Szok w NBA: kolejna operacja Derricka Rose’a

E-mail z biura prasowego Chicago Bulls przyszedł dokładnie o 21.38 czasu chicagowskiego. Tylko dwa lakoniczne zdania o kontuzji prawego kolana i koniecznej kolejnej operacji Derricka Rose. “Przewidziana będzie operacja, po której zostanie podana data jego powrotu”.
W sumie nie było co więcej pisać, bo wszystko i tak jest wiadomo – kolejny sezon drużyny, uważanej od 2011 roku, po przyjściu do zespołu jednego z najbardziej utalentowanych graczy swojego pokolenia za kandydatów do mistrzowskich tytułów, jest stracony. To samo można powiedzieć o karierze Rose’a, która zaczęła się od historycznego MVP dla najmłodszego w historii gracza NBA, a skończyła się przez kontuzje.
Uraz prawego kolana – ten sam, który miał po pierwszym powrocie na parkiet, w listopadzie 2013 roku – zaczął się od tylko lekkiego bólu na wtorkowym, porannym treningu Bulls. Nic niepokojącego, jeszcze w południe komunikaty prasowe Chicago nie zapowiadały niczego dramatycznego. Teraz trudno przewidzieć, jaka będzie ostateczna przerwa w grze – tą poznamy dopiero po zabiegu chirurgicznym – ale w ekipie szefów Chicago Bulls optymizmu nie ma. Operacja wykluczy Rose’a na przynajmniej resztę sezonu zasadniczego i na rozpoczynające się w kwietniu rozgrywki play off.
W tym roku droga do finałów NBA w Konferencji Wschodniej będzie przebiegała przez parkiet Chicago Bulls. To ciągle faworyci bo Derrick zaczyna grać coraz lepiej – takie zdanie miał nie tylko Charles Barkley czy Shaquille O’Neal, ale większość dziennikarzy, z którymi rozmawiałem w Nowym Jorku podczas Meczu Gwiazd. To już przeszłość.
W 46 rozegranych w tym sezonie meczach, Derrick Rose miał przeciętną 18,4 pkt i 5 zbiórek. Daleką od swoich, wartych tytułu MVP NBA statystyk z sezonu 2010/2011, kiedy dominował w lidze z 25 punktami i prawie ośmioma astystami w meczu.
Wiedziliśmy wszyscy, że operowane po raz pierwszy w 2011 rok więzadło będzie tak silne jak nigdy. Wszystko dookoła niego będzie coraz słabsze. Byłem przekonany, że Derrick podczas regularnego sezonu grał na luzie. Że czekał, żeby w playoffs nacisnąć gaz do dechy, grać na pełnej szybkości. To dla Bulls nokautujący, niszczący cios – bo kiedy Derrick gra na pełnych obrotach potrafi robić na parkiecie rzeczy, których nie da się zastąpić – mówił był gracz NBA, dziś komentator ESPN, Tim Legler.
Brad Daugherthy, przed laty gracz Cleveland Cavaliers, pięciokrotny uczestnik NBA All Star Game, również pracujący dla ESPN, nie ukrywał szoku z powodu tego, co stało się podczas treningu Bulls. “Po raz kolejny w ostatnich 3 z 4 sezonów Bulls zaczynają sezon jako jedni z faworytów do tytułu, kończąc go dramatem, który nie ma nic wspólnego z rywalizacją sportową. Szkoda też tego chłopaka, bo wszyscy przecież wiemy jak ciężko pracował by wrócić na parkiet”. W ciągu kilku minut od ogłoszenia komunikatu o koniecznej już trzeciej operacji kolana w ciągu trzech sezonów, media społecznościowe zapełniły się życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia od kolegów z NBA. “Współczuję DRose! Trzymaj głowę wysoko, bądź silny” – pisał LeBron James. “Tak mi go żal. Jedna z niewielu prawdziwych gwiazd, do tego jeszcze lepszy człowiek…” dodał na Twitterze Jamal Crawford.
Rose, który zawsze chciał przejść do historii, zdobywając z drużyną swojego rodzinnego miasta tytuł mistrzów NBA, grał w ostatnich meczach coraz lepiej. Szczególnie w niedawnej konfrontacji przeciwko uważanym za najgroźniejszego rywala w Konferencji Wschodniej Cavaliers, Rose był tym dawnym, niemożliwym do powstrzymania graczem. Zakończył zwycięski mecz przeciwko drużynie LeBrona Jamesa z 30 punktami i 7 asystami. Dziś już wiadomo, że jego kariera będzie wyznaczana nie przez sukcesy, ale przez serię kończących się operacjami kontuzji.
To nie jego wina, że zaraz po sezonie z tytułem MVP podpisał z Bulls kontrakt warty ponad 95 milionów dolarów. Także nie jego wina, że już nigdy nie wrócił do formy, która płacone mu dziesiątki milionów za sezon (Bulls są mu winni jeszcze 41 mln) by usprawiedliwiała. Sport zawsze był brutalny, choć przez ostatnie trzy sezony trudno wyobrazić sobie kibiców, których życie potraktowało bardziej brutalnie niż miliony rozsianych po całym świecie fanów Chicago Bulls.
Komentarze