Magiera: Tu nie chodzi o Leona…

Siatkówka
Magiera: Tu nie chodzi o Leona…
fot. Cyfrasport
Wilfredo Leon grał już przeciwko Polakom. Czy stanie kiedyś po tej samej stronie siatki?

Kiedy napisałem na Twitterze, że mówię stanowcze NIE dla występów Wilfredo Leona w reprezentacji Polski, wielu ludzi dodało tego twitta do ulubionych, wielu skomentowało, że ma podobne zdanie, ale byli też i tacy, którzy zaczęli mnie posądzać o… rasizm.

140 znaków to trochę mało, aby rozwinąć temat, dlatego w tym miejscu od razu wyjaśniam. Nie jestem rasistą. Nie mam nic przeciwko innym nacjom, w tym oczywiście Kubańczykom, którzy chcą resztę życia spędzić w naszym kraju. Więcej. Pojedyncze jednostki gorąco zachęcam, aby namawiali swoich przyjaciół czy znajomych i jak najczęściej odwiedzali Polskę. Jeżeli mają ochotę się tutaj osiedlić, proszę bardzo. Pracując i żyjąc w Polsce, przy okazji niech emanują swoją kulturą, uczą nas, albo nasze dzieci języka hiszpańskiego, niech otwierają szkoły tańca, niech nauczą nas salsy, niech otwierają kubańskie restauracje. Sam chętnie się wybiorę, aby zjeść coś dobrego. Z całą rodziną oczywiście…

 

Nie zamierzam nikogo przekonywać do swoich racji, chciałbym jedynie, żeby wszyscy zrozumieli moje intencje i zwrócili uwagę na jeden, moim zdaniem, dość istotny szczegół. W tak zwanej „sprawie Leona” wcale nie chodzi mi o… Wilfredo Leona, tylko o bardzo niebezpieczny precedens, który może stać się dość popularną – nie tylko w Polsce – praktyką.

 

Do Wilferdo naprawdę nic nie mam, więcej – autentycznie cieszę się, że chce resztę życia spędzić w Polsce, że mu się tutaj podoba, jeżeli spełni wszystkie konieczne warunki aby otrzymać polskie obywatelstwo nie mam nic przeciwko, aby na co dzień posługiwał się polskim paszportem. Ale jestem zdecydowanie na „nie”, jeżeli chodzi o reprezentowanie przez Niego naszych barw narodowych, nawet po spełnieniu wszystkich koniecznych do tego warunków, włącznie z obowiązkową dwuletnią karencją, bo pamiętajmy, że Wilfredo przez parę lat był reprezentantem Kuby. Od razu dodam, że nie podobały mi się też wcześniejsze praktyki z Emmanuelem Olisadebe i Rogerem w naszej piłkarskiej reprezentacji.

 

W „sprawie Leona” nie przekonują mnie argumenty, że jest dobrym siatkarzem (mój dopisek: nawet bardzo dobrym, może nawet w tej chwili najlepszym na świecie), że z Nim w składzie regularnie będziemy zdobywać kolejne medale, bo On nam to zagwarantuje itd., itd. Naprawdę to jest dobry powód, aby Wilfredo grał w reprezentacji Polski? Czy te medale są naprawdę najważniejsze?

 

Kompletnie nie rozumiem też argumentu przytoczonego przez dra Łukasza Jurczyszyna, który w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem na polsatsport.pl twierdzi, że koniecznie trzeba Leona do reprezentacji brać, aby pokazać, że jesteśmy otwarci na świat i nowocześni zarazem. To oczywiście nie jedyny, ale jeden z wielu powodów, o których w rozmowie pan doktor wspomniał. Czy naprawdę poprzez takie działania udowodnimy całemu światu swoją otwartość i nowoczesność? I druga rzecz, komu i po co mamy to niby udowadniać?

 

Nikt nie musi się ze mną zgadzać, ale uważam, że w Europie bez granic, w której przyszło nam żyć, przy tym całym „multi kulti”, powinniśmy dbać przede wszystkim o naszą tożsamość, aby jej w żaden sposób nie stracić i nie zawsze kierować się li tylko polityczną poprawnością, bo tak wypada. Co roku, 1 sierpnia – przepraszam za wyrażenie – gdy słucham radia, czy oglądam telewizję szlag mnie trafia jak słyszę młodych ludzi, którzy mają problem z odpowiedzią na pytanie, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie. Albo – przy innej okazji – co to był ten stan wojenny. Wkurzam się na meczach naszej reprezentacji (prawie każdej), kiedy kibice śpiewając nasz hymn narodowy używają frazy „póki my żyjemy”, zamiast prawidłowej „kiedy my żyjemy”… Podobnych przykładów mógłbym podać więcej, ale nie o to chodzi.

 

Tożsamość. Słowo klucz w tej całej sytuacji. Jeszcze raz powtarzam. Nie chodzi tutaj o Leona, ale o sam fakt. Bo Leon będzie pierwszy, po nim ktoś następny, później jeszcze kilku innych, aż dojdzie do tego, że za kilka, może kilkanaście lat w naszej reprezentacji nie będzie ani jednego „rdzennego” Polaka. Tak, tak… Wiem, że to mało prawdopodobne, nie będę jednak twierdził, że niemożliwe, bo jeżeli pozwolimy na występy w reprezentacji temu pierwszemu, to dlaczego niby mielibyśmy w konsekwencji – oczywiście po spełnieniu wszystkich koniecznych warunków – nie pozwolić drugiemu, trzeciemu, dziesiątemu, dwudziestemu…

 

Reprezentacja Polski. Komentatorzy często używają zamiennika „reprezentacja narodowa”. Przez czterdzieści lat życia nie słyszałem, aby Mateusz Borek, czy Dariusz Szpakowski, komentując mecz naszej piłkarskiej reprezentacji użyli zwrotu „reprezentacja obywatelska”. Tak sobie myślę, że można żyć w społeczeństwie obywatelskim i jednocześnie mieć w każdej dyscyplinie sportu reprezentację narodową, bo jedno drugiego zwyczajnie nie wyklucza. Kto wie, być może w obecnym świecie pozwoli nawet na wyeksponowanie zupełnie zapomnianych wartości, dzięki którym tworzyła się cała nasza historia.

 

Nie, wcale nie przesadzam. Przykład z ostatnich dni. Może bardzo skrajny, ale oddający sedno całej sprawy. Gdyby nie tożsamość i dbałość o swoją małą ojczyznę, wyznawanie prostych na pierwszy rzut oka zasad, nikt by dzisiaj nie słyszał o Błękitnych Stargard Szczeciński. Gdyby w tym klubie nie występowali ludzie pochodzący z tego miasta, na co dzień tam pracujący czy uczący się, ludzie którzy cały czas mają wielką frajdę z tego, że mogą dać ogromną radość sobie na boisku i kumplom, sąsiadom, znajomym na trybunach – to dzisiaj nie byłoby o nich tak głośno jak jest. Idę o każdy zakład, że grając „nie swoimi”, odpadliby z rozgrywek o Puchar Polski już dawno temu, gdzieś w okolicach rundy przedwstępnej szczebla centralnego.

Marek Magiera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze