Lepa: Chemik chce być jak… Skra Bełchatów

Finał czterech najlepszych drużyn żeńskiej Ligi Mistrzów rozegrany zostanie w Szczecinie! To rewelacyjna wiadomość, która mam nadzieję, stanie się zaczątkiem do rewolucji w naszej kobiecej siatkówce. Tak, rewolucji, bowiem doszliśmy do sytuacji, w której potrzeba radykalnych ruchów.
W ostatnich tygodniach głośno było o możliwości organizacji Final Four przez Chemika Police. Działacze mistrzyń Polski zarzekali się, że nie dążą do pozyskania takich praw. Ba, trener Giuseppe Cuccarini twierdził, że jest przeciwnikiem takiego rozwiązania. A jednak – i dobrze! Niech Chemik walczy o najważniejsze trofeum i podąża śladami Nafty Piła, czy… Skry Bełchatów.
Wspinaczka na Mount Everest
Kiedy w 2008 roku Skra zorganizowała turniej w Łodzi, była jeszcze kopciuszkiem na salonach europejskich pucharów. Być może była to też dla niej jedyna szansa awansu do finałów. Późniejsze trzecie miejsce w imprezie i ogranie 3:2 w ostatnim meczu wielkiego Sisleya Treviso wszyscy odebraliśmy jako olbrzymi sukces, nawiązanie do lat świetności Mostostalu Kędzierzyn-Koźle. Dla działaczy z Bełchatowa stało się impulsem do dalszych działań.
I choć od tamtej pory Skra nie awansowała do ścisłego finału sportową drogą, to zorganizowała jeszcze dwukrotnie prestiżowy finał czterech – w 2010 roku zajmując także trzecie miejsce i w 2012, kiedy skończyła na miejscu drugim, po pamiętnym finale z Zenitem Kazań. Sportowo pełnego sukcesu nie udało się więc osiągnąć, ale marketingowo i promocyjnie Skra wdrapała się na Mount Everest.
Bełchatowianie to chyba najpopularniejsza ekipa w Polsce, na pewno najbardziej rozpoznawalny team w Europie, a od 2008 roku do zespołu aktualnych mistrzów Polski ściągane są coraz ciekawsze nazwiska. Nie ma co ukrywać, że F4 w 2008 roku, sukcesy reprezentacji i zaangażowanie sponsorów oraz telewizji przyczyniły się do wzrostu prestiżu całej PlusLigi. Dziś ekipy z naszej ekstraklasy walczą na równi z rosyjskimi i włoskimi.
Najpierw Chemik, potem reprezentacja
Nieco w tyle za panami została żeńska Orlen Liga. A przecież jeszcze na początku tego wieku było tak pięknie – reprezentacja dwukrotnie zdobywała złote medale mistrzostw Europy, a w 2003 roku w Pile organizowano F4 Ligi Mistrzyń. Nafta była wówczas jedną z najsilniejszych ekip na Starym Kontynencie. W kolejnych latach roztrwoniono ten dorobek.
Najlepsze siatkarki wyjeżdżały do Italii (ale nawet Francji, Azerbejdżanu, Chin, czy innych państw), reprezentacja z wolna straciła na prestiżu, a poziom ligowych rozgrywek obniżał się regularnie. Teraz jest szansa przerwać ten łańcuch nieszczęść. W Policach zbudowano silny team, który wygrał prawdziwą „grupę śmierci” Ligi Mistrzyń. Teraz policzanki uczynią kolejny krok – dzięki promocji będą mogły pozyskać kolejnych sponsorów, a i mają szansę na sportowy sukces. Do Turcji, Azerbejdżanu, Rosji i ostatnio w mniejszym stopniu Włoch, może dołączyć Polska – nowa siła żeńskiej siatkówki. Wszystko jednak pod jednym warunkiem – za sukcesem Chemika pójdą wyniki reprezentacji.
Orlen Liga staje się powoli coraz ciekawsza. Powoli. Jeśli reprezentacja ponownie przyciągnie rzesze szalonych biało-czerwonych kibiców, jeśli panie nawiążą do sukcesów ekipy Andrzeja Niemczyka, odrodzą się zapomniane „złotka”. I nie mówię już o weterankach polskiej siatkówki, a pewnej symbolice żeńskiej siatkówki, która przez lata niosła tylko pozytywne konotacje. Z czasem walka z selekcjonerami, wybieranie turniejów, w których mogą zagrać poszczególne zawodniczki, kłótnie wewnątrz ekipy, rozbiły dobre wspomnienia.
Czas skończyć z tym wszystkim – czas dokonać radykalnych wyborów. Od selekcjonera reprezentacji zaczynając, a na kolejnych ruchach Chemika Police skończywszy…
Komentarze