Lance Armstrong chce wrócić!
Największy skandalista w dziejach zawodowego sportu, skazany na dożywotni zakaz uprawiania sportu, spotkał się z szefem amerykańskiej agencji antydopingowej (USADA), aby przekonać go do zmiany kary dożywocia, na kilkuletnią dyskwalifikację.
Travis Tygart ostatni raz spotkał się z Armstrongiem ponad dwa lata temu, kiedy skandal wokół byłego siedmiokrotnego zwycięzcy Tour de France był wciąż głośny, a Amerykanin składał kolejne wyjaśnienia w sprawie. Do najnowszego spotkania miało dojść – według gazety New York Times – na lotnisku w Denver. Tygart co prawda nie potwierdza rozmowy, a prawnicy Armstronga byli ostatnio nieosiągalni, ale rewelacje amerykańskich dziennikarzy potwierdzają przyjaciele niegdyś największego dopingowicza.
Potrzeba rywalizacji
Skąd całe to zamieszanie? Armstrong stara się bowiem o skrócenie kary zawieszenia, aby móc startować w najważniejszych zawodach triathlonowych. Amerykaninowi potrzebne są pieniądze, a i nie mniej ważna dla niego jest sama rywalizacja.
Tymczasem od trzech lat pozostaje w zawieszeniu, zmagając się z kolejnymi procesami. W 2012 roku Tygart opublikował bowiem raport, w którym przedstawił dowody na „najbardziej wyrafinowany, profesjonalny i skuteczny system dopingowy w dziejach sportu”. To w wyniku działań szefa USADA Armstrongowi odebrano 7 tytułów z Wielkiej Pętli, stracił on sponsorów i musiał pogodzić się z dożywotnim zakazem startów.
Brudna twarz walki z dopingiem?
Dlaczego Tygart miałby zgodzić się na skrócenie dyskwalifikacji dla skandalisty? Ponoć szefowi amerykańskiej agencji zależy, aby przekonać Armstronga do działań na rzecz walki z dopingiem. Poddając się regularnym testom i uczestnicząc w zawodach triathlonowych były kolarz miałby zaangażować się także w działania USADA. – Nasze stanowisko nie uległo zmianie – miał powiedzieć dla New York Timesa Tygart. – Zawsze mieliśmy nadzieję, że on usiądzie z nami do rozmów. Wydaje mi się, że Armstrongowi jest przykro z powodu tego, co się stało i mam nadzieję, że ma on wiele do zaoferowania w walce z dopingiem – dodał szef agencji.
Tego typu słowa mogą wielu szokować. Owszem Armstrong był tylko jednym z wielu, którzy wygrywali w sporcie dzięki zakazanym środkom, ale kolejne zwycięstwa na kolarskich trasach dały mu niewiarygodny rozgłos, pozwoliły zarobić setki milionów dolarów i stać się ikoną kolarstwa.
Żal i postanowienie poprawy?
Wydaje się, że kara wobec niego powinna być więc surowsza niż tylko dwuletnie zawieszenie (plus trzy lata, które już odcierpiał). A o takiej karencji mowa. Ba, byli współpracownicy Armstronga twierdzą, że jego spojrzenie na doping wcale nie zmieniło się i Amerykanin nie żałuje za grzechy przeszłości.
Tygart trzy lata temu dokonał rewolucji w amerykańskim i światowym sporcie, zyskując uznanie za nieustępliwość i konsekwencję. Dziś podaje rękę upadłej legendzie. Czy takim ruchem także zyska uznanie w świecie sportu?
Komentarze