
Obecna sytuacja jej absolutnie nie złamała. Wręcz odwrotnie, zmobilizowała do jeszcze większego poświęcenia i jeszcze cięższej pracy. Po informacji o przesunięciu operacji prawej stopy i jak tylko pozbyła się usztywnienia z lewej, wróciła do prawie normalnych treningów i pracy nad nowymi układami. Tych na 2015 rok szykuje aż trzy. W przeszłości były jednak momenty, kiedy miała dość…
- Dużo razy miałam totalnie dość. Najczęściej, jak na treningu nic nie wychodziło, trenerka na mnie krzyczała, delikatnie to ujmując (uśmiech), wypraszała z planszy… Przychodziłam spłakana do domu, i mówiłam, że już nie chcę ćwiczyć. Wtedy mam mówiła: no dobra to skończ, jak nie chcesz to więcej tam nie idź. Wtedy uśmiechałam się delikatnie, mówiłam, że żartowałam, następnego dnia wracałam na salę i już było lepiej – uśmiecha się na te wspomnienia zdecydowanie dojrzalsza już i silniejsza psychicznie Czarniecka.
Apropos tej siły psychicznej. Za swoją największą słabość uznaje brak wiary we własne możliwości i samokrytykę.
Wydaje mi się, że czasami się trochę dołuje, choć nie powinnam. Mówię, że nie dam rady, nie zrobię czegoś. Bardzo surowo siebie oceniam. Ale jest już z tym zdecydowanie lepiej. Ostatnie wydarzenia mnie wzmocniły
– przyznaje.
Jednym z najtrudniejszych zagadnień ankiety, było dla niej to, co ją w sporcie denerwuje. Po głębszym zastanowieniu i wyraźnym zaznaczeniu, że w sumie tylko czasem i, że w zasadzie już się do tego przyzwyczaiła, zwróciła uwagę na brak czasu na „normalne” życie i nie zawsze uczciwe sędziowanie na zawodach.
- Oceny czasami nie są do końca fair. Zdarza się, że wygrywa zawodniczka, która nie wystartowała najlepiej, ale jest np. z Rosji – zwraca uwagę na problem wszystkich niewymiernych dyscyplin sportowych...
Przekleństwa?
Zdarza się, że się denerwuje, na głos nie przeklina jednak nigdy. Co innego pod nosem… i oczywiście czasem…
- Jak byłam mała to na pewno tego nie robiłam, teraz to czasem po cichu albo w myślach, czasem pod nosem, ale głośno nigdy. Kiedyś miałam taki okres, że pod nosem trochę trenerce pyskowałam, mówiłam coś do siebie, ale też już mam ten czas za sobą, już mi przeszło – śmieje się, jeszcze raz udowadniając, że okres dojrzewania ma już za sobą.
Jak nie sport, to… sport
Podobnie jak poprzedni bohaterowie cyklu Przepraszam, którędy do Rio, jak chociażby Robert Mateusiak i Igor Jakubowski, gdyby nie była sportowcem, byłaby… sportowcem.
- Jeżeli o czymś innym myślę, to też jest to sport, np. jazda konna, pływanie. Zawsze mama ciągnęła nas do sportu, więc myślę, że jeśli nie gimnastyka, to coś innego sportowego na pewno by się znalazło – mówi.
Swoich medali mistrzostw Polski zliczyć nie jest w stanie. W imprezach mistrzowskich rangi światowej największe sukcesy – finały mistrzostw Europy – indywidualnie jak i w układach zbiorowych osiągała jako juniorka. W seniorskiej karierze rokrocznie na mistrzostwach świata poprawia się o kilka lub kilkanaście pozycji. W zeszłym roku w Izmirze była 36. Powtórzenie tej pozycji, a tym bardziej poprawienie jej, w tym roku w Stuttgarcie powinno zagwarantować prawo startu w przyszłorocznym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Rio. (Zasady kwalifikacji gimnastyczek artystycznych do igrzysk w Rio TUTAJ! )
Będzie zdrowie, będzie dobrze
Igrzyska olimpijskie są jej marzeniem, ale na razie o nich nie myśli. Skupia się przede wszystkim na dojściu do pełni zdrowia i formy na wrześniowe mistrzostwa świata, które będą pierwszym etapem kwalifikacji.
- Mam nadzieję, że z moimi nogami będzie wszystko w porządku i dam z siebie wszystko. Wtedy powinno być dobrze – kończy.
I niech tak będzie! Trzymamy mocno kciuki!
----
W ubiegłym roku Ania była jedną z bohaterek reportażu W imię marzeń, który można zobaczyć TUTAJ!
Poniżej oryginalna Od(s)powiedź Anny Czarnieckiej.

Komentarze