Pindera: Tak być musiało

Artur Szpilka i Maciej Sulęcki szybko wygrali swoje walki w Chicago, ale nie mogło być inaczej. Na razie wstrzymałbym się jednak od zachwytów.
A to z tego prostego powodu, że obaj rywale Polaków, Ty Cobb i Darryl Cunningham to wiekowi bokserscy „kelnerzy”. W pojedynkach, które zobaczyliśmy nie mieli nic do zaoferowania, więc chociażby z tego powodu nie ma szczególnych powodów do wielkiej radości, co nie oznacza, by nie można było pochwalić zarówno Szpilki jak i Sulęckiego.
Ten pierwszy, choć ma dopiero 26 lat na amerykańskiej ziemi czuje się jak u siebie, to był przecież jego ósmy występ w USA. A ponieważ ostatnio mierzył się tam z rywalami bez porównania lepszymi od „Tygrysa” z Teksasu, że wymienię tylko Bryanta Jenningsa, to jego pewność siebie była uzasadniona. Wiedział z kim walczy, miał świadomość, że takie są reguły gry i nie ma co wybrzydzać, tym bardziej, że honorarium było godziwe (100 tysięcy dolarów), a na wielkie wyzwania przyjdzie czas. W Chicago miał po prostu zrobić swoje i zrobił. Krótką pracę w UIC Pavillon wykonał jak zawodowiec. Szybko znalazł słabe strefy w defensywie Cobba (co trudne nie było), a później pokazał, że w lewej pięści trochę mocy ma i skończył zabawę nokautem. Wszystko to zrobił z uśmiechem, bez stresu, ale myślę, że on sam nie zamierza z tego zwycięstwa wyciągać przedwczesnych wniosków.
Za wcześnie też na ocenę pracy nowego trenera „Szpili”. Ronnie Shields to doświadczony fachowiec, który nie szczędzi pochwał naszemu ciężkiemu w typowo amerykańskim stylu. Naczelną zasadą takiego postępowania jest motywacja pozytywna, co może potwierdzić Przemek Saleta, który kilka lat spędził swego czasu na Florydzie, a mistrz trenerskiego fachu, Angelo Dundee bez przerwy mu powtarzał, że będzie mistrzem świata.
Szpilce tego typu motywacja jest bardzo potrzebna, więc nic dziwnego, że na razie pracuje w atmosferze entuzjazmu. I tak też walczy. Kto wie, może wyjdzie z tego coś naprawdę ciekawego. Przy mizerii w wadze ciężkiej dostać się do czołówki nie powinno być dla Artura Szpilki zadaniem niemożliwym do wykonania.
A czego możemy oczekiwać od Sulęckiego?
Coś mi się zdaje, że to on szybciej zostanie rzucony na głęboką wodę. Na razie pokazał, że ma spore możliwości i takich leszczy jak Cunningham nie ma już sensu mu wystawiać. Ale nie można o to mieć do nikogo pretensji. Bokser z Detroit był przecież rywalem Andre Dirrella czy Andy’ego Lee, aktualnego mistrza świata organizacji WBO. Z pierwszym został poddany w drugim starciu, a Irlandczyk znokautował go już w pierwszej rundzie.
Sulęcki nie musi mieć kompleksów. On też szybko skończył swoją robotę, ale na weryfikację umiejętności Maćka przyjdzie nam trochę poczekać.
Komentarze