Hołowczyc: Przyspieszenie takie, że gałka oczna się cofa

Grzegorz Jędrzejewski: Petter Solberg, być może Nani Roma, Manfred Stohl - te nazwiska fascynują kibiców. Do nich dołącza Krzysztof Hołowczyc. Niesamowita historia i skąd się wziął ten pomysł?

Krzysztof Hołowczyc: To są moi koledzy z tras rajdowych. Ścigałem się z nimi, choćby z Solbergiem. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że popularność RallyCrossu rośnie w postępie geometrycznym i to powoduje, że warto tam być. Pamiętam, jak dziesięć lat temu mój menedżer powiedział: wskakujemy do pociągu "Dakar" i jedziemy na ten rajd. Nie bardzo chciałem to zrobić, a tutaj jest dokładnie odwrotnie. To jest świetna dyscyplina i warto przemyśleć to, jak walczyć, bo jak coś robić, to na sto procent i dojść do szczytu. Specjalnie zaczęliśmy od klasy, która jest sporo tańsza, a jednak bardzo silna, bo są tutaj młode wilki, które chcą się pokazać i wskoczyć do wyższej kategorii. Będzie to dla nas ciężki sezon, ale mam nadzieję, że zdobędziemy doświadczenie. Nie ukrywam, że na koniec chciałbym jeździć w klasie Supercar, ale trzeba od czegoś zacząć.

Jeden z kierowców powiedział, że jeśli w Supercar popełniasz błąd to nie ma znaczenia, na którym biegu jesteś. Tam jest 600 koni pod maską i po prostu odjeżdżasz z zakrętu. Czy to coś zmienia w Twoich treningach? Bo to wyścigi, a nie długodystansowe rajdy.

Mam szczęście, że moja kariera zaczęła się od kartingu i obecność zawodników mnie nie przeszkadza. Jeździłem w życiu różnymi maszynami i nie będę się bał przyspieszeń. Jeżeli jest naprawdę dobry, przyczepny asfalt, to Supercar potrafi się rozpędzić do 100 km/h w dwie sekundy. Rozmawiałem z chłopakami i mówili, że w takich momentach masz zaburzenie widzenia. Gałka oczna się odrobinę cofa i jest ten moment, w którym modlisz się, żeby zawodnik przed tobą naprawdę wystartował. Będzie się dużo działo.

Cała rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem w załączonym materiale wideo.