Kmita: Telekamera to sygnał, że widzowie nas doceniają

Aleksandra Szutenberg: Panie Dyrektorze, to już czwarta Telekamera w Pana rękach. Czym ta różni się od poprzednich, które już stoją u Pana w gabinecie?

Marian Kmita, Dyrektor ds sportu Telewizji Polsat: Przede wszystkim tym, że jest złota, wypieszczona. Trochę nam smutno, bo to Telekamera, która kończy nasz udział w tej rywalizacji. Różnie o tym mówią, czy to jest poważne, czy niepoważne, ale głosy czytelników "Tele Tygodnia" są dla nas bardzo ważnym kryterium oceny. To, co jest za nami, te trzy poprzednie Telekamery i ta, która koronuje nasz bieg jest dla nas bardzo ważnym sygnałem, że to, co robimy, robimy dobrze i ktoś na to czeka. Wiadomo, że kilkaset osób, które pracują w Polsacie (nie tylko dziennikarze, ale też technicy, realizatorzy, operatorzy otrzymują sygnał, że ich praca jest ważna i warto to robić. Teraz jest smutno dlatego, że stracimy czynnik motywacji i będziemy musieli się ścigać w innych kryteriach.

Telekamery w kategorii "Najlepszy kanał sportowy" są przyznawane od 2010 roku, a my już mamy czwartą statuetkę. Na czym polega fenomen Polsatu Sport, że my już z rywalizacji wypadamy?

Długo dojrzewaliśmy, bo zanim wprowadzono kategorię kanału tematycznego w tygodniku "Tele Tydzień", to na rynku byliśmy już od 2000 roku. Jest za nami kilkadziesiąt wielkich imprez w różnych dyscyplinach. Ostatnich pięć lat to naprawdę hossa. Dlaczego tak jest? Chyba dlatego, że towarzyszymy też sukcesom polskich sportowców. Nie ma chyba nic lepszego dla dziennikarza sportowego i techników, kiedy ma się do czynienia z wielką imprezą sportową w Polsce, zakończoną sukcesem.

Zapraszamy do obejrzenia całej rozmowy w załączonym materiale wideo.