Sarnacki: Stać mnie na medal w Rio

Sporty walki
Sarnacki: Stać mnie na medal w Rio
fot. Cyfrasport

Wygrana w Pucharze Świata w Warszawie jest już piątym podium Macieja Sarnackiego (Gwardii Olsztyn) w kwalifikacjach do igrzysk w Rio de Janeiro. Ale awans na IO nie jest głównym celem judoki z kategorii +100 kg. Polak uważa, że stać go na medal w Brazylii.

PAP: Kiedy zapadła decyzja, że w ogóle wystąpi pan na Torwarze? Po styczniowym zgrupowaniu w Japonii zachorował pan na półpasiec i wydawało się, że powrót na tatami nastąpi dopiero pod koniec stycznia, podczas Grand Prix w tureckim Samsun.

Maciej Sarnacki: Poważna choroba mocno mi dokuczyła, przez dwa tygodnie w ogóle nie ćwiczyłem. Schudłem siedem kilogramów i obecnie ważę 126 kg. W poniedziałek musieliśmy z trenerami zdecydować, czy wchodzę na obciążenia, czy też jeszcze nie. Początkowo było ciężko, nie regenerowałem się. Ale jak często mówię - kto nie ryzkykuje, ten nie pije szampana. Choć tak naprawdę byłem po zaledwie trzech treningach.

W niedzielnych zawodach wygrał pan wszystkie walki przed czasem, ale nie bez kłopotów. W półfinale długo przegrywał pan na waza-ari.

Kryzysy się zdarzają, trzeba potrafić je przezwyciężać. Poza tym niektórzy uważają, że judo jest mało widowiskowe, więc musiałem... podnieść ciśnienie kibicom. Fanów miałem dziś znakomitych, sporo osób przyjechało też z Olsztyna. Wszystkim dziękuję za doping, ponieśli mnie do sukcesu.

Ale jak to jest, że rzuca pan z łatwością dwumetrowych rywali, a z drobnym - jak na wagę ciężką - Turkiem Feyyazem Yazicim tak długo się męczył w walce, której stawką był finał?

Wcześniej pokonałem go bez problemów podczas ubiegłorocznych zawodów GP w Zagrzebiu. Dziś był dobrze dysponowany, ale nie sądziłem, że tak dobrze. Musiałem wykazać się chyba bardziej charakterem, niż umiejętnościami.

Pozytywnie wpłynęła na pana przerwa, musiał skorzystać pan z pomocy medycznej. Po niej wrócił na matę odmieniony Maciej Sarnacki?

Krwawiły mi palce, dlatego udałem się do lekarza. Ale nawet więcej może być takich drobnych urazów, obym tylko wygrywał.

W finale wyrównał pan rachunki z Kim Sung-Minem, za porażkę w ubiegłorocznym turnieju rangi GP w Korei Płd.

Nigdy wcześniej nie wygrałem z tym zawodnikiem światowej klasy. Więc jeśli zwyciężam z Kimem po takiej przerwie, kiedy przecież forma nie jest najwyższa, to tylko dobrze o mnie świadczy. Pierwsza mocna akcja zakończyła się ipponem w niecałą minutę.

Od ośmiu lat, tj. od wygranej Przemysława Matyjaszka, żaden polski judoka nie triumfował w PŚ w Warszawie.

Jeszcze ani razu nie stało mi się na podium tak przyjemnie, jak dzisiaj na Torwarze. Najpiękniej wygrywa się na swoim podwórku, zwłaszcza przy tak znakomitej publiczności.

Awans na igrzyska z rankingu światowego jest coraz bliżej.

Wierzę, że stać mnie na medal olimpijski w Rio de Janeiro. Naszą całą reprezentację, kobiecą i męską, stać także, aby przełamać złą serię bez krążka, trwającą od 1996 roku, czyli prawie 20 lat.

Od co najmniej roku oczy kibiców judo są zwrócone na pana, na dziś zdecydowanego lidera męskiej reprezentacji.

Presja była bardzo duża, lecz nie każdy wiedział, że nie jestem w najwyższej dyspozycji ze względu na kłopoty. Aż strach pomyśleć, jak będę mocny na tatami, jeśli ze zdrowiem będzie wszystko w porządku...

Trzy medale Polaków, a łącznie siedem miejsc punktowanych. Przed zawodami optymiści mówili o jednym-dwóch krążkach.

Reprezentacja spisała się znakomicie, koledzy też pokazali, że mogą zdobywać medale w imprezach międzynarodowych. I sportowo, i organizacyjnie - było bardzo dobrze. Nie sądzę, aby ktokolwiek z czołówki światowej w mojej wadze był poza zasięgiem, nawet znakomity Francuz Teddy Riner. Może niebawem jego czas minie, a nadejdzie mój, a może jeszcze kogoś innego.

Rozmawiał: Radosław Gielo

RM, PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze