Stilić: Powrót do Wisły był strzałem w dziesiątkę. Teraz chcę grać z Dżeko!

Piłka nożna

Pomocnik Wisły Kraków Semir Stilić otrzymał niedawno powołanie na towarzyski mecz reprezentacji Bośni i Hercegowiny z Austrią. – Dziś wiem, że wracając do Polski zrobiłem dobrze. Przejście do Wisły było strzałem w dziesiątkę! Na to powołanie pracowałem ponad trzy lata. Teraz zrobię wszystko, aby w kadrze zostać na dłużej – mówi nam Stilić z którym spotkaliśmy się w treningowym ośrodku Wisły w podkrakowskich Myślenicach.

Sebastian Staszewski: Derby Krakowa były Pana ostatnimi?

 

Semir Stilić: Tego nie wie nikt. Ja sam także nie znam odpowiedzi na to pytanie.

 

Od tygodni po tej stronie Błoni kibice pytają: „co dalej ze Stiliciem? Zostanie czy odejdzie”.

 

To pytanie, które musi padać. Rozumiem to. Oczywiście, że wolałbym, aby ludzie pytali o coś innego, a nie tylko o to, kiedy i czy przedłużę kontrakt z Wisłą. Powiem jednak szczerze: jestem profesjonalistą, gram zawsze na maksimum możliwości i czekam na to, co wydarzy się za miesiąc, dwa, może trzy. Z pobytu w Wiśle jestem zadowolony, ale żeby zostać muszę być zadowolony bardzo.

 

Zapytałem o Pana trenera Moskala, a on nie miał wątpliwości. Jego zdaniem trwające negocjacje nie sprawią, że zacznie grać Pan słabiej. Wierzy w Pana.

 

Sytuacja, kiedy komuś kończy się kontrakt, jest trudna, ale gdybym głową był w innym miejscu, niż murawa, to byłby przede wszystkim mój problem. Dobra gra otwiera przecież nowe drzwi.

 

Wyobraża Pan sobie grę w innym, polskim klubie?

 

Kiedy byłem w Lechu nigdy nie spodziewałem się, że trafię do Wisły. Teraz tu jestem, czuję się szczęśliwy. Dla mnie najważniejsze jest analizowanie najbliższej przyszłości, nie kolejnych lat. Przyjechałem do Krakowa rok temu, miałem trudną sytuację, musiałem odzyskać formę. Trochę to potrwało i dziś okoliczności się zmieniły. Jest postęp. Dostałem nawet powołanie do kadry Bośni.

 

Proszę być szczerym: pojawił się temat gry w Legii Warszawa?


Nie ma sensu o tym rozmawiać. To tylko daje pretekst do tego, aby w media pisały wiele bezsensownych informacji.

 

Nie zaprzecza Pan…


(śmiech) Chciałbym odpowiadać na pytania o derby Krakowa, a nie tylko na temat transferu.

 

Tuż po przyjeździe do Krakowa spotkaliśmy się na długiej rozmowie. Siedzieliśmy wtedy nieopodal rynku w klubie Loża, a Pan grał na pianinie. Tamtą rozmowę nazwałem: „Artysta Futbolu”. Odkąd związał się Pan z Wisłą wszystko poszło po Pana myśli?

 

Dla mnie najważniejszy był wówczas powrót do formy, do regularnego grania. Chciałem być zdrowy i nie łapać kontuzji. Dzięki Bogu tak się stało. Jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Jestem zawodnikiem, który lubi grać o najwyższe cele i w Wiśle mam taką możliwość. Dodatkowo wokół siebie mam takich piłkarzy, jak Dudi, Broziu czy Głowa [Dariusz Dudka, Paweł Brożek, Arkadiusz Głowacki – red.]. Oni grali w europejskich klubach, sporo mogą mi przekazać. Z minionego roku jestem więc zadowolony, ale na laurach nie osiadam. Może być jeszcze lepiej!

Po nieudanych przygodach na Ukrainie i w Turcji zdecydował się Pan na zaskakujący powrót do Polski, ale nie do Lecha, a do Wisły Kraków. Na to namawiała Pana nawet mama.

 

Patrząc w przeszłość – zrobiłem dobrze. To był strzał w dziesiątkę. Jak każdy piłkarz, który jest bardzo rodzinny, pytałem o to rodziców, kolegów. W tamtym czasie, gdy rozwiązałem umowę w Turcji, szukałem grania. Wisła się zgłosiła, choć miałem też inne oferty…

 

Do Pana ojca wydzwaniał nawet prezydent Dinama Zagrzeb Zdravko Mamić.

 

Tak, ale w Polsce rozegrałem wcześniej ponad sto meczów, znałem ludzi, język, nie byłem tu także anonimowy. Nie potrzebowałem czasu na aklimatyzację. Wcześniej raz grałem, a raz nie, dlatego też mama doradziła mi, abym wybrał Wisłę. Wiedziała, że aby się wyróżnić, muszę być na boisku.

 

Namawiała Pana głównie dlatego, że w Wiśle był trenera Smuda? Dziś już go w klubie nie ma…

 

Każdy piłkarz potrzebuje zaufania. Wtedy gra się lepiej. Dla mnie było to ważne, że mogłem mieć przy sobie człowieka, który mi ufał, bo Smuda pokładał we mnie duże nadzieje. Dał mi szansę z której skorzystałem. Odpłaciłem się za nią chyba dobrze. Teraz nie ma już Smudy, jest trener Moskal i życie toczy się dalej. Przecież piłkarze współpracują z wieloma szkoleniowcami. Natomiast numer trenera na pewno zostawię sobie w telefonie. Będziemy w kontakcie. Na samym końcu trzeba być człowiekiem.

 

Między innymi dzięki Smudzie w końcu dostał Pan powołanie z reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Znalazł się Pan w kadrze na towarzyskie spotkanie z Austrią we Wiedniu. Gratuluję.


Na pewno mnie to cieszy, bo na to powołanie pracowałem ponad trzy lata. Tyle czasu nie było mnie w kadrze, choć cały czas byłem w kręgu zainteresowań bośniackich trenerów. Powołanie do kadry sprawia, że się spełniam, bo gra w reprezentacji to przecież marzenie każdego piłkarza.

 

Dzwonił do Pana selekcjoner Mehmed Baždarević?

 

Nie, ale rozmawiałem z ludźmi z federacji, którzy poinformowali mnie, że otrzymam powołanie. Już wcześniej jednak miałem informację, że selekcjoner wyśle kogoś do Krakowa. Jeszcze nie rozmawialiśmy, ale wydaje mi się, że faktycznie ktoś był (śmiech). W kadrze znalazło się siedmiu-ośmiu nowych piłkarzy, więc trzeba się cieszyć, że w końcu ktoś zwrócił na nas uwagę.

 

Pjanić, Lulić, Dżeko, Ibisević – poważnych piłkarzy w bośniackiej kadrze nie brakuje. Widzi Pan wśród nich miejsce dla siebie?

 

Oczywiście. Myślę, że wszystko zależy tylko do tego, czy będę grał w klubie tak dobrze, jak przez ostatni rok. W kadrze gra się mecz, później są dwa miesiące przerwy, i czas na kolejne spotkanie. Dlatego gra w zespole klubowym to podstawa. Jeśli spełnię się na tym polu to trener Baždarević na pewno o mnie nie zapomni.

 

Kraków to ładne miasto. Może warto selekcjonera zaprosić?

 

Myślę, że gdyby przyjechał, to zobaczyłby coś fajnego. Kraków to piękne miasto, ma piękny stadion, duży klub i super kibiców. Może to zaproszenie to nie jest zły pomysł?

 

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze