Kopciuszek czy czarny koń? Berlińczycy sięgną Zenitu?

Wielu ekspertów skazuje drużynę Berlin Recycling Volleys na pożarcie w starciu z rosyjskim niedźwiedziem z Kazania. Berlińska ekipa nieraz pokazywała już jednak, że wielkie europejskie firmy są jej niestraszne. Czy w sobotnim półfinale LM ponownie wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności?
Dla Berlin Recycling Volleys – ekipy gospodarza Final Four Ligi Mistrzów, spotkania z zespołem z Kazania nie są pierwszyzną. Zarówno rok temu, jak i przed dwoma laty berlińczycy mierzyli się z rosyjskim gigantem w I fazie play-off najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek. Co prawda nie udało im się wygrać żadnego z 4 spotkań, ale szczególnie w 2013 roku postawili twarde warunki Rosjanom.
O obu meczach, które miały decydować o awansie do kolejnej fazy można powiedzieć, że były solą dla siatkarskich kibiców. Zarówno w Berlinie, jak i w Kazaniu o zwycięstwie Maksima Michajłowa i spółki decydował zacięty tie-break. U siebie w domu, czyli w Max-Schmeling-Halle Niemcy prowadzili nawet 2:1 w setach, ale fatalna czwarta partia i piąty set przegrany do -16 sprawiły, że z parkietu schodzili ze spuszczonymi głowami. Na wyjeździe także nie zlękli się rosyjskich mocarzy, ale przegrali 2:3 i pechowo odpadli z rozgrywek…
Rok później nie było już taryfy ulgowej i Niemcy dostali solidne lanie od jednego z faworytów Ligi Mistrzów. 0:3 we własnej hali i taki sam wynik na parkiecie przeciwnika – to była realna ocena poziomu obu zespołów. Berlińczycy pokazali jednak hart ducha, a niektóre akcje z meczu w stolicy Niemiec z pewnością do dzisiaj są wspominane przez kibiców posiadających dobrą pamięć (dla zapominalskich wideo z jedną z kapitalnych wymian – KLIK).
Resovia na rozkładzie
Berlin Recycling Volleys nie ma zamiaru pękać przed gigantami europejskiej siatkówki. W poprzednich latach gospodarze tegorocznego Final Four prowadzili zacięte boje ze zdobywcą LM – Itasem Diatec Trentino i niespodziewanie pokonali kolejnego rosyjskiego giganta – Lokomotiw Nowosybirsk. W tej edycji Champions League ograli zaś innego uczestnika tegorocznego turnieju finałowego - Asseco Resovię Rzeszów. Co więcej, dokonali tego w jaskini lwa – na Podpromiu, miażdżąc wręcz wicemistrza Polski 3:0.
Atutem berlińczyków w starciu z Zenitem Kazań będzie niewątpliwie własna arena. Kibice zgromadzeni w Max-Schmeling-Halle, mogącej pomieścić prawie 9 tysięcy widzów, już nieraz pomagali swoim pupilom. Tak jak w latach 2012-2014, gdy zawodnicy ze stolicy Niemiec sięgali po mistrzostwo kraju przerywając wieloletnią dominację Friedrichshafen.
Współautorem sukcesów berlińczyków jest trener Mark Lebedew. Pod jego wodzą zespół ze stolicy Niemiec zaczął osiągać świetne wyniki, a zasługą szkoleniowca jest stworzenie z drużyny nie posiadającej może wielkich gwiazd, ale tworzącej za to zgrany kolektyw. Opiekun ekipy finalisty Final Four Ligi Mistrzów w wywiadach podkreśla, że nie ma potrzeby ściągania do klubu nowych zawodników, jeśli ci, których ma pod ręką tworzą zespół zdolny do wygrywania z najlepszymi.
A trzeba przyznać, że Lebedew dysponuje kilkoma asami z rękawa. Przede wszystkim na przyjęciu może liczyć na wieloletniego reprezentanta Niemiec Roberta Kromma. Dysponujący świetnymi warunkami fizycznymi zawodnik przez wiele lat występował w najsilniejszych klubach Serie A, gdzie zbierał świetne recenzje. W 2012 roku zdecydował się jednak na powrót do drużyny, z której wypromował się na Półwysep Apeniński. Jego przyjście do zespołu z Berlina zbiegło się ze zdobyciem dwóch kolejnych tytułów mistrza Niemiec. Przypadek? Wydaje się, że nie.
W tym samym roku co Kromm (1984) urodził się inny siatkarz, który obecnie stanowi o sile BR Volleys. Mowa o Christianie Dunnesie, który także zbierał cenne szlify we Włoszech. On jednak, w przeciwieństwie do rodaka, na Półwyspie Apenińskim zdobywał ważne trofea. W barwach Copry Piacenza Dunnes zdobył w 2009 roku mistrzostwo Włoch. Reprezentant Niemiec jest zawodnikiem uniwersalnym, mogącym występować zarówno na przyjęciu, jak i w ataku. W zespole mistrza Niemiec gra po przekątnej z rozgrywającym.
Amerykańska kolonia i polskie akcenty
Zawodnikiem, który rozdziela piłki w drużynie prowadzonej przez Marka Lebedewa jest reprezentant USA Kawika Shoji. Wraz ze swoim bratem Erikiem był w kadrze, która w 2014 roku walczyła na mundialu rozgrywanym w Polsce. W przeciwieństwie do młodszego z braci, który był podstawowym libero ekipy zza oceanu, Kawika był tylko zmiennikiem podstawowego rozgrywającego - Micaha Christensena. Amerykańską kolonię w Niemczech uzupełnia mistrz olimpijski z Londynu Scott Touzinsky, który najlepsze lata ma już jednak za sobą.
W zespole z Berlina możemy odnaleźć także dwa polskie akcenty. Chodzi o dwóch podstawowych środkowych bloku, którzy w przeszłości występowali na parkietach Plusligi. Zdecydowanie świeższe wspomnienia z gry w naszym kraju ma Rob Bontje, który jeszcze niedawno reprezentował barwy Jastrzębskiego Węgla. Od czasu, gdy Tomas Kmet występował w barwach Mostostalu Kędzierzyn-Koźle minęło już 9 lat, ale Słowak nadal prezentuje świetną formę na bloku.
Czy ten zgrany kolektyw ma szansę na awans do finału Ligi Mistrzów? Niektórzy eksperci już przed rozpoczęciem półfinału z góry założyli, że jednak z polskich drużyn - Skra lub Resovia w decydującym meczu zmierzy się z Zenitem Kazań. Trzeba jednak pamiętać, że berlińczycy nie musieli walczyć w czterech spotkaniach fazy play-off i będą z pewnością wypoczęci. Tym bardziej, że w ćwierćfinale ligi niemieckiej pokonali łatwo drużynę Netzhoppers - dwa razy po 3:0. Czy jednak będzie ich stać na sprawienie niespodzianki wielkiego kalibru?
Transmisja spotkania Zenit Kazań - Berlin Recycling Volleys w sobotę 28 marca o 17:00 w Polsacie Sport!
Komentarze