Świątek: W MMA trzeba mieć jaja jak King Kong, a nie jak piłeczka do ping-ponga!

Sporty walki

Klatkoring zamienił na szpitalne łóżko. Jak mocno podkreśla, to tylko na chwilę. Przegrałem walkę, ale nic poważnego się nie stało. Nie mam rozcięć, tylko oczy są trochę siwe… - mówi Tymoteusz Świątek, bohater walki wieczoru o pierwszy mistrzowski pas w historii federacji Fight Exclusive Night.

 

Pojechałem do Wrocławia zrobić reportaż o wyjątkowym zawodniku MMA. Po pierwszych rozmowach wiedziałem, że będę miał gorący materiał. W głowie krystalizowała się wizja tego, co będę chciał pokazać już niedługo. Miała powstać prawdziwa historia o młodym człowieku, który by dogonić marzenia, musiał pokonać w życiu niejedną przeszkodę. Oczywiście zakładałem, że „Omen” może przegrać, ale chyba nikt nie spodziewał się takiego scenariusza walki. W sobotni poranek mieliśmy z bohaterem dokręcić ostatnie zdjęcia na wrocławskim rynku. Życie napisało zupełnie inny scenariusz. Z Tymkiem musiałem spotkać się w szpital.

 

Paweł Słodownik: Spałeś dobrze?

 

Tymoteusz Światek: Tak! Dlaczego miałem się nie wyspać? Wszystko jest w porządku.

 

Widzę, że humor powraca. Co z twoim zdrowiem?

 

Jest dobrze. Przegrałem walkę, ale nic mi poważnego się nie stało. Nie mam rozcięć, tylko trochę oczy siwe (śmiech).  Zrobili mi badania, rezonans i nic groźnego nie wyszło. W poniedziałek będę miał jakiś mały zabieg na tym opuchniętym oku i we wtorek wracam do domu.

 

Pamiętasz wczorajszy wieczór?

 

Jak mam nie pamiętać! Miała być walka roku, miałem dać show time. Wszystko pamiętam, nawet na chwilę nie straciłem przytomności.

 

Uważasz, że odpowiednio się przygotowałeś do tego starcia?

 

Nie mam sobie nic do zarzucenia, tyrałem jak wół. Taktyka była przygotowana na walkę w parterze. Pracowaliśmy nad tym 1,5 miesiąca. Okazało się jednak, że Victor chce walczyć w stójce.

 

Z całym szacunkiem Tymek, ale Portugalczyk był lepszym zawodnikiem, bardziej kompletnym.

 

No był lepszy, w końcu wygrał. Ale ja pokazałem serducho!  Walczyłem do końca i się nie poddałem.

 

Nie uważasz, że tak długie trzymanie duszenia trójkątnego – powtarzałeś to na początku walki kilka razy – było niepotrzebne?

 

Może tak, ale chciałem go poddać w parterze. To trenowałem.

 

Nie chcesz posypać głowy popiołem. Konfrontacja na tym dystansie była trochę na wyrost. Ten pojedynek pokazał, że – przy całym twoim talencie – jeszcze masz spore braki. W stójce prułeś powietrze. Jego ciosy częściej dochodziły celu, nie wspomnę już o kolanach... Jest nad czym pracować.

 

Może i jest, ja jestem jeszcze młody mam 21 lat, on 26 (śmiech). Ja patrzę na to troszkę inaczej. Mój rywal miał czarny pas BJJ i nic mi w parterze nie zrobił, wszystko zrywałem. Co mnie obalił, to wstawałem. Miałem wielu lepszych rywali, a wygrywałem. Z Pavlem Svobodą przegrywałem całą walkę, a go pokonałem (FEN 4, 16 sierpnia 2014 roku). Z Martinem Foudą (FEN 3, 28 czerwca 2014 roku) - również. To jest przecież mistrz świata w Muyai Thai, a ja go załatwiłem właśnie w stójce. Tak już walczę, do końca.... Pewnie, że mam braki, ale mam też wolę walki!

 

Ale to, że uciekałeś z parteru, nie przekładało się na twoją korzyść. Wola walki i wielkie serce to nie wszystko, trzeba umieć zachować w tym wszystkim rozum. A tego chyba było wczoraj najmniej.

 

Ja tak nie uważam. Jestem nieśmiertelny, nigdy nie poddaje walk przed czasem. Nigdy nie straciłem przytomności. Raz się wygrywa, a raz przegrywa. Na razie na osiemnaście walk przegrałem tylko dwie. No, trzy z tą wczorajszą.

 

Nawet gdyby to miała być twoja ostatnia walka? Dla ciebie mogło skończyć się poważną kontuzją. Duże zastrzeżenia są do pracy sędziego i narożnika.

 

To bzdury! W MMA trzeba mieć jaja jak King Kong, a nie jak piłeczka do ping-ponga! Jak dla mnie sędzia odwalił kawał dobrej roboty. Nie przerwał, mój narożnik też. Gdyby to zrobili, mieliby dopiero prawdziwą wojnę. Ze mną! Nie mam do nikogo pretensji. Ani do sędziego, ani do narożnika, czy federacji. To była wspaniała gala, a tę walkę będzie pamiętać się jeszcze długo.

Tak, tu muszę się z tobą zgodzić. Tylko nie wiem, czy ludzie zapamiętają to starcie przez twój heroizm, czy ze szczerego współczucia?

Mówiłem już, tu nie ma miejsca dla mięczaków. To nie są szachy czy telewizja kulturalna. To jest sport! Wchodząc do ringu jesteśmy świadomi, co nas może spotkać. Dlatego jesteśmy wyjątkowi. Nie wszystkich byłoby na to stać. Nie ja pierwszy i nie ostatni.

 

Tak szczerze, byłeś przygotowany na 5x5 minut? W dwóch ostatnich mistrzowskich rundach nie wiem, co cię trzymało w pionie? Nie wiem, czy na sali znalazłoby się tuzin osób, które wtedy wierzyły jeszcze w twoje zwycięstwo?! Mógłby cię uratować tylko tzw. lucky punch.

 

Ja do końca wierzyłem! Taki mam styl. Liczyłem na to, że rywal się zmęczy. Ale się nie zmęczył. Co do kondycji, to było wszystko OK. Sporo biegałem, osłabiło mnie jedynie zrzucanie wagi. Musiałem zgubić 15 kilogramów. Przez tydzień nie jadłem.

 

Uważasz, że to jest profesjonalne?

 

W takim razie muszę wyciągnąć wnioski i zabrać się do roboty.

 

Chciałbyś rewanżu z Victorem Marinho?

 

Oczywiście, gdyby nie oczy i że waga nie ta, to nawet dziś!

 

Będzie dłuższa przerwa?

A czemu ma być? Jak mi zejdzie opuchlizna to wracam do treningów. Wrócę jeszcze mocniejszy.

 

No, jedno to masz mocne...

Co?

Głowę! Mike Tyson miał żelazne pięści, ty masz łeb jak zbrojony beton!

(śmiech) No, masz rację! Nie wiem komu mam to zawdzięczać. Może jednemu z trzech bogów.

 

Czyli nie kończysz kariery?

Nie, dlaczego miałbym to zrobić? A jeśli kiedyś bym musiał, to będę budowałpiękne domy!

 

Mówiłeś mi, że chcesz być sławny.

(śmiech) I jestem! Teraz tylko muszę to odpowiednio wykorzystać. Są i dobre strony tego wszystkiego. Moja wartość wzrosła. Będę mógł pomóc innym ludziom. Wystawię mój melonik na licytację i będzie hit! Zrobię dobry uczynek, moja walka nie pójdzie na marne.

Paweł Słodownik, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze