Sobierajski: Ferrari wraca do gry, Mercedes dominuje

Moto
Sobierajski: Ferrari wraca do gry, Mercedes dominuje
fot. PAP

Mistrz świata Lewis Hamilton bez problemów wygrał pierwszy wyścig nowego sezonu w Formuły 1. Brytyjski kierowca na torze Albert Park w Australii odniósł swoje 34-te zwycięstwo w karierze. Drugie miejsce Nico Rosberga potwierdziło oczywistą prawdę, że zespół Mercedesa znów gra w swojej lidze.

Skrupulatni analitycy wyliczyli, że w Australii osiągi Srebrnych Strzał były o 1,61 % lepsze od pozostałych ekip. W najbardziej zdominowanym przez tę ekipę wyścigu poprzedniego sezonu podczas Grand Prix  Hiszpanii, przewaga wynosiła 1,24%. Fachowcy są zgodni, że taki stan rzeczy, to nie jest tylko kwestia przewagi jednostki napędowej. Bolid W06 ma również  bardzo dobry docisk aerodynamiczny. Czy to oznacza, że walka o zwycięstwa w tym sezonie rozstrzygać będą między sobą Lewis Hamilton i Nico Rosberg? Wszystko wskazuje na to,  że owszem. Przewaga Mercedesa jest ewidentna i wręcz ogromna. Na konferencji po wyścigu Nico Rosberg przyznał, że jego zdaniem byłoby dobre dla sportu jeśli Ferrari zbliży się do Mercedesa. Sebastian Vettel natychmiast zakwestionował powagę jego wypowiedzi. Przypomniał, że ukończył wyścig jako trzeci tuż za Mercedesami z ponad trzydziesto sekundową stratą. Niemniej tor Albert Park nie jest typowym obiektem to rozgrywania wyścigów, co za tym idzie na realną ocenę przewagi srebrnych bolidów trzeba będzie poczekać. Dodatkowo postęp Ferrari jest również duży i daję nadzieję na przyszłość. 

 

W Melbourne Lewis Hamilton jechał jak na mistrza świata przystało. Nico Rosberg będzie musiał szybko odpowiedzieć na tę formę Brytyjczyka. Jednakże sezon jest wyjątkowo długi i batalia między tymi kierowcami może być co najmniej tak zacięta i interesująca jak rok temu. Na koniec zawsze trzeba brać pod uwagę fakt, że przed nami jeszcze sporo wyścigów. Mnóstwo nieprzewidzianych sytuacji może się zdarzyć.

 

GP Australii przypomniało dawne czasy

 

Z resztą nie trzeba do tego wielkiej fantazji. Pierwsze zawody w tym sezonie pokazały, że za plecami Hamiltona i Rosberga nie brakuje emocji. Już na starcie zamiast dwudziestu bolidów zobaczyliśmy piętnaście. Brak kierowców Manor nie był niespodzianką, bo przecież ekipa nie zdołała przygotować swoje auta do startu. Jednak kontuzja Valtterego Bottasa czy awarie na okrążeniu wyjazdowym Kevina Magnussena i Daniłła Kwiata to już spore niespodzianki. Kolejnym zaskoczeniem była ilość jedenastu bolidów, które przekroczyły linię mety. W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do tego, że konstrukcje rzadko zawodziły. Tymczasem Grand Prix Australii przypomniało dawne czasy Formuły 1.

 

Trzeba jednak głęboko poszukać w annałach by znaleźć tak kompromitujący występ McLarena.  Konserwatywne ustawienia jednostki napędowej Hondy w kwalifikacjach sprawiły, że strata do Mercedesa wynosiła ponad pięć sekund. Naturalnie po takim występie McLarenom przypadły dwa ostatnie miejsca na starcie. Tłumaczeniem Japończyków była wysoka temperatura i obawa, przed przegrzaniem.  W niedzielę z kolei problemy z silnikiem Magnussena przed początkiem wyścigu zapowiadała kompletny blamaż stajni z Woking. Jednak Jensonowi Buttonowi udało się dojechać do mety. Nie ważne, że ze stratą dwóch okrążeń do lidera i na szarym końcu. Button wyraził nadzieję całego zespołu, że zebrane doświadczenia pomogą zespołowi szybciej odbić się od dna. Złośliwi już zastanawiają się, co myślał oglądając występ swojej ekipy wracający do zdrowia Fernando Alonso i z jakim nastawieniem powróci do ścigania jak zapowiada w Malezji.

 

Loteria we włoskiej stajni

 

Bół głowy również w Red Bullu. Szef ekipy Christian Horner jest od kilku tygodni wciekły na dostawcę silników Renault. Problemy z oprogramowaniem nowej jednostki powodują, że bolidy trudno się prowadzą. Mocy w nich nie ma więcej, za to znacząco wzrosła awaryjność. Na cztery auta napędzane w Australii agregatami francuskiego koncernu do mety dojechały dwa. Znamienny był obrazek bezradności Daniela Ricciardo w walce o piątą pozycję z Sauberem, który prowadził fenomenalny debiutant Felipe Nasr.

 

Generalnie po zamieszeniach kontraktowych w Sauberze i ciężkiej atmosferze na zapleczu, przynajmniej na torze wynik sportowy daje powody do optymizmu. Po ciężkich chwilach w 2014 roku na punktach pierwszy wyścig zakończyły oba bolidy. Duża w tym zasługa silnika Ferrari. Odrodzenie włoskiej stajni ukoronował Sebastian Vettel na podium w debiucie dla tego zespołu. Jednak, jest jeszcze sporo pracy przed nowym szefem stajni Maurizio Arrivabene i nie chodzi tylko o pogoń za Mercedesem. Postoje w boksach wciąż są pewnego rodzaju loterią we włoskiej stajni, a dowodem jest odpadnięcie Kimiego Raikkonena.

 

Formuła 1 ruszył na dobre i mimo dominacji Mercedesa zapowiada się na gorący pełen mniejszych i większych zwrotów akcji sezon. Oby było ich jak najwięcej!

Krystian Sobierajski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze