Moskal: Nie jestem desperatem. Nikomu w Krakowie pucharów nie obiecałem

Piłka nożna

Z Kazimierzem Moskalem spotkaliśmy się w podkrakowskich Myślenicach, gdzie na co dzień trenuje Wisła. Stary-nowy trener Białej Gwiazdy po raz trzeci ma gasić pożar przy Reymonta. – Gra o remis nie jest w mojej naturze. Nie mogę jednak obiecać pucharów albo mistrzostwa. To byłoby niezgodne z moim sumieniem – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl. Zobacz cały wywiad z Kazimierzem Moskalem.

Sebastian Staszewski: Wierzy Pan, że do trzech razy sztuka? To już trzeci raz, gdy obejmuje Pan pierwszy zespół Wisły Kraków. Tym razem będzie lepiej, niż poprzednio?

 

Kazimierz Moskal: Jest też inne znane powiedzenie: „nigdy nie mów nigdy”. Nie wiadomo, jak będzie przebiegała moja przygoda z Wisłą. Czy do trzech razy sztuka? Ja patrzę na to w zupełnie innych kategoriach. To kolejne wyzwanie. Traktuje je poważnie i odpowiedzialnie. Nie ucieknę jednak od tego, że trener rozliczany jest przede wszystkim z wyników.

 

Po poprzednich epizodach wraca Pan z większą wiarą, że tym razem nie będzie Pan tylko opcją zastępczą, tymczasową?

 

To było moim celem. Chciałem, aby kontrakt był dłuższy, niż poprzednio; chciałem, abym miał perspektywę pracy, która miałaby sens. Dwa poprzednie razy byłem w sytuacji, gdy jako pracownik klubu zastawałem zespół z problemami. Wewnętrznie sumienie podpowiadało mi, że nie mogę odmówić temu klubowi. Teraz przychodzę z zewnątrz. To inne okoliczności. Zdradzę, że rozmowy, które prowadziłem z właścicielami, nastawione były na mój dłuższy pobyt przy Reymonta.

 

Zgoda, ale za długo był Pan w Wiśle, aby nie wiedzieć, że tu żadne ustalenia z trenerami nie mają większego znaczenia. Trener Smuda też ma ważny kontrakt, a trenerem Wisły już nie jest.

 

Moja wiara wynika z rozmów z właścicielem Cupiałem i prezesem Gaszyńskim. Zdaję sobie przy okazji sprawę z tego, że długość kontraktu to jedno, a to, że kiedyś przestanę być trenerem Wisły, to drugie. Od momentu parafowania dokumentów ten dzień jest coraz bliżej. Pamiętamy przecież nawet takie historie, jak podpisywano umowę na dziesięć lat, a dwa miesiące później trener szukał nowej pracy…

 

Grał Pan w Wiśle blisko dekadę. Pracował Pan w klubie z grupami młodzieżowymi, drugą drużyną, dwukrotnie z seniorami. Poza tym Pana CV jest jednak ubogie, bo tak trzeba nazwać prace w Termalice Bruk-Bet Nieciecza i GKS Katowice. Pan jest gotowy do działania w takich warunkach?

 

Gdybym nie czuł się na tyle mocny, aby podjąć tą pracę, to pewnie nie poprowadziłbym nawet rozmów. Jeśli popatrzymy na CV trenera Berga, którego wszyscy chwalą, to też można powiedzieć, że szału nie ma. Doświadczenia trzeba nabierać krok pod kroku, trzeba budować swoją pozycję. Ja jestem przekonany, że jestem w stanie podołać temu zadaniu.

 

To co zastał Pan w Wiśle to pożar?

 

 Wisła to klub wobec którego są wielkie oczekiwania. Dlatego też trudno się dziwić, że sytuacja, która zastała nas wiosną – czyli jeden punkt po czterech meczach – nikogo nie zadowalała. To był dla Wisły moment bardzo trudny. Moja sytuacja nie jest więc komfortowa. Biorąc pod uwagę wszystkie szczegóły mogę jednak powiedzieć, że zespół nie zapomniał jak grać. Jest kryzys, ale takie kryzysy dotykają kluby nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Są jednak sposoby, aby kryzys opanować.

 

Dużo ma Pan dziś do gaszenia?

 

Nie ma nic nadzwyczajnego. Wszyscy mieliśmy inne oczekiwania: właściciele, zawodnicy, kibice. Życie potoczyło się jednak w złą stronę. Ja twierdze, że Wisła może grać widowiskowo i skutecznie. Są do tego różne drogi. Jeden trener miał swoją, ja mam inną. Tu nie ma wielkiej filozofii.

 

Co ma dać równanie widowiskowo plus skutecznie? Europejskie puchary?

 

Nie chciałem i nie chcę deklarować o które miejsce gramy. Chucham na zimne. Rozmawiałem z zawodnikami i porosiłem ich, aby każdy z nich skupił się tylko na najbliższym meczu, najpierw z Legią, później z Cracovią i tak dalej. Nie chcę kalkulować i patrzeć w tabelę co kilka dni. Przed Legią dziennikarze pytali mnie czy remis wziąłbym w ciemno. A ja nie mogę tego przyjąć. Legia była faworytem, ale na boisko wyszliśmy grać o całą stawkę. Gra o remis nie jest w mojej naturze.

 

Przed meczem z Legią czy Cracovią być może piłkarze są w stanie skoncentrować się tylko na jednym spotkaniu, ale w dłuższej perspektywie oni patrzą w tabelę. To dla nich gra o pieniądze, prestiż, czasami o przyszłość. Pan był przecież piłkarze i wie Pan, że od tego wszystkiego nie da się odciąć. Nie może Pan dziś zadeklarować, że Wisła Kraków będzie walczyła o mistrzostwo Polski?

 

Nigdy nie będę tego deklarował. Będę za to powtarzał, że chcemy grać o jak najwyższe miejsce w tabeli. Czy chcemy być na samej górze? Tak! Ale losy zawodników i trenerów różnie się plotą. Są czasami trudne momenty, który weryfikują plany i marzenia. My mamy taką sytuację, że choć czołówka nam nie odjechała, to musimy pamiętać, że ścisk jest taki, że wiele może się wydarzyć.

 

Kiedy rozmawiał Pan z Bogusławem Cupiałem czy prezesem Gaszyńskim to oni nie naciskali na konkretny sukces, powiedzmy, wspomniane przeze mnie europejskie puchary?

 

Każdy może mieć swój cel i to normalne. Ja jednak z reguły obiecuję tylko rzeczy, który mogę spełnić, które zależą tylko ode mnie. Piłka nożna to sport w którym jest wiele niewiadomych. Trudno powiedzieć, że wynik zależy tylko od trenera. Taka deklaracja – że zrobię puchary – byłaby nie fair. Nie jestem desperatem. Sumienie nie pozwoliłoby mi powiedzieć: podpiszcie ze mną kontrakt, a ja zrobię wam puchary albo mistrzostwo.

 

Stać Pana na rewolucje czy jest ona niepotrzebna?

 

Powiedzmy sobie szczerze: jesienią ten zespół grał bardzo dobrze. Ze składu praktycznie nikt nie ubył, a więc ci chłopcy nie zapomnieli jak grać w piłkę. Oni naprawdę mają potencjał. W środku rozgrywek trudno dodatkowo o rewolucję. Każdy ma swój styl prowadzenia drużyny. Trener Smuda jesienią miał bardzo dobre wyniki, a więc czy wiosną stał się gorszym trenerem?

 

Ktoś w klubie uznał, że tak.

 

No tak, ale chodzi o to, że na wynik wpływ mają drobne szczegóły. Zespół czasami wpada w dołek, czasami bardziej tkwi to w głowach, niż w nogach, a więc ja też jestem takim samym trenerem mimo porażek, remisów i zwycięstw.

 

Powiedział Pan, że tą pracę traktuje Pan jako dłuższy projekt, ale w Wiśle jest dziś kilka niewiadomych. Latem kończy się wypożyczenie Mariusza Stępińskiego, wciąż nie wiadomo, czy w Krakowie pozostanie Semir Stilić, któremu już niedługo kończy się umowa. Nie boi się Pan takich osłabień?

 

Semir to zawodnik, który ma dla nas duże znaczenie. Chciałbym, aby był w Wiśle, ale jesteśmy dorośli. W takich negocjacjach każdy gra pod siebie. Semir to profesjonalistą, i choć nie wiem, jak potoczą się jego losy, to on na boisku musi udowadniać, że stać go na lepsze warunki albo lepszy klub. Ja wierzę, że nasza gra sprawi mu tyle przyjemności, będzie chciał w Krakowie zostać.

 

Bardzo liczy Pan na doświadczonych piłkarzy, takich jak Arkadiusz Głowacki, Paweł Brożek czy Dariusz Dudka? Trener Smuda był i jest despotą, miał swój autorytatywny sposób prowadzenia drużyny, ale Pan – odkąd Pana słucham i obserwuję – wydaje się raczej typem dyplomaty, który lubi rozmawiać.

 

Jeśli ma się w drużynie takich doświadczonych zawodników to zawsze można z nich skorzystać. Uważam jednak, że warto rozmawiać z każdym piłkarzem. Aby osiągać dobre wyniki potrzebuję całej kadry, a nie tylko podstawowej jedenastki albo kilku wybrańców.

 

Na koniec powie mi Pan, na ile procent ocenia Pan szansę na to, że równo za rok będę mógł porozmawiać z Panem, jako trenerem Wisły Kraków?

 

Nie mnie to oceniać. Nigdy nie bawię się w typowanie wyników. Chcę się skoncentrować na pracy i dać z siebie wszystko. A reszta? Tak jak zaczęliśmy przysłowiem, tak zakończmy: pożyjemy, zobaczymy.

 

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze